Wpis z mikrobloga

Jest siódmy stycznia, rok 2019.
W pewnym gabinecie, gdzieś pośrodku Warszawy dłuższą cisze przerwał głos:
- Już czas panie prezydencie.
- Tak... Ale od teraz już nie mów do mnie per prezydent.

Zbigniew był już daleko od granicy, wystarczająco aby psia obława już go nie znalazła. Kiedy uciekał, zabrał tyko to co mu się udało. Najważniejsze było połączenie z siecią, wiedział że ludzie muszą się dowiedzieć ale nie był pewien czy zdąży.
Na arenie międzynarodowej panował niepokój, śmierć Putina nie była przypadkiem. Trudno jest przypadkiem zyskać pocisk dużego kalibru w sercu. To było tak samo niespodziewane jak nagła refraktoryzacja całego rosyjskiego rządu. Ludzie zostali zabici, miejsca rządzących zajęli inni, nikt nie wiedział kto to był, ani jaki jest ich plan.

Nikt oprócz Zbigniewa. Polskie i rosyjskie granice lądowe, wodne oraz powietrzne w ciągu jednej nocy zostały zamknięte. Czołgi, drut kolczasty, żołnierze i artylerie przeciwlotnicze wyrosły jakby z ziemi. W zwykłych miastach ludzie nic nie wiedzieli, a w tych ważniejszych podporządkowali się lub zginęli.

Cztery lata temu nikt nie chciał wierzyć Zbigniewowi. Teraz pozostało mu wierzyć, że będzie inaczej. Wyciągnął szybko telefon, powiedział jak jest i wysłał swemu zaprzyjaźnionemu dziennikarzowi. Maks już wiedział co ma z tym zrobić, to była ostatnia nadzieja Polski, a może nawet świata, bo plany jakie mają Kaczyński oraz Duda mogą sprowadzić wielką niestabilność na scenę polityczną.

Do rosyjskiego gabinetu właśnie przyszła informacja, cała akcja się rozpoczyna. Pod nosem niskiego człowieka, pojawił się uśmiech. Żydokomuna musi zwyciężyć.