Początek XIX wieku, władcy państw mówią: "Dajmy mężczyznom prawa wyborcze, to będzie można ich przymusem wcielać do armii jako żołnierzy, bo się im powie, że skoro "rządzą" (XDDDDDDD) państwem, to mają wobec niego obowiązek darmowego oddania życia".
Koniec XIX wieku, sufrażystki mówią: "My też chcemy praw wyborczych"
Władze do sufrażystek: "Nie, bo przecież nie będzie dla was poboru"
Sufrażystki do władz: "No ale my chcemy, dajcie nam prawa wyborcze".
Naszła mnie ostatnio refleksja. Indonezja - 260 mln ludzi, czwarty kraj na świecie, archipelag, dawna kolonia holenderska. I tu już sie właściwie wiedza kończy. Co jest z tym państwem nie tak, że przy olbrzmiej populacji nie znany jest szerzej żaden indonezyjczyk (przynajmniej ja tak sądzę, jeżeli jestem w tym momencie ignorantem proszę mnie poprawić), czy to polityk, celebryta lub sportowiec. Właśnie, kiedykolwiek widzieliście indonezyjskiego sportowca w jakichś zawodach? Olimpiada, MŚ? I w
ZSRR vs USA: Szkolnictwo. Trzy fakty. W 1959 w wieku 9-49 lat w USA procent całkowitych analfabetów wynosił 2,2, a w ZSRR analfabetów 1,5. W ZSRR przypadał jeden nauczyciel na 17 uczniów, w USA jeden nauczyciel na 26 uczniów. ZSRR już w 1940 r. pod względem liczebności dyplomowanych inżynierów zatrudnionych w gospodarce narodowej o 85% procent przewyższył USA. Nie muszę dodawać, że w ZSRR na studia trafiali zdolni, a w USA bogaci.
@Drakii: Powiedziałbym, że maszyna do "maskymalnego wykorzystania zasobów ludzkich w przypadku deficytu żywności i niesprzyjających przeżyciu warunków"