2 TYGODNIOWA AWARIA INTERNETU W ORANGE
19 grudnia godzina 12.00, znika sobie internet.
Dzwonie więc pod 510 100 100 i mówię: nie ma internetu proszę zgłosić usterkę. Babka odpowiada - okay, 36 godzin na naprawę i bonusowo 10 gb internetu mobilnego za darmo na dowolny numer z sieci Orange. Myślę sobie, fajnie - jakoś to przeżyję, telefon odpalę w trybie tetheringu jako router WI-FI i jakoś wytrzymam.
Upływa 48 godzin
Internetu jak nie było tak nie ma, dzwonię ponownie - babka mówi, że doładuje mi ponownie 10 GB na telefon za darmo lecz awaria potrwa do 31 grudnia. Kurde, prawie cały miesiąc bez internetu, no jakaś masakra.
Upływa 10 dni, jest 29 grudnia godzina 14:57
Internetu nie ma nadal, obawiam się, że nawet do 31 grudnia nie naprawią. Ja rozumiem, że koło nas robią rondo i pewnie przecieli jakiś kabel i zasypali. Że to mała wieś jest, więc w 36 godzin tego na pewno nie naprawią. Ale w 2 tygodnie? W miesiąc?! Telefonu stacjonarnego podłączonego do tego samego kabla i formalnie należącego tak samo do mnie (kabel dzielony na 2 budynki, w tym na mój) używa samotna babcia, mieszkająca 400 m dalej. Konieczność wykombinowania babci komórki na kartę, a u siebie samego telefonu jako routera wi-fi brzmi jak opowieść z lat 2007. Orange, serio?
Orange, sieć numer jeden na dnie? ( ͡° ͜ʖ ͡°)
Komentarze (28)
najlepsze