@invisibleborder a dla mnie to najgorsza scena w całym filmie, jakby wciśnięta na siłę. Oczywiście cudownie hollywodzki scenariusz pokazał księdza jako pokrake, która nie potrafi odpowiedzieć na absurdalne porównania. No ale przecież pocisnęła "księdzu" to jest sztos.
  • Odpowiedz
#trzybillboardyzaebbing
właśnie obejrzałem początek filmu i główny charakter to jakiś antybohater. Właśnie padł tekst o gangach i odpowiedzialności za czyjeś przestępstwa, uzasadniający winę wszystkich księży za pedofilię, bo ksiądz powiedział, że nie podobają mu się bilbordy. No chyba powaliło ten hollywood, bo wg ich logiki powinni być wszyscy traktowani jak kevin spacey. Dawno nie widziałem tak niesympatycznej bohaterki. PS nie jestem katolik i mam dużo do księży, ale nie jetem
@Trocky: o dalej jeszcze lepiej. Wiercenie w ręce dentysty jako coś śmiesznego i godnego podziwu. Lewicowi degeneraci z typowo lewicową agresywną mentalnością.
  • Odpowiedz
  • 14
Łooo #!$%@? jakie to dobre!
Biegnijcie Mirki do kin, bo już dawno nie było nic tak dobrego. Gęsta atmosfera, wyraźnie zarysowane postaci, południowy akcent, świetne zdjęcia.

Film z gatunku tych, które rozbawiają Cię do łez, żeby w kolejnym ułamku sekundy #!$%@?ć Ci kopa prosto w jaja.

Bardzo mną poruszyło to, że w tym filmie nie ma ludzi szczęśliwych, każdy dźwiga swój krzyż i dławi się swoim cierpieniem.
  • Odpowiedz
Trzy billboardy za Ebbing, Missouri (2017)

To co Martin McDonagh zrobił pisząc ten film to czapki z głów. Gdyby scenariusz był pomarańczą, to wyciśnięto z niej ostatnie soki, oglądając byłem w dużym szoku jak wiele wyciągnięto z tej dość prostej historii. Praktycznie każdy bohater ma swoją drogę, nie ma tu żadnej mary sue, nie sądziłem że słodko-gorzki smak po leniwym, niby sielankowym The Florida Project jest w stanie coś przebić w tym roku, więc cieszę się że w tym przypadku myliłem.
Nie będę nic spoilerował, więc krótko. Postać Dixona grana przez Sama Rockwella to koronny przykład pozytywnego zaskoczenia, jej przemiana zrobiła na mnie nawet większe wrażenie niż pierwszoplanowa Frances McDormand, czy również będący tutaj nie tylko "nazwiskiem" Woody Harrelson.
Postaci przez to że są świetnie napisane i umiejscowione w historii niejako nie wychodzą jedna przed drugą, miałem wrażenie raczej że każdy ma swój "moment" na ekranie i przez to cały seans jest bardzo równy i spójny.
Dramat przez duże D, oczywiście w pozytywnym tego słowa znaczeniu, jak tylko pojawi się w kinach (szukajcie przedpremierowych seansów, obejrzenie tego filmu na screenerze oskarowym w jakości 480p psuje niejako cały odbiór i zalecam unikać).