Nigdy nie byłam wielką fanką sportu, jednak śledzenie skoków stało się w moim domu zimową tradycją. Czasem pukałam się w czoło widząc rozemocjonowanego ojca, ale sama nie raz wzruszyłam się obserwując zwycięstwa Małysza, pojedynki na skoczni, masową radość, narciarskie wzloty i upadki (mniej lub bardziej dosłowne). Były chwile lepsze i gorsze, ale zawsze, nawet jeśli nie oglądało się transmisji zawodów, padało pytanie "a Małysz, który?". Jestem wdzięczna za te emocje, wspomnienia z
jak w Wiedzminie: cos sie konczy, cos sie zaczyna. Szkoda, ze konczy sie cos naprawdego dobrego, cos co sprawialo, ze narod Polski choc na chwile, przestawal marudzic a zaczynal sie cieszyc.
Jak ten czas szybko mija. Pamiętam, jakby to było wczoraj, gdy ni stąd ni zowąd polski skoczek zaczął wygrywać zawody Pucharu Świata, a to już przecież minęła ponad dekada.
Trzeba przyznać, że największym sukcesem Małysza było to, że przez te wszystkie lata wciąż utrzymywał się w czołówce. Było wiele gwiazd jednego czy tam dwóch sezonów, ale Adam nigdy nie spadł poniżej swojego wysokiego poziomu.
Komentarze (254)
najlepsze
Komentarz usunięty przez moderatora
Komentarz usunięty przez moderatora
Trzeba przyznać, że największym sukcesem Małysza było to, że przez te wszystkie lata wciąż utrzymywał się w czołówce. Było wiele gwiazd jednego czy tam dwóch sezonów, ale Adam nigdy nie spadł poniżej swojego wysokiego poziomu.
Dzięki Adam za te wszystkie zimowe weekendy pełne
Komentarz usunięty przez moderatora