Wpis z mikrobloga

#zapamietane W mieście wciąż trwały aresztowania, w szkole sowieccy nauczyciele obiecywali nam, uczniom, że powywieszają nas za języki. Starsza młodzież działała już w konspiracji, co dało się wyczuć, choć nas, smarkaczy w te sprawy nie wtajemniczano. Zima zaczęła dawać się we znaki jak nigdy. Od końca grudnia prawie bez przerwy sypał śnieg. Od połowy stycznia ściskał coraz większy mróz, aż w lutym doszedł do minus czterdziestu stopni Celsjusza. W mieszkaniach zrobiło się zimno, gdyż nikt nie był na takie mrozy przygotowany. Drzewa owocowe pękały z góry na dół z ogromnym hukiem, bajcy zamarzali na śmierć na posterunkach. Życie w mieście prawie zamarło, gdyż wreszcie władza kazała zamknąć szkoły. W taką właśnie nieludzką pogodę rozpoczęła się deportacja ludności wiejskiej na Syberię. Raniutko 10 lutego ulicami miasta z różnych stron jak widma sunęły sanie za saniami, wypełnione domarzającymi dziećmi, starcami, zrozpaczonymi matkami. Z tyłu szli bajcy z bronią gotową do strzału. W powietrzu rozlegał się jęk i szloch. Tak przestały nagle istnieć dwie ludne wioski nieopodal Augustowa: Netta Folwark i Mazurki.
Z innych zabrano po kilka lub kilkanaście rodzin. Wszystkich dowożono na rampę kolejową i ładowano do nieogrzewanych bydlęcych wagonów. Przez dwa dni na rampie rozgrywały się dantejskie sceny.
W drodze najpierw zaczęli zamarzać starcy i dzieci. Oprawcy nie patyczkowali się, na każdym postoju sprawdzali wagony i zmarłych wyrzucali w śnieg. Cała Droga Krzyżowa tych nieszczęśników, poczynając od stacji początkowej, aż do końcowej w Irkucku usłana była trupami. Pomyśleć tylko, że to ponad 6 tysięcy kilometrów. Najgorsze, że nikt nie wiedział:w imię czego? za co? po co? ta katorga, niepotrzebna śmierć. Sowiecka wersja była prosta: wragi naroda, szpiony [wrogowie ludu, szpiedzy]. Nawet niemowlęta przy piersi, kilkuletnie dzieci i zgrzybiali starcy zagrażali potężnemu sowieckiemu sojuszowi i jego władcom.