Doskonale rozumiem ludzi, którzy prawią nieudane komplementy.
Kiedyś ktoś pochwalił mój samochód w następujący sposób:
„Fajne autko. Idealnie pasuje do Pani. Niewiele warte, ale sprawia dobre pierwsze wrażenie, choć smrodzi trochę i ma opóźniony zapłon... No - dla Pani doprawdy w sam raz.”
Ktoś inny zaś zdecydował się pochwalić zarówno mój wygląd, jak i intelekt, mówiąc: „Dziewczyno, wyglądasz jakbyś co najmniej pół życia spędziła w bibliotece!”.
Rozkleiłam się jak ryż Halina.
Były to komplementy prawione przez osoby, które mnie znają. A jak wiadomo, najprzyjemniejsze są te, które otrzymujemy od przypadkowych osób. Dziś, na przykład, od klientki Żabki usłyszałam:
Kiedyś ktoś pochwalił mój samochód w następujący sposób:
„Fajne autko. Idealnie pasuje do Pani. Niewiele warte, ale sprawia dobre pierwsze wrażenie, choć smrodzi trochę i ma opóźniony zapłon... No - dla Pani doprawdy w sam raz.”
Ktoś inny zaś zdecydował się pochwalić zarówno mój wygląd, jak i intelekt, mówiąc: „Dziewczyno, wyglądasz jakbyś co najmniej pół życia spędziła w bibliotece!”.
Rozkleiłam się jak ryż Halina.
Były to komplementy prawione przez osoby, które mnie znają. A jak wiadomo, najprzyjemniejsze są te, które otrzymujemy od przypadkowych osób. Dziś, na przykład, od klientki Żabki usłyszałam:
Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie fakt, że nie za bardzo lubię dzieci.
Czasami jednak księgarnię odwiedzali naprawdę ciekawi klienci.
- Syn musi kupić jakiś prezent koledze z klasy. I wie pani... – klientka wycedziła, wstydliwie podrapawszy się po szyi – mój syn nienawidzi tego chłopaka całym sercem. Może pani coś poleci?
- Coś taniego?
- Nie, nie. To musi być naprawdę okropna książka. Taka, żeby mu się zrobiło bardzo smutno. Żeby się strasznie bał.
No cóż, pozostaje przeczytać, i się dowiedzieć.