Planuję zakup roweru szosowego, budżet powiedzmy do 11 tysięcy. Zależy mi na ramie karbonowej, hydraulicznych hamulcach i szybkiej dostępności roweru w moim rozmiarze.
Z tego co znalazłem w moim rozmiarze (na 185cm) do wyboru mam aktualnie:
ridley fenix na 105 za 9tys
Wilier gtr team 105 7tys
Bianchi sprint 105 10tys
Orbea Orca m30 105 9,5tys
Z tego co znalazłem w moim rozmiarze (na 185cm) do wyboru mam aktualnie:
ridley fenix na 105 za 9tys
Wilier gtr team 105 7tys
Bianchi sprint 105 10tys
Orbea Orca m30 105 9,5tys
Zaległy Race Trough Poland i Maraton Podróżnika. Z tego pierwszego kleję filmik, ale to jeszcze chwilę ( ͡º ͜ʖ͡º)
Samo RTPL nie poszło mi tak, jakby sobie tego życzył. Na setnym kilometrze żądli mnie pszczoła, przez co z banią na nodze jadę przez kolejne dni. Nie wiem czy częściowo przez to, ale chyba lekko się odwadniam kilka godzin później, mimo regularnego spożywania płynów. Do tego moje dwa terenowe skróty okazały się średnim pomysłem - na jednym trzeba było wprowadzać dłużej niż myślałem, a drugi (Przełęcz Łupkowska) okazała się mokrym szlakiem po burzy, a na zjeździe dodatkowo zatrzymało mnie stado byków i krów, które zajmowało całą drogę.
Drugiego wieczora na Węgrzech niechcący wpakowałem się na krajówkę, przez co musiałem improwizować i na miejscu szukać objazdu. Udało się, ale przez te kombinacje i późną porę nie udało znaleźć mi się noclegu. W połowie nocy odezwały mi się kolana - wydaje mi się, że było to pokłosie zmiany roweru tuż przed wyścigiem (jechałem gravelem ze slickami), na którym nie miałem robionego fittingu. W pewnej chwili ciężko było mi w ogóle je zginać, więc musiałem chwilę odpocząć. Akurat trafił się jakiś sklep z drewnianym tarasem i paletami, na których ułożyłem tektury z kartonów, owinąłem się kocem termicznym i tak przez dwie godziny pół-żyłem. Koło 3 nad ranem zebrałem się i pojechałem dalej. Kolana wciąż dokuczały, więc większość węgierskich górek robiłem na bardzo miękkich przełożeniach. Dodatkowo bania na nodze osiągnęła tu swoje apogeum. Trzeciej nocy bym już nie przejechał (już drugiej kilka razy mnie odcięło podczas jazdy), więc zatrzymałem się na nocleg na Słowacji, jakieś 70 km przed kolejnym obowiązkowym segmentem. Tak dobrze mi się spało, że wstałem prawie cztery godziny później, niż planowałem xD.
Od tego momentu jechało już mi się dobrze, tak długi odpoczynek swoje zrobił i na tych ostatnich niemal sześciuset kilometrach chyba nikt mnie nie wyprzedził. Na metę dojechałem na miejscu