Jakiś czas temu odciąłem się od ludzi by spędzić trochę czasu sam ze sobą. Poukładać sobie pewne sprawy. Trochę na własne życzenie ludzie (niektórzy bardziej, niektórzy mniej) zaakceptowali dany stan i dali mi "spokój", przestali się odzywać.
Czas minął, wszystko sobie poukładałem, komfort mojego życia znacznie wzrósł. Tylko co z tego skoro jestem sam?
Okres ten trwał pół roku. Każdy ruszył na przód, teraz na próby odnowienia kontaktu ludzie traktują mnie zdawkowo.
Wiem, że wszystko jest na moje własne życzenie, nie mam do kogo mieć pretensji tylko do siebie.
Czas minął, wszystko sobie poukładałem, komfort mojego życia znacznie wzrósł. Tylko co z tego skoro jestem sam?
Okres ten trwał pół roku. Każdy ruszył na przód, teraz na próby odnowienia kontaktu ludzie traktują mnie zdawkowo.
Wiem, że wszystko jest na moje własne życzenie, nie mam do kogo mieć pretensji tylko do siebie.
Szedłem przez galerie handlową i zagadał do mnie facet z pewnego banku chcąc naciągnąć mnie na ich usługi. Powiedziałem, że już kiedyś założył mi konto i szybkim krokiem odszedłem. On wielce zaskoczony, oczywiście nie pamiętał.
"Jaki down" powiedziałem do siebie i trochę się podśmiechiwałem z całej sytuacji.
I nagle mój wzrok napotkał mężczyznę z syndromem Downa stojącego z opiekunką. Wyglądał na smutnego.