Był piękny wiosenny dzień, więc siedziałem sobie jak zwykle przy komputerze, gdy nagle mój spokój zmącili rodzice. Wbili mi do pokoju tak szybko, że ledwo zdążyłem wyłączyć stronę z cyckami i włączyć artykuł na Wikipedii na temat energii słonecznej czy innego szajsu, że niby taki jestem uczony, a nie tylko gołe baby. Trzeba jakieś pozory przyzwoitości sprawiać. Tata był cały czerwony, aż mu pot kapał z sumiastego wąsa, trudno było określić czy z ekscytacji czy wściekłości. Mama też miała jakąś dziwną minę, chociaż jej wąs był zdecydowanie mniej sumiasty i bardziej przypominał meszek nad moja górną wargą, który był powodem mojej dumy w piątej klasie.
Nie mogłem wyczytać z ich twarzy nic, więc spodziewałem się najgorszego. Uszyma wyobraźni już słyszałem jak pan ojciec mówi:
Robert, mamy dla ciebie wiadomość
Nie mogłem wyczytać z ich twarzy nic, więc spodziewałem się najgorszego. Uszyma wyobraźni już słyszałem jak pan ojciec mówi:
Ty
Pan Robert znany jest z tego, że dba o to, co kupują jego współklienci. Zagląda ludziom do koszyka. Czasem pochwali, czasem zatroskany pokręci głową, czasem poradzi, gdy klient kupi 'salami' z padliny produkowanej w Radomiu zamiast prawdziwego salami z Węgier marki PICK.
Gdy Pan Robert wkracza do sklepu, wielu klientów podąża za nim, aby zobaczyć, co Pan Robert kupi. Pan Robert wspina się na czubkach palców po masło. Tum milczy, aby po chwili szepnąć
Masło Galicyjskie, trzeba też kupić skoro Pan Makłowicz kupuje
Innym