#perfumy #150perfum 272/150
Valentino V pour Homme (2006)
Dzisiaj czas na osławione, można też chyba powiedzieć, że i legendarne perfumy. Zapach, na którym wzorował się tak bardzo wszystkim nam podobający się Daarej od Rasasi. Dzięki @kret_w_granulkach jestem dumnym posiadaczem odlewki ale wiem, że choćby ceny były jeszcze bardziej p------e niż obecnie to i tak prawdopodobnie skończy się u mnie flakonem.
Genialny zapach. Jeśli Daarej jest dla mnie bardzo dobry to V pour Homme jest trochę wyżej w klasyfikacji i warto na niego, oczywiście z mojego, fanowskiego punktu widzenia polować. Zwykły śmiertelnik, nie będący fanem arabskiego klona nie zyska wiele kupując V po niebotycznych cenach. Mam oba na przedramionach i powiem szczerze, że oprócz tego, ze V pachnie trochę bardziej wyraźnie to są praktycznie nierozróżnialne. Najbardziej je imo dzieli otwarcie, gdzie Rasasi jedzie na ostro atakując nos, Valentino jest słodki ale gładki, delikatny i ma coś świeżego czego brak u Daarej. Potem różnica jest praktycznie żadna. Zabrzmię banalnie jak to często przy porównywaniu kopii do oryginału, ale mimo ponad 90% podobieństwa do klasyka da się wyczuć to, że Rasasi jest lekko spłaszczoną wersją Valentino a nie, że np. Daarej to podrasowany klon. Do tego, mimo bardzo dobrych parametrów, Valentino wygrywa na tej płaszczyźnie mininalnie. Projekcja jest mocna i wyraźna. Pierwsze dwie godziny towarzyszy nam wyraźna, słodka aura. Później zapach osiada przy skórze. Warto dodać, że Daarej, przynajmniej wersa z 2017 którą ja posiadam jest też bardzo mocna, więc siła V robi
Valentino V pour Homme (2006)
Dzisiaj czas na osławione, można też chyba powiedzieć, że i legendarne perfumy. Zapach, na którym wzorował się tak bardzo wszystkim nam podobający się Daarej od Rasasi. Dzięki @kret_w_granulkach jestem dumnym posiadaczem odlewki ale wiem, że choćby ceny były jeszcze bardziej p------e niż obecnie to i tak prawdopodobnie skończy się u mnie flakonem.
Genialny zapach. Jeśli Daarej jest dla mnie bardzo dobry to V pour Homme jest trochę wyżej w klasyfikacji i warto na niego, oczywiście z mojego, fanowskiego punktu widzenia polować. Zwykły śmiertelnik, nie będący fanem arabskiego klona nie zyska wiele kupując V po niebotycznych cenach. Mam oba na przedramionach i powiem szczerze, że oprócz tego, ze V pachnie trochę bardziej wyraźnie to są praktycznie nierozróżnialne. Najbardziej je imo dzieli otwarcie, gdzie Rasasi jedzie na ostro atakując nos, Valentino jest słodki ale gładki, delikatny i ma coś świeżego czego brak u Daarej. Potem różnica jest praktycznie żadna. Zabrzmię banalnie jak to często przy porównywaniu kopii do oryginału, ale mimo ponad 90% podobieństwa do klasyka da się wyczuć to, że Rasasi jest lekko spłaszczoną wersją Valentino a nie, że np. Daarej to podrasowany klon. Do tego, mimo bardzo dobrych parametrów, Valentino wygrywa na tej płaszczyźnie mininalnie. Projekcja jest mocna i wyraźna. Pierwsze dwie godziny towarzyszy nam wyraźna, słodka aura. Później zapach osiada przy skórze. Warto dodać, że Daarej, przynajmniej wersa z 2017 którą ja posiadam jest też bardzo mocna, więc siła V robi
Houbigant Fougère Royale (2010)
„Wie Pani to grupa zapachów trawiastych, trochę zielonych: kumaryna, wetyweria, lawenda, bergamotka. Tak jak by Pani wąchała mężczyzne 30+ lat temu. Klasyka.” – te legendarne już dziś na Wykopie słowa po części oddają to jak pachnie Fougere Royale. Houbigant to marka tworząca perfumy od ponad 300 lat, więc o perfumach coś na pewno wiedzą. To, że Fougere Royale pachnie jak mężczyzna 30 lat temu to nie prawda. Tak mógł pachnieć mężczyzna używający dziś innych perfum Houbiganta – Duc de Vervins, bo Fougere Royale to jednak bardziej nowoczesna interpretacja tego jak powinny pachnieć zapachy w stylu fougere i porównując je chociażby z takim Armani Eau pour Homme to bardziej o tym drugim powiemy, że jest on „dziadem”. Są to perfumy stworzone na bazie zapachu z 1882 roku o tej samej nazwie co też warto odnotować.
Najlepsze jest tu otwarcie, niesamowicie bogate i wiążące wiele aromatów, od lawendowych, przez świeżo cytrusowe aż po lekko gorzkie, trawiaste. Później jest trochę miętowo i perfumy stają się jakby częścią skóry i robią się niesamowicie gładkie. Wiele osób zarzuca małą niszowość zapachu, cokolwiek to znaczy. Domniemam, że chodzi o to, że są tak banalne że mogłyby stanąć na półce obok jakiegoś Sauvaga. Pewnie te same osoby spuszczają się dziś nad zapachami Eau de Kościół z nienoszalnym kadzidłem albo jakimiś arabskimi śmierdziuchami w złotych flakonach. Nie róbmy jaj. W Fougere Royale czuć przede wszystkim doskonałą jakość składników z jakich te perfumy zostały wykonane co wyróżnia je na tle innych zawodników. Czuć też to, że wiele z tych składników pachnie bardzo naturalnie i próżno jest tam szukać syntetyki co w dużym stopniu usprawiedliwia w moim mniemaniu tak wysoką cenę za ten zapach. Zioła, lawenda, cytrusy, nuty zielone i trawiaste, ambra, tonka, cynamon i jeszcze wiele innych składników co możecie zobaczyć na fragrantice albo parfumo.
Komentarz usunięty przez autora
https://allegro.pl/oferta/houbigant-fougere-royale-nisza-9818187656?utm_source=notification&utm_medium=PLobserved_endsoon_announcement_test&utm_campaign=5022c3f7-62cd-4c8d-85c6-040af89ca3ca