Trepanacje czaszki na terenie Andów Środkowych wykonywano już dwa tysiące lat przed przybyciem konkwistadorów i przynajmniej połowa zabiegów kończyła się sukcesem. Liście koki były znakomitym środkiem przeciwbólowym, ale tajemnicą pozostaje źródło znajomości anatomii i wiedza inkaskich znachorów oraz skuteczność noży tumi wykonanych z metalu innego niż żelazo nieznane przez mieszkańców Nowego Świata.
Historia jakiej nie znacie to podcast oraz jeden z najpopularniejszych fanpage na polskim facebooku. Dołącz tam do nas: https://www.facebook.com/histo... Zapraszamy też do subskrypcji na You Tube: https://tinyurl.com/HISTORIAJA... lub Spotify: https://open.spotify.com/show/... ale także Google Podcasts: https://www.google.com/podcast...
W początkach archeologii panowało przekonanie, że rdzenni mieszkańcy Nowego Świata nie byli w stanie pojąć medycznego sensu zabiegu trepanacji czaszki, zaś znaleziska zawierające takie ślady uważano za element praktyk rytualnych. Dzięki odkryciom archeologicznym dokonanym w ostatnich dekadach XIX wieku oraz przez cały wiek XX stało się jasne, że na terenie Andów Środkowych trepanacje wykonywano już dwa tysiące lat przed przybyciem konkwistadorów i przynajmniej połowa zabiegów kończyła się sukcesem. W okresie istnienia imperium Inków (1430–1533) skuteczność zabiegu sięgała 80–90%. Jednocześnie (jest to o tyle bardziej znaczące, że) w czasach prekolumbijskich nie znano pisma w naszym rozumieniu, nie było również uniwersytetów ani szkół medycznych. Na rozwój sztuki trepanacji bezpośredni wpływ miały konflikty i działania wojenne, które co jakiś czas wybuchały w różnych częściach Andów od końca I tysiąclecia p.n.e. do momentu przybycia Hiszpanów.
W 1865 roku w Cuzco (Peru) amerykański podróżnik George E. Squier nabył czaszkę noszącą ewidentne ślady trepanacji. Znalezisko pochodziło z prekolumbijskiego cmentarzyska inkaskiego. Jego analiza wykazała, że zabiegu dokonano na żywej osobie, która później żyła jeszcze co najmniej tydzień. Prezentacja odkrycia miała miejsce prawie dwadzieścia lat przed pierwszą w nowożytnej historii udaną trepanacją czaszki w Europie.
Można przypuszczać, że znajomość sztuki trepanacji rozwinęła się w czasie istnienia państwa Tiwanaku (V–XI w. n.e.), które charakteryzowało się wysokim poziomem rozwoju cywilizacyjnego. Jak dotąd nie opublikowano niestety badań, które pozwoliłyby na prześledzenie pełnego rozwoju trepanacji w tym kręgu kulturowym. Juengst i Chavez informują o jednym znanym przypadku zastosowania kombinacji technik nawiercania i wycinania. Czaszka nosząca pozostałości tego zabiegu datowana jest na 1000–1250 n.e. i należała do 35–45-letniej kobiety.
Podobnie jak w innych regionach świata, w Andach znano łącznie cztery metody otwierania czaszki: a) w y c i n a n i e linii, które łącząc się ze sobą, tworzyły kwadrat lub prostokąt; docelowo wycinano kawałek kości, tworząc otwór w czaszce; b) z d r a p y w a n i e – w danym miejscu zdrapywano kość aż do uzyskania otworu; była to najwolniejsza, ale i najdokładniejsza metoda, ponieważ podczas powolnego zdrapywania tkanki kostnej operujący w pełni kontrolował powstawanie otworu, który pojawiał się stopniowo aż do pożądanej wielkości i minimalizował ryzyko jatrogennego uszkodzenia opon mózgu; c) w i e r c e n i e – w czaszce wiercono po prostu otwór, znane są również przypadki, gdy wiercono serię małych dziur wokół chorego miejsca, z którego następnie wyłamywano kawałek czaszki; d) o k r ę ż n e ż ł o b i e n i e – za pomocą ostrego narzędzia w miejscu zabiegu żłobiono okrąg, wycinając w ten sposób fragment kości.
Do trepanacji używano niemal na pewno półksiężycowatych metalowych noży zwanych tumi. W wyniku eksperymentów stwierdzono, że sprawdzają się one świetnie przy rozcinaniu skóry, są jednak nieskuteczne przy cięciu tkanki kostnej. Do otwierania samej czaszki używano prawdopodobnie obsydianowych narzędzi: małych dłut oraz dwustronnie obrobionych noży. Uderzając kamieniem w dłuto, rozcinano kość, co można było też osiągnąć używając noża. Narzędzi z nieco twardszych niż obsydian surowców kamiennych używano prawdopodobnie do zdrapywania kości oraz żłobienia. Kończąc zabieg, na ogół pozostawiano wykonany otwór niezasłonięty, choć czasem starano się zamocować z powrotem wycięty uprzednio kawałek kości, otwór zakrywano też niekiedy metalowymi płytkami. Skórę po zakończeniu zabiegu zszywano między innymi za pomocą kolców kaktusa i nici z włosów. Najłatwiejszą techniką było prawdopodobnie zdrapywanie, pozwalało bowiem na najlepszą kontrolę przebiegu operacji. Podobnie rzecz się miała z owalnym żłobieniem, choć tu już potrzebna była znacznie większa staranność. Trudniejsze było natomiast wycinanie, zaś wiercenie wymagało niewątpliwie bardzo dużego doświadczenia i wyczucia ze strony operującego. Stąd też zapewne wynika fakt, że zdrapywanie i owalne żłobienie były najpopularniejszymi technikami, dawały bowiem duże szanse na przeżycie, w przeciwieństwie do wiercenia, które niemal zawsze kończyło się śmiercią. Można założyć, że dobór techniki wynikał z wiedzy i umiejętności operującego, jest to jednak jak dotąd kwestia niewyjaśniona. Obecnie przypuszcza się, że przeprowadzający operacje posiadali dość szczegółową wiedzę na temat budowy głowy ludzkiej. Najwięcej trepanacji wykonywano z lewej strony czaszki i na jej środku – na kościach czołowej, ciemieniowej oraz z tyłu – na kości potylicznej, natomiast unikano okolic miejsca, gdzie kręgosłup łączy się z czaszką, z powodu znajdującej się tam tkanki mięśniowej (w celu uniknięcia zakażenia), a także tych miejsc, w których przebiegają naczynia krwionośne, unikano również kości skroniowej. Można zatem przyjąć, że wykonujący trepanację posiadali wiedzę anatomiczną wystarczającą, by uniknąć uszkodzenia dużych tętnic i zatok żylnych, a także opon mózgowych, co spowodowałoby śmierć pacjenta.
Ludowa medycyna peruwiańska zna kilkadziesiąt roślin mogących osłabić lub nawet znieść odczuwanie bólu. Prawdopodobnie większość z nich lub nawet wszystkie wykorzystywane były w okresie prekolumbijskim. Najbardziej znana jest oczywiście koka (Erythroxylun coca Lam.). W jej liściach znajduje się niewielka ilość kokainy, wydzielająca się przy zastosowaniu odpowiednich aktywatorów. Należy przypuszczać, że przed operacją pacjent żuł liście w celu zmniejszenia odczuwania bólu i uzyskania stanu otępienia. Liście mogły być też używane bezpośrednio na operowanym miejscu, zwłaszcza że kokaina powoduje obkurczenie naczyń błony śluzowej, zmniejszając krwawienie. Inną metodą znieczulenia pacjenta mogło być upojenie alkoholem, choć w tym przypadku operujący musieli zapewne zmagać się z większym niż zwykle upływem krwi.
Post powstał na podstawie artykułu naukowego Łukasza Majchrzaka i Katarzyny Olender, „Trepanacje czaszki w starożytnych Andach Środkowych”. Uznanie autorstwa - Użycie niekomercyjne 3.0
Komentarze (4)
najlepsze
Może po prostu nie mieli skrupułów przed eksperymentowaniem na zwłokach, nie tak jak inne kultury, które uznawały to za grzech ( ͡° ͜ʖ ͡°)
A najprawdopodobniej jeszcze więcej. Skuteczność szacuje się porównując liczbę zagojonych ran po trepanacji z takimi, które się nie zagoiły zakładając, że pacjent nie przeżył zabiegu. A przecież te niezagojone musiały być także wynikiem operacji próbnych, nauki, eksperymentów z różnymi metodami, które zapewne były prowadzone na zwłokach.