Do tej pory zawsze uwielbiałem Whiskey in the Jar - jak myślałem o steku lub żeberkach to na pierwszym miejscu w Poznaniu stawiałem właśnie na ten lokal. Do ostatniej soboty... Na początku uczciwie zaznaczę, ze ruch był, ale na pewno nie na tyle duży żeby go nie ogarniać (a jak takie obłożenie jest dla nich "nie do wyrobienia" to proponuje konkretnie #!$%@? kierownika odpowiedzialnego za grafik bo to chyba logiczne, ze w sobotnie, słoneczne popołudnie będzie ruch wiec obsługi kelnerskiej powinno być więcej). Na pierwszy strzał dwukrotnie proszenie się o popielniczkę naszej kelnerki - w końcu poszedłem po nią sam na zmywak bo czekaliśmy już chyba z 10 min. Złożyliśmy zamówienie, czekaliśmy na jedzenie tyle ile powinno się normalnie czekać, wiec do tego się nie przyczepiam. W międzyczasie dotarły napoje i dostałem nie to o co prosiłem, ale wybaczam - zdarza się, sam pracowałem w gastro wiec wiem, ze jak jest tabaka to może zdarzyć się pomyłka. W końcu wjeżdża jedzenie. Tu znowu pomyłka, bo dostałem warzywa na sałacie zamiast warzyw grillowanych. Tez już mam to w tyłku bo jestem głodny i nie chce mi się czekać na wymianę dania. ALE #!$%@?. Patrze na talerz i zamiast pysznej, pieczonej w aluminium pyry z gzikiem mam ziemniaka, który przeleżał w wodzie chyba od otwarcia knajpy - był rozgotowany, bez smaku (pewnie dlatego, ze nie bylo na nim 1/3 skory),a sommelier określił by kolor jako sino-mętno-moczowy :> WTF? Jak można koncertowo #!$%@? tak prostą rzecz? No dobra... Wracam do "warzyw" na sałacie. Piórko papryki, dwie niezdarnie pokrojone oliwki, jeden pomidorek cherry pokrojony na ćwiartki pochłonięte przez roszponkę i sałatę strzępiastą. No ok - wg. języka polskiego to faktycznie warzywa (l.mn.) na salacie... Roszponka bardzo chrupiąca - szkoda tylko, ze przez ziarenka piasku, których nie wymył kucharz. Dalej pierś z kury z feta i suszonymi pomidorami - myślę "sam sobie jestem winien, trzeba było brać steka". Ale jednak nie :> Moja kobieta zamówiła steka...King (najdrozsza pozycja - stek z poledwicy) medium rare... No miał być, ale nie był. Raczej solidny medium. A smaczne ziemniaki smażone z boczkiem i cebulka okazały się być dzisiaj frytkami stekowymi z boczkiem. Pod koniec konsumpcji jeszcze na podkręcenie mojego #!$%@? kelnerka zabrała nam popielniczkę - no dzięki :>

Nigdy w życiu nie marudziłem obsłudze na jedzenie, bo po pracy w gastro jestem naprawdę mega wyrozumiały, ale Pani kelnerka sama się zapytała "czy smakowało" i pierwszy raz w życiu wylałem z siebie gorzkie żale w lokalu - Whiskey in the Jar made me do it :/

Na pocieszenie 10% rabatu, ale parafrazując klasyka "niesmak pozostał" i dziękuję wszechmocą, ze byliśmy sami, a nie ze znajomymi!

2/10