Wpis z mikrobloga

Kulisy bankructwa SK Banku

Fundusze własne banku rosły głównie dzięki mechanizmowi wymyślonego przez jego władze jeszcze w 2007 r. tzw. wpisowego, a nie generowanym zyskom. Każdy podmiot, który brał znaczący kredyt w SK Banku, musiał wpłacić między 6 a 12 proc. wartości pożyczki. Tylko w 2013 r. zwiększyło to fundusze banku o prawie 65 mln zł, a rok później — o 102,5 mln zł. To dzięki temu wołomińska instytucja mogła zaoferować klientom indywidualnym znacząco wyższe niż na rynku oprocentowanie depozytów, a za pozyskane w ten sposób pieniądze szybko zwiększać akcję kredytową. Proces sam się napędzał i trwałby w najlepsze, gdyby nie to, że — jak wiadomo — drzewa do nieba nie rosną. A wymaganie od kredytobiorców rentowności na poziomie nawet ponad 20 proc. (do wpisowego trzeba przecież doliczyć oprocentowanie, przekraczające 10 proc.) było z góry skazane na klęskę. Nawet jeśli w dużej części byli to kredytobiorcy dobrze znani — i sobie nawzajem, i SK bankowi…

Zgodnie z prawem, bank nie może pożyczyć jednej grupie podmiotów powiązanych więcej niż równowartości 25 proc. funduszy własnych. W przypadku SK Banku limit koncentracji wynosił więc niecałe 100 mln zł i — jak zapewniał zarząd — nigdy nie był przekroczony. Z naszych ustaleń wynika jednak, że grupa kilkudziesięciu firm, powiązanych z Dolcanem, znanym warszawskim deweloperem, pożyczyła z wołomińskiej instytucji około 1,4 mld zł, czyli połowę całego portfela. Tak liczony wskaźnik koncentracji przekraczał więc limit piętnastokrotnie!

WIĘCEJ
#banki #skbank #przestepczosc #neuropainformuje #jogurtinformuje
  • Odpowiedz