Wpis z mikrobloga

W sumie wcześniejsza dzisiejsza historyjka się przyjęła (TUTAJ SZCZEGÓŁY), więc dorzucę jeszcze jedną, z mojego dzisiejszego "Jak co środę..." na @Weszlo.

tl;dr: Martin Fletcher stracił w pożarze na stadionie brata, ojca, wujka i dziadka, 30 lat prowadził prywatne śledztwo, które stawia w wątpliwość oficjalną wersję zdarzeń.

Link do tekstu na Weszło TUTAJ, a poniżej fragment konkretnie o Fletcherze.

Rok 1985. Angielskie stadiony, szczególnie w niższych ligach, zatrzymały się kilka dekad wstecz. Drewniane trybuny. Słynne „terraces”, czyli sektory stojące. Nikła kontrola, mnóstwo sfrustrowanych przedstawicieli klasy robotniczej traktujących stadion (i jego bezpośrednie okolice) jako okazję do wyżycia się i rozładowania emocji poprzez przemoc. Łatwo o dramat, tym bardziej, że służby kompletnie nie radzą sobie z zabezpieczaniem tego typu imprez. Udowodni to zresztą Hillsborough, niemal dokładnie cztery lata później.

Na ten moment jednak jesteśmy w Bradford. Tutejszy Bradford City podejmuje u siebie Lincoln City. Mimo że to tylko trzecia liga, na stadionie rzesza jedenastu tysięcy kibiców. Nic dziwnego. Ich ukochany klub właśnie świętuje awans, przed meczem zawodnicy odbierają puchar za wygranie Division Three, idą lepsze czasy. Wysłużony stadion ma zostać rozebrany tuż po zakończeniu sezonu, podobno solidny i stabilny sponsor ma zapewnić klubowi byt na lata, a piłkarze już przygotowują się do walki o kolejne awanse. Zero zmartwień. „Matchday”, który miał być w Bradford wspominany przez lata, jako trwająca cały dzień feta z okazji wielkiego sukcesu całego klubu.

Niestety. Trzydzieści lat później istotnie wszyscy w Bradford wspominają ten feralny 11 maja, ale z kompletnie innych przyczyn. Oficjalnie? Niedopałek rzucony przez jednego z kibiców spada pod trybunę, gdzie zgromadzono różnej maści odpady. Także papiery, tektury i inne materiały łatwopalne. Temperatura, tlący się ogień, drewno. Potem już tylko piekło.

Gigantyczny pożar obrócił w pył całą trybunę, zabierając ze sobą 56 kibiców, którzy nie zdołali uciec przed płomieniami. Śledztwo nie było zbyt ciężkie. „Ktoś” nierozważnie rzucił tlącego się papierosa, splot nieszczęśliwych okoliczności, ogółem: wypadek. Po trzydziestu latach znalazł się jednak człowiek, który spróbował podważyć oficjalną wersję.

Historię Martina Fletchera najlepiej opisuje „The Guardian”, który dokładnie miesiąc temu, w przededniu premiery jego książki „56 – Historia pożaru w Bradford”. Martin uciekł z tej śmiertelnej pułapki, którą stała się drewniana trybuna stadionu w Bradford. Zginęli jednak jego 11-letni brat, Andrew, 34-letni ojciec, John, 32-letni wuj, Peter i 63-letni dziadek, Eddie.

Wstrząsające i wzruszające. Cała rodzina, trzy pokolenia, razem na jednej trybunie. Niestety, przeżył tylko Martin i za punkt honoru obrał sobie wyjaśnienie, kto jest winny śmierci najważniejszych ludzi w jego życiu. Po trzydziestu latach prywatnego śledztwa ujawnia fakty, których dotąd – z nieznanych przyczyn – w ogóle nie poruszano. Najważniejszym z nich jest bowiem nowa informacja, że pożar stadionu Bradford był… dziewiątym pożarem, w którym straty poniósł ówczesny właściciel Bradford, Stafford Heginbotham. Przynajmniej dziewiątym.

Martin Fletcher prezentuje osiem wcześniejszych katastrof, które na przestrzeni osiemnastu lat łączyła właśnie postać Heginbothama. Za każdym razem płonęły obiekty, których był bezpośrednim właścicielem, albo przynajmniej współwłaścicielem. Za każdym razem obiekty były wysoko ubezpieczone. Za każdym razem wysokie kwoty trafiały właśnie do Heginbothama. Fletcher, choć w książce unika bezpośrednich oskarżeń, dopytuje: czy to możliwe, by jeden człowiek miał tak olbrzymiego pecha? A przede wszystkim – dlaczego tego wątku i tej wiedzy nie ujawniano przez trzy dekady?

Fletcher idzie zresztą dalej. Według niego właściciel klubu był załamany nadchodzącą przebudową stadionu i związanymi z nią wydatkami. Dwa milionów funtów miało kosztować jedynie dostosowanie całego obiektu do wymogów wyższej ligi. Poza tym zrobienie awansu nie było tanie. To jednak tylko jeden z wątków, który zakładałby podpalenie w celu wyłudzenia odszkodowania. Osobnym jest sterta zaniedbań, przede wszystkim ze strony klubu. Autor książki ujawnia, że włodarze byli trzykrotnie ostrzegani przed zagrożeniem pożarowym. Ignorowali jednak wszelkie uwagi, co w oczywisty sposób przyczyniło się do tragedii.

Litania grzechów, nie tylko po stronie klubu, jest dłuższa. Płytkie, powierzchowne śledztwo, zakończone kilka dni po pożarze. Brak reakcji na pogróżki, które otrzymywała dociekająca prawdy matka Martina. – Na pewno nikt w klubie nie chciał śmierci jakiegokolwiek kibica. Pożar mógł jednak ułatwić wyjście z problemów finansowych… – opisuje dramat sprzed lat Fletcher, którego książka może na nowo zmobilizować policję i władze do zbadania tragedii sprzed lat. Tak jak raport dotyczący Hillsborough w 2012 roku pociągnął za sobą między innymi oficjalne przeprosiny od brytyjskiego rządu, tak i tym razem determinacja jednego człowieka może podważyć wersję przyjętą za pewną równo trzydzieści lat temu.

Ludzie zajmujący się śledztwem do których dotarł „The Guardian” przyznają – nie wiedzieliśmy o wcześniejszych pożarach, ale to policja, straż pożarna i ubezpieczyciele przekazali komplet dowodów. A jeśli stawiamy sprawę w ten sposób – dlaczego policja nie dotarła do dość oczywistych wniosków, że warto zbadać kwestię ośmiu wcześniejszych pożarów? Do tego dochodzą otwarte bramy ewakuacyjne, relacje świadków, którzy twierdzą, że od początku meczu na trybunie unosił się dziwny zapach i szereg innych wątpliwości dokładnie opisanych w książce Fletchera.

Co zmieniła publikacja kibica Bradford? Policja zareagowała ujawnieniem nazwiska człowieka, który miał rzucić pod trybunę niedopałek papierosa. Sir Oliver Popplewell odpowiadający za śledztwo sprzed lat, docenia pracę Fletchera, ale jednocześnie zaprzecza, by nowe fakty miały w znaczący sposób wpłynąć na werdykt: „nieszczęśliwy wypadek”. Jedno jest pewne – wystarczyła „tylko”, albo raczej „aż” fanatyczna praca jednego człowieka, by w pewien sposób poruszyć system.

„Sprawiedliwość dla 96″ to już przeszłość. Po ponad dwóch dekadach świat usłyszał prawdę o Hillsborough, bolesną dla kibiców, ale i bardzo bolesną dla władzy i jej organów. Czy to czas na prawdę o Bradford? W Anglii ponoć nie wyklucza się wszczęcia na nowo śledztwa i uwzględnienia w nim nowych faktów podanych przez Fletchera.

Wniosek? Tylko jeden. Warto walczyć o prawdę, choćby miało to trwać i kilka dekad.

#pilkanozna #kibole #weszlo