Wpis z mikrobloga

Rzadko kiedy śpieszę się aż tak bardzo. Tym razem wypadłem z domu na szybko z limitem czasu 10 minut, tylko po browarka do sklepu obok. Jedynego, małego sklepu obok. Wpadam, otwieram lodówkę, wyciągam czteropak, bez wnikania co to za piwo, podbijam do kasy, a tam (w sklepie, gdzie normalnie jest dwóch klientów na godzinę) - klientka. Stara babcia, nie wiem, z osiemdziesiąt plus. I śmierdzi. I ma wąsy. Normalka. I kupuje chleb. OK myślę, luz. pakuje ten chleb minutę. OK. szybciej, myślę. Patrzę, a ona ma karteczkę. No #!$%@?, zaczyna się.
-A ma jogurt?
-Owocowy?
-nie, ten..
-Naturalny?
-Naturalny...
-duży dać?
-tak, nie, tak, albo dwa małe.
-Co jeszcze?
-zaraz - (czyta)
-Marchewkę wzięłam i seler... O. Szmatki takie ma?
-takie kuchenne?
-tak, pięć wezmę.
-Co jeszcze?
-eeee
-?
-Jest mintaj?
-Jest
-A jaki mintaj jest?
-taki, o, tam widać w zamrażarce - w tym momencie już wiem, że nie będzie łatwo - lodówka na drugim końcu sklepu. Baba podchodzi, kasjerka też podchodzi i zaczynają wybierać filety Mintaja. Dwie i pół minuty.
-Coś jeszcze?
-Zaraz -wyciąga karteczkę - marchewka, seler, jogurt, ryba, dobrze, wszystko... aha no i jeszcze gazeta. Ta i ta.
-Proszę, Wszysko?
-tak
-dzyń-dzyń - trzydzieści osiem piętnaście.
-A co to? Rogal? - pyta się stara wskazując coś brudnym paluchem za plecami sprzedawczyni i jednocześnie wyjmuje papierową chusteczkę do nosa, po wielokroć już używaną i zaczyna sobie nią pocierać nos i okolice wąsów.
-No tak, z czekoladą
-mhm (stara kiwa głową)
-Wszystko?
-Tak.
-Czterdzieści dwadzieścia - Ja sobie myślę: uff, #!$%@? straciłem już 14 minut. Stara wyjmuje obleśną portmonetkę, chwyta banknoty, po czym następuje scena jak z Jasia Fasoli: Kobieta wsuwa banknoty z powrotem, patrzy w oczy kasjerki i pyta:
-Przyjmie pani drobne? - (kuuurwa)
-Przymę - odpowiada kasjerka i w tym momencie baba otwiera przegródkę na monety i wysypuje na oko 30 złotych w miedziakach (plus parę grubszych monet). W tym momencie upłynęło już tyle czasu, że temperatura wyjętego z lodówki czteropaku zrównała się z temperaturą otoczenia i zaczęła konsekwentnie rosnąć ogrzewana ciepłem moich dłoni. Nie bez znaczenia pozostawał też fakt, że i mnie temperatura podnosiła się gwałtownie.
Kasjerka rozpoczyna odliczanie należności. Po minucie się pomyliła i zaczęła jeszcze raz. Po kolejnych dwóch skończyła. Dobrała sobie jeszcze od starej banknot i trzymając dwie garście monet otwiera szufladę kasy i z uśmiechem oznajmia:
-To jeszcze raz przeliczę na wszelki wypadek... - rozpoczyna się proces powtórnego liczenia i segregowania monet do odpowiednich szufladek kasy fiskalnej...
Po kolejnych trzech minutach wreszcie:
-A dla pana tylko to piwko?
-Tak.
-Dwanaście.
-Proszę, do widzenia.

Oczywiście nie zdążyłem....
A myślałem że takie scenki tylko na filmach Jasia Fasoli albo w tanich komediach....
  • 3
  • Odpowiedz