Ja na Zanzibarze pokumałem się z lokalsami i z nimi jadłem na ulicy i było git. Choć ich ,,kebab'' to wyzwanie. Pita to naleśnik z jajka, mięso to Kawałko pogruchotanej z kośćmi koziny i jedynie zieleninka była spoko. Sraczki nie było. Za to w Wietnamie spóźniśmy się do hotelu i kuchnia była zamknięta. Poszliśmy na miasto, ale był jakiś mecz i knajpy były zaknięte i siedzieli tam lokalsi oglądając go w tv.
@czaja1: też rzygałem w wietnamie ale PO mekongu - żarłem tam jakąś kurę poszatkowaną z łapami i dziobem (to nie sarkazm, na szczycie potrawy umieszczony był dziub chyba jako dekoracja a łapy głębiej pod ryżem udało się znaleźć)
Komentarze (94)
najlepsze