Wpis z mikrobloga

Na przykładzie tego plakatu widać, jak postępuje dewaluacja sloganów w polskim marketingu filmowym.

Skoro każda byle komedyjka jest "komedią roku", a każdy film wojenny nakręcony w starej kamienicy - "superprodukcją roku", to w przypadku filmu, który kosztował naprawdę sporo, trzeba iść jeszcze dalej. "Superprodukcja" to za mało. Trzeba rzucić MEGAprodukcją.

Ale mamy do czynienia z filmem ambitnym, więc szczucie budżetem nie wystarczy.

Jeśli reżyser rzeczywiście chce coś przekazać, to film określa się mianem "najważniejszego filmu roku". Ale przecież mamy już końcówkę stycznia, więc pewnie już parę razy tego sloganu użyto. Co tu zrobić, co tu zrobić? "A, pieprzyć to" - rzuca w końcu gość odpowiadający za marketing tego niewątpliwego chłamu, po czym przylepia na obrazek hasło "FILMOWE ARCYDZIEŁO". Bo jeśli nie zauważyliście - to nie widzowie ani nie krytycy decydują, co jest arcydziełem. Robi to dział marketingu.

ALE, ALE! Są dwa slogany, ale nie mamy jeszcze tagline'u, czyli hasła oddającego stojącą za filmem myśl. No wiecie - tego właściwego sloganu; tego jedynego, który powinien być na plakacie filmowym.

Żeby pozostać w klimacie niedorzecznej przesady, piszemy "historia, która przekracza granice wyobraźni". Tym samym tworzymy tagline, który absolutnie nic nie mówi o samym filmie, za to jest odpowiednio nadęty i butny.

A co będzie, kiedy wyjdzie film jeszcze droższy i jeszcze "ważniejszy"? Stawiam na "hiperprodukcję wszech czasów" i "najważniejszy film w historii ludzkości". Bo przecież u nas kręci się tylko takie.

#copywriter #reklama #plakatyfilmowe #gorzkiezale
Z.....t - Na przykładzie tego plakatu widać, jak postępuje dewaluacja sloganów w pols...

źródło: comment_nUHooE1Mss9zlStSkxgiljJuAQPNuGvT.jpg

Pobierz
  • 25
  • Odpowiedz