W którymś z ostatnich numerów Dziennika Gazeta Prawna widziałem artykuł jak jakiś ziomeczek ze Związku Banków Polskich wypowiadał się o frankowiczach. Wiadomo ból dupy niemiłosierny z powodu pomysłów rządu typu obciążenie banku kosztami przewalutowania w różnych proporcjach (50/50 źle, a ostatnie 90/10 to masakra). Oczywiście najpierw początkowe standardowe argumenty typu, że hurr durr co ma państwo do tego - to umowy cywilnoprawne. No to jest jakiś argument, owszem. Jednak bardziej do mnie przemawiają te: więcej jest złotówkowiczów mających problemy ze spłatą kredytu niż frankowiczów albo że profil przeciętnego frankowicza to osoba z klasy conajmniej średniej-wyższej, awersja do ryzyka, życie ponad stan itd.

Okej okej, ale przechodząc do rzeczy to rozwaliła mnie typowa banksterska logika. Kolejne argumenty to było #!$%@? w stylu, że takie coś sprawiłoby ogromne problemy systemowi bankowemu i przez to całej gospodarce ( ͡° ͜ʖ ͡°) Oczywiście argumentacji na poziomie merytorycznym żadnej, tylko wywody w stylu a priori: "hehe banki inwestujo w gospodarkę, jak nie będą miały kasy to nie zainwestujo i gospodarka spadnie z rowerka". No tak bo wszystkie banki są #!$%@? we franki, a sama wartość kredytów jest #!$%@? wie jaka . A o tym, że być może tylko zyski będą miały troszkę niższe ani słowa. Krótko mowiać populistyczne #!$%@?.
Zastanawia mnie też problem homo oeconomicus (człowieka racjonalnego). Bo o ile pojedyncza jednostka ma problemy z długookresową oceną konsekwencji to pewne, ale no wielki bank powinien być jednak sprytniejszy i wyprzedzać trochę fakty - zrozumieć, że lepiej ponieść część kosztów przewalutowania i za to mieć spłacane kredyty niż nie ponieść i liczyć na cuda.

Wniosek? Awersja do ryzyka jednostki, konsumenta, kredytobiorcy to zawsze będzie jakiś obecny problem, ale awersja do ryzyka banku to już jednak trochę za bardzo #!$%@? sprawa i może lepiej by coś z tym zrobić? (inb4
  • Odpowiedz