Wpis z mikrobloga

To już wiele lat odkąd moje przygody w dzieciństwie z prowadzeniem własnego "królestwa" w starym budynku odeszły w głęboką przeszłość.

Wiąże się z tym wiele ciekawych historii.

1. GENEZA

Ale zacznę od początku, jak na poprawne #coolstory (? oceńcie sami) przystało. Mianowicie, jeden z budynków na naszym podwórku był względnie opuszczony - pic related. Pomysł stworzenia własnej bazy zwiadowczej i głównej centrali powstał w głowie mojego kuzyna, który jako posiadający największą wiedzę rzemieślniczą od razu uzyskał wpływy większe od moich i to pod jego dyktando powstawało poniższe królestwo. Ja, jako dosyć uległy członek rodziny, przystałem na bycie urzędnikiem podległym jego woli.

2. PRZYGOTOWANIE BUDYNKU

Spod jego ręki wyszedł kosztowny w tamtych czasach zamek (kilkanaście złotych mocno obciążyło nasz budżet - właściwie to ja pokryłem koszty bo robocizna była kuzyna) na drzwi wejściowe którymi zabezpieczyliśmy pierwsze piętro (parter był użytkowany jako wszelkiej maści graciarnia). Stworzyliśmy drogę ewakuacyjną w razie oblężenia (sic!). Wspólnymi siłami wciągaliśmy sznurami nieużytkowane stoły, fotele i szafy (!). Oczywiście ryzyko było dla nas wtedy nieznane jak dla większości z was, mirki rówieśnicy. Mimo wszystko stolica naszego królestwa została przygotowana na nowych jej władców.

Z bardziej "zawaansowanych" treści stworzyliśmy ze starej tarki na pranie bęben alarmowy oraz połączenie "telefoniczne" z parterem za pomocą sznurka i dwóch puszek :D

3. ORĘŻ

Wkrótce baza była tak dobrze zaopatrzona, że rozpoczęliśmy "kowalstwo" i "łucznictwo". Ja odnajdywałem nadające się drewno, kuzyn je wyginał i wiązał cięciwą oraz stugał strzały. Z broni białych mieliśmy "rekwizyty" zrobione przez dorosłych na krajzedze (stołowa pilarka tarczowa) na różne eventy szkolne - czyli mniej więcej kilka sztuk. Łuków było sztuki dwie i kilkadziesiąt strzał. Nawet i broń palna była - czyli karabinek na te żółte kulki, ustawiony prewencyjnie przy oknie, służąc za "gatlinga". Za mundury brało się (m.in podczas zimy widocznej na zdjęciu) grube, stare kurtki. Ja ponadto posiadałem czapkę fizyliera (strzelca z fizylią, coś jak arkebuzer) drzewiej już zrobioną. Ponadto z tyłu budynku, przy rzece, wykonaliśmy czujkę dla traperów xD Oczywiście dwa metry nad ziemią:

CZUJKA TRAPERSKA: https://lh4.googleusercontent.com/-rw1_75MroLc/SY2KrShuBdI/AAAAAAAABF4/bJQAih4IGFI/w640-h480-no/Nasz%2Bdomek%2Bna%2Bdrzewie.JPG

RZEKA GRANICZNA: https://lh4.googleusercontent.com/Il9ryjozdtfivruW2BIafNVcykae0qxt8m5QDmEG1Hs=w640-h480-no

CZAPKA FIZYLIERA I WNĘTRZE: http://bankfotek.pl/image/1814360.jpeg

4. POSIŁKI

Wkrótce po udanym starcie jesienią zaczęły pojawiać się pierwsze propozycje dołączenia od rekrutów. Wieść rozeszła się przeze mnie, bo organizowałem fikcyjne oblężenia na naszą stolicę z kilkoma znajomymi, aby ich wkręcić into klimaty. Byli to różnej maści koledzy z miejscowości oddalonej o 2 kilometry, choć kilka osób z rodzimej wsi się także dołączyło. Rekrutacją zajmowałem się ja jako skryba i adiutant kuzyna-rzemieślnika. Do wojska KP (królestwa [miejscowości]) dołączyło w czasach świetności (owszem, dzieje KP dzielą się na okresy złe i dobre) około 5 osób. Każdy musiał przebyć trening z orężem w magazynie i oswoić się z nim. Trenowaliśmy na polu niedaleko za domem, przy rzece, gdzie rosły bardzo wysokie trawy (wtedy prawie na wysokości naszych głów) - trzaskało się w nie ile wlazło, a rodzice mogli korzystać ze "skoszonej" zieleniny.

Zgrupowania armii KP były planowane raz na tydzień, szczególnie intensywne jeśli wypadły na weekend. Wtedy oprócz treningu na trawie inscenizowaliśmy znowu oblężenia, testując zabezpieczenia kuzyna. Organizowaliśmy podczas tych niby-zjazdów turnieje łucznicze do tego okręgu uwieszonego na centralnych drzwiach.

5. SMUTNY KONIEC.

Z chwilą gdy kuzyn wszedł w inne tematy będące na topie i wstyd sprawiało mu odbębnienie warty w stolicy, baza zaczęła podupadać. Bez jego rzemieślniczego wkładu strzały zużyły się w zastraszającym tempie, karność armii została rozprzężona (kuzyn był na tyle charyzmatyczny że kilka osób przychodziło tylko, jeśli on był obecny na zgrupowaniu), a zabezpieczenia ulegały "korozji". Wkrótce został tylko skryba (czyt. ja), wpadający na wartę codziennie po szkole, w zimie czy nie, spisujący pośród deszczu lub śniegu co wydarzyło się w moim królestwie. Sam mianowałem się najwyższym królem za zgodą sejmu (sztuk jeden) i żyłem wtedy samotnie. Kuzyn zaczął palić i pić, ja natomiast marnowałem ostatnie żółte kulki na treningi. Z drugiej strony budynku roztaczał się widok moich "włości", rzeka i przylegające do niej rozlewiska. Ogarniałem ten widok z dziennikiem w ręku i łukiem na plecach jak Legolas w dolinie Rivendell.

Jeśli chcecie więcej zdjęć to wykonam je po powrocie do domu za dwa tygodnie. Jeśli chodzi o info - udzielę je od razu w razie zainteresowania.

#nostalgia
Tobruk - To już wiele lat odkąd moje przygody w dzieciństwie z prowadzeniem własnego ...

źródło: comment_fixBwoChLpmtnD8fUvQHD7yBCBktt4Vv.jpg

Pobierz
  • 6
  • Odpowiedz