Wpis z mikrobloga

Skończyłem właśnie oglądać pierwszy sezon #jessicajones i tak mnie na przemyślenia zebrało. Uwaga na lekkie spojlery, jak to przy recenzjach ( ͡° ͜ʖ ͡°)

Serial jest dobry, to pewne, ale ma też sporo wad. W przeciwieństwie do Daredevila, który był jakby nie patrzeć produkcją niemal 100% super bohaterską, tak tutaj dostajemy... w zasadzie nie wiadomo co, bo z nosicielami peleryn serial dzieli tylko super moce postaci. Pierwsze skojarzenia kierują nas na kategorię noire, a raczej jego nowocześniejszą wersję, kina detektywistycznego. Są sprawy, jest lekka psychoza powiązana z paranoją, jest główna bohaterka, której bardziej niż kibicować, wolelibyśmy dać w zęby. Jednak to wszystko szybko znika, a raczej zazębia się jedynie do wielkiego pościgu za głównym bandziorem.

Właśnie, postacie... tutaj jest naprawdę trudno oceniać. Sama Jessica jest pisana pod trudną, niedostępną i charakterną kobietę. Musze powiedzieć, że scenarzyści na prawdę spisali się na medal, gdyż pod koniec sezonu tak jej nie lubiłem, że miałem gdzieś, czy dorwie tego vilana. Sam główny zły kradnie całe przedstawienie. David Tennant znów pokazuje klasę aktorską. Kiedy trzeba jest przerażający, socjopatyczny, a do tego piekielnie przebiegły. Czym dalej w las tym bardziej wyczekujemy na sceny z jego udziałem. Zaskakująco dobrze wypada też postać Luka Cage'a. To po prostu jest Power Man, tak jak Downey Junior to Tony Stark. Postacie drugoplanowe są w porządku, a nawet więcej, słowem do niczego nie da się tu przyczepić.

Wracając do fabuły, pościg w późniejszej fazie strasznie zaczyna nudzić i wówczas przeradza się w zabawę w kotka i myszkę, która o dziwo też nie jest jakoś wybitnie fascynująca do śledzenia, ale ratują ją zwroty fabularne. Widzicie, taki Daredevil miał kilku przeciwników i wielką intrygę z prawdziwym geniuszem zła na samym szczycie drabiny. Tam mogliśmy być karmieni rosnącą akcją i napięciem, budowanym podczas pościgu za Kingpinem. Tutaj musimy skupić się tylko na jednym gościu. Co prawda przez te wyczekiwanie ubłaganego finału, szaleńczej pogoni za mistrzem manipulacji, koniec może przynieść jakieś uniesienie, lecz jest to tak rozciągnięte, że ten orgazm fabularny raczej męczy niż cieszy. Brak tu wyraźnie rozmachu, historia jest mocno kameralna i pozostawia z poczuciem braku puenty, czy innego katharsis.

Na wielką pochwałę zasługuje sama otoczka zbudowana wokół tego świata. Jest brudno i przyziemnie, aż do bólu. Seks pokazano jako dziką namiętność, a brutalność niektórych wydarzeń zaprawa o gore. Nie ma tutaj jednak widowiskowych scen walki, pełnych choreografii. Nasza bohaterka posiada nadludzką siłę i nie musi się wysilać na jakieś małpowanie, gdy może od niechcenia rzucić facetem na drugi koniec pokoju, rozwalając przy tym ścianę (jeszcze ciekawiej robi się, gdy na scenę wchodzi Luke Cage ze swoją niezniszczalną skórą).

Serial nie dla każdego, raczej psychologiczny niż akcji. Posiada wiele pomniejszych i bardzo ciekawych wątków, o których nie wspomniałem (przez sporą część czasu, tylko one ciągną jakoś akcję do przodu). Lecz rozwałka też się znajdzie, hej w końcu to MARVEL. Moja ocena to dobre 7,5/10


#seriale #netflix #marvel #recenzja
  • 3
@Rience93: kiepsciutki ten serialik i taki w sumie niewiadomo dla kogo. Wyglada jakby najpierw celowali w publicznosc sagi "zmierzch", potem w "supermena", a do tego postanowili dorzucic "buffy". No i wyszlo cos, co w sumie moze sie spodobac pietnastolatce. ktora chce poczuc sie dorosla, bo oglada serial z lesbijkami, albo ludziom starszym, niz pietnascie lat, ale z opoznieniem emocjonalnym lub intelektualnym.
Nie spojrze na kolejne odcinki na pewno, bo nie jestm