Po raz pierwszy od sześciu lat i zaledwie drugi raz od powrotu Wisły Płock do Ekstraklasy, w meczu Wisły z Legią w Płocku padł więcej niż jeden gol. Przez ten czas miała miejsce seria pięciu meczów z dokładnie jednym golem.
Na przedłużenie tej serii i ulubione 1:0 Runjaicia w tym momencie pewnie nikt by się nie obraził. Zamiast wymęczonego zwycięstwa mieliśmy tym razem ciekawszy występ, ale bez punktów. Można było zastanawiać się, co się stanie, gdy Legia zacznie grać lepiej. No i dostaliśmy odpowiedź.
Nie mówię, że był to nie wiadomo jak świetny występ, ale było wyraźnie widać różnicę na plus względem poprzednich meczów. Wisła była zamykana w swoim polu karnym, a Legia była ustawiona bardzo wysoko i zbierała większość wybitych piłek. Nie brakowało strzałów oraz stałych fragmentów, brakowało jedynie gola. Kosztem tego było ryzyko kontr Wisły, ale w pierwszej połowie były one nieskuteczne. Słabsza postawa w końcówce pierwszej połowy była kontynuowana w drugiej i potrzeba było straconego gola, aby Legia się obudziła. Na koniec jednak, kto nie strzela takich sytuacji, jakie mieliśmy, a jednocześnie popełnia tak proste błędy z tyłu, nie zasługuje na zwycięstwo, choćby nie wiadomo jak dobrze grał. Końcówka to już była całkowita kompromitacja, ale, choć niepokojąca, nie powinna rzutować na cały mecz. Ten był w wykonaniu Legii niezły i może mieć pretensje sama do siebie, że nawet go nie zremisowała.
@Franek_z_fabryki_firanek: to jest milion razy lepsze niż komentarz Żewłakowa, który przy bramkach reaguje tak, że siedzisz i zastanawiasz się czy czasem nie było spalonego ( ͡°͜ʖ͡°)
Na przedłużenie tej serii i ulubione 1:0 Runjaicia w tym momencie pewnie nikt by się nie obraził. Zamiast wymęczonego zwycięstwa mieliśmy tym razem ciekawszy występ, ale bez punktów. Można było zastanawiać się, co się stanie, gdy Legia zacznie grać lepiej. No i dostaliśmy odpowiedź.
Nie mówię, że był to nie wiadomo jak świetny występ, ale było wyraźnie widać różnicę na plus względem poprzednich meczów. Wisła była zamykana w swoim polu karnym, a Legia była ustawiona bardzo wysoko i zbierała większość wybitych piłek. Nie brakowało strzałów oraz stałych fragmentów, brakowało jedynie gola. Kosztem tego było ryzyko kontr Wisły, ale w pierwszej połowie były one nieskuteczne. Słabsza postawa w końcówce pierwszej połowy była kontynuowana w drugiej i potrzeba było straconego gola, aby Legia się obudziła. Na koniec jednak, kto nie strzela takich sytuacji, jakie mieliśmy, a jednocześnie popełnia tak proste błędy z tyłu, nie zasługuje na zwycięstwo, choćby nie wiadomo jak dobrze grał. Końcówka to już była całkowita kompromitacja, ale, choć niepokojąca, nie powinna rzutować na cały mecz. Ten był w wykonaniu Legii niezły i może mieć pretensje sama do siebie, że nawet go nie zremisowała.
Wyjście