Wpis z mikrobloga

Kiedyś, pewnej ciepłej, czerwcowej niedzieli, przez uchylone okno, wpadł do mojego pokoju przenikliwy dźwięk strażackiej syreny umieszczonej na samym szczycie naszej wiejskiej remizji. #!$%@?, wiem że mówi się „na szczycie remizy” a nie „remizji”, ale jak powiem dobrze to mnie nikt na wiosce nie rozumie, więc z musu mówię po naszemu. Syrena to sygnał alarmowy do natarcia. Ktoś jest w niebezpieczeństwie. -#!$%@?! Jadę!- Czem prędzej przerwałem polerowanie pucharu zdobytego przez naszą jednostkę na wczorajszych Gminnych Zawodach Sikawek Wodnych, zerwałem się z tapczanu i odepchnąłem się od niego lewą nogą. Moja (znana na całą gminę od wczorajszych zawodów) siła w lewej nodze bez trudu przesunęła tapczan tak, że swym przesunięciem przekrzywił dywan powieszony na ścianie. Wbiegłem do sieni niczym Otylia rozbijając zamaszystym ruchem kolorowe paski PVC wiszące na futrynie i odbiłem się w progu lądując idealnie w zaparkowanych przed drzwiami gumofilcach. Zarząd główny OSP przydzielił nam 6 par takich. Przy gumofilcach czekał już na mnie mój Wigry3 z przymocowanym do bagażnika koszykiem, w którym znajdowało się moje bojowe uposażenie - spodnie moro bojówki załatwione przez szwagra sołtysa, oraz nieprzemakalna katana po wujku Antku. Wystartowałem z podwórka przebierając nogami jak sołtys gdy #!$%@? przed swoją ślubną (wielka #!$%@?, pół kopki siana na widły bierze i na wóz wrzuca). Momentalnie osiągnąłem prędkość konstrukcyjną mojego składaka. Chwilę później minąłem GS, który jak każdej niedzieli Pani Sabinka otworzyła by napoić naszych spragnionych lokalnych matadorów winem marki Komandos. Jak zawsze, stała pod GSem stała ekipa: -Dzie się palyyyy??!! - #!$%@? to wieeeee…!!! – odpowiedziałem kontrolnie. Został mi jeszcze do pokonania jeden zakręt i jakieś 150 metry. Za zakrętem mieszkał Zenek, który zgodnie z moimi przewidywaniami musiał trzeźwieć po wczorajszej popijawie i dochodzić do siebie po awanturze z wrogą zwykle po bimbrze jednostką OSP Klepaki. -Zajebiście! Nie ma Zenka to się #!$%@?ę na przednie siedzenie do Jelcza!– Zawsze starszy wywalał młodszego z przedniego fotela i nie było tłumaczenia że – Ale ja pierwszy byłem… - Dotarłem na miejsce bez osiągnięcia zadyszki. Przez codzienne wieczorne wyścigi od miedzy do miedzy nabrałem kondycji. Prezes i jednocześnie kierowca ma remizję przez płot, więc zawsze on trzyma klucze. Ma blisko, więc mimo tego że ciągłe działanie bimbru dało się od niego wyczuć, jak zawsze na moje przybycie zdążył już wystawić Jelcza, grzać silnik i czekać na resztę. Tym razem krajobraz nie przypominał tego jak remizję zapamiętałem. Remizja, a w zasadzie sala wynajęta była na sobotę Grządkom na chrzciny albo wesele. Impreza musiała się udać bo zniknęły całkowicie 3 przęsła w płocie i jeszcze kilka sztachet. -Wiem już czemu w nocy leciało przez wieś pogotowie na sygnale, #!$%@?…- Wstawiłem Wigry3 do garażu i oparłem go kierownicą o ścianę. Kiedyś miałem podnóżkę, ale jak raz w pośpiechu nie wstawiłem składaka do garażu, to mi jakiś #!$%@? odkręcił. Nówka sztuka była. Właściwie to nie jakiś #!$%@? tylko Konradek. #!$%@?ś, chrześniak Zenka. Wiem bo następnego dnia na wyścigach widziałem taką samą podnóżkę w jego Jubilacie, ale cwel się tłumaczył że mu matka na targowicy kupiła… Taki #!$%@? mu kupiła. Szlaban miał wtedy bo go sąsiad przyłapał na dzierżawie jak #!$%@?ł świeżo #!$%@?ą gruszkę z sadu. Poskarżył się sąsiad jego matce i za to szlaban. A jak się ma szlaban do się podnóżek nie dostaje. Dobra, oparłem tego składaka, wyciągnąłem bojówki i katanę z koszyka i zacząłem zamykać drzwi garażowe, w których jak zawsze prezes zostawił klucze, by ostatni przybywający zamknął wrota. Zacinał się zamek #!$%@? jak zawsze. Szarpie, szarpie, a zza pleców słyszę: - Młody! Młody! – Słyszałem słabo, bo Jelcz choć ma swoje 38 wiosen, to silnik ma po remoncie (wójt dał kasę). Odwróciłem się i zobaczyłem Grządków, którzy tego dnia usuwali zniszczenia i nieczystości jakie przyniosła nocna libacja. Grządki słysząc zamieszanie wyszli z remizji na plac i z zaciekawieniem przyglądali się jak wyruszamy. Wśród nich zobaczyłem karynę. Młoda, nietutejsza, całkiem 8/10 i w dodatku się na mnie bardzo wilgotnie patrzyła. –No młody!– Oderwałem wzrok od niewiasty i zorientowałem się, że to Grządkowa mnie tak woła. Patrzę na nią, a ona wskazując na karynę, puszcza mi oczko i krzyczy: -Spodobałeś się! Jak wrócisz to ją bierz! Nie ruszana jeszcze!– Klucz mi mało w ręku nie pękł. Jebli śmiechem motzno, nie wiem czy ze mnie ale chyba bardziej z karyny bo zaczerwieniła się tak jak na co dzień czerwona jest Grządkowa i #!$%@?ła. Nie było czasu na pościg, bo Jelcz już gotów do drogi. Wskoczyłem do szoferki, ciapnąłem drzwiami i uderzył mnie wnet zapach ekstrementów. To nie wina Jelcza, a prezesa, który wedle przysięgi nie bacząc na przeciwności losu, jeszcze w stroju defiladowym wyskoczył z domu nieść pomoc. Superbohater #!$%@?! Ruszyliśmy. Tuż przed zakrętem z bramy wyskoczył Zenek: -Chłopaki! Poczekajta na mnie! Ja z wami pojade! Ale narpjew krowy wydoje!– Prezes szybko włączył radio, wziął szczekaczkę, przytknął ją do swoich ust i wrzasnął: -#!$%@?!- Wreszcie. Jechałem w szoferce obok kierowcy. Wiozłem się #!$%@? Jelczem jak Panisko. Robiłem zimny łokieć. Moja duma zdawała się nie kończyć. Moja mina nie zdradziła smrodu który nie pozwalał mi oddychać i majestatycznie dałem się odprowadzić wzrokiem wszystkim którzy wyszli przed swe bramy zobaczyć „gdzie te pijaki znowu jado. Chlać pewnie znowuż.”

Majki87 - Kiedyś, pewnej ciepłej, czerwcowej niedzieli, przez uchylone okno, wpadł do...

źródło: comment_xjJyZyqhbxtqVVcvmjlu2LdzxtsrPV9t.jpg

Pobierz
  • 2
  • Odpowiedz