POLSKIE ELITY
Nie da się ukryć, że Polska ma z tym obecnie kolosalny problem. Degeneracja polskiej szlachty w XVII i XVIII wieku doprowadziła Rzeczpospolitą do upadku. Gdyby w XVII wieku nie rozpoczął się szybko postępujący proces rozkładu, państwo i jego instytucje pozostałyby silne na tyle, by przeciwstawić się rosnącej potędze mocarstw ościennych. Zagrożenie zlikwidowano by wcześniej. Te elity w którymś momencie zrozumiały swój błąd i próbowały odkupić własne winy pielęgnując polskość. XIX wieczne próby powstańcze wychodziły właśnie od polskiej szlachty. Wciąż nie była ona jednak świadoma, że żeby odzyskać niepodległość nie wystarczą już siły stanu szlacheckiego. Rozumieli to przywódcy budzącego się polskiego ruchu narodowego, którzy świadomi przyczyn klęsk kolejnych powstań zmienili wreszcie optykę. Skupili się równolegle na dwóch kwestiach: rozbudzeniu świadomości narodowej mas polskich oraz kształtowaniu elit intelektualnych i politycznych, których decyzje i przywództwo pozwolą w przyszłości odzyskać Polskę. Państwa zaborcze nie były w stanie skutecznie przeciwdziałać tym procesom. Polacy stopniowo zdobywali wykształcenie, zyskiwali świadomość narodową, angażowali się w przedsięwzięcia gospodarcze i działalność społeczną. Ukształtowane w tamtym okresie polskie elity czekały na właściwy moment, by zrywając z tradycją nieudanych i nieprzemyślanych powstań sięgnąć po niepodległość. Bez tych, pełnych ideowości i kompetentnych elit, nadających kierunek polskiemu narodowi, niepodległa Rzeczpospolita pozostałaby mrzonką. Elit potrzebuje każdy naród. Wiedzieli o tym zarówno Niemcy, jak i Sowieci, którzy nie mogli pogodzić się z odrodzeniem Polski. Dlatego, gdy w 1939 roku wspólnie nas zaatakowali, jednym z ich celów było unicestwienie polskich elit. Tak, by właśnie zlikwidowane państwo polskie nigdy już się nie odrodziło. By naród polski nie miał przywództwa i pozostał na zawsze nieświadomą masą ludzką, łatwą do kontrolowania. Niezależnie od walk, jakie wybuchły w 1941 r. między dotychczasowymi zbrodniczymi sojusznikami, i Niemcy, i Sowieci byli w tej kwestii zgodni i konsekwentnie realizowali swój plan: polskie elity mają być starte z powierzchni ziemi. Polacy zaś mają być niewykwalifikowaną siłą roboczą (Niemcy) lub zostać przekształceni w człowieka sowieckiego, niewolniczo podporządkowanego ideologii komunistycznej (ZSRR). W 1944 roku Polska dostała się pod drugą okupację – tym razem sowiecką. NKWD i Smiersz do spółki z polskimi UB, MBP, Informacją Wojskową, przywiezionymi z Moskwy w teczkach sędziami i prokuratorami zajęło się mordowaniem tej resztki elit polskich, która uniknęła dotąd śmierci z rąk niemieckich lub sowieckich. Do 1956 roku ludzi ci zostali wymordowani, uwięzieni lub zmienieni w inwalidów w ubeckich katowniach. Byli to ostatni synowie Polskiej Ziemi, którzy mieli predyspozycje, by przewodzić polskiemu narodowi. Nieliczni, chcąc uratować życie, nie wrócili po wojnie do Polski i rozproszyli się po świecie. Jako, że elit, takich lub innych, potrzebuje każde państwo, miejsce wymordowanych zajęli ludzie zaangażowani w instalowanie w Polsce, pod osłoną sowieckiej armii, reżimu komunistycznego. Nie mieli ani walorów intelektualnych, ani cech charakteru, ani mentalności pozwalającej na przewodzenie komukolwiek. Dziś 30 lat po wyreżyserowanym demontażu PRL, polską elitę stanową dwie zasadnicze grupy ludzi. Jedna obejmuje kolejne pokolenia „elity” komunistycznej i tych członków antykomunistycznej opozycji, którzy w 1989 roku zawarli z reżimem komunistycznym porozumienie o podziale władzy. Do drugiej grupy zaliczamy, tych, którzy deklarują potrzebę odbudowy i wymiany polskich elit, zasadniczo podnosząc wskazany wyżej argument dotyczący okresu PRL. Obie grupy zwalczają się, czego wyrazem jest zajadłość walki politycznej w Polsce oraz coraz bardziej pogłębiające się podziały społeczne. O pierwszej grupie napisano już dość. Przyjrzyjmy się drugiej. Niestety trudno uznać ją za kontynuatorkę elit polskich wymordowanych w latach 1939-56, choć grupa ta robi wszystko, byśmy tak uważali. Zbyt mało jest w niej jednak ludzi wykształconych, ideowych, którzy potrafią i chcą postawić wyraźną granicę między interesem własnym, a interesem narodu. Określają się jako lepsi od elit postkomunistycznych, i pod względem intelektualnym, i moralnym. Często jednak niczym się od tamtych nie różną – interesują ich dobrze płatne stanowiska i osobisty sukces, który sprytnie starają się powiązać z rzekomym interesem narodowym. Jakże niewielu wśród nich znajdziemy ludzi posiadających odpowiednie wykształcenie i doświadczenie, aby pełnić wysokie funkcje i zajmować odpowiedzialne stanowiska… Warunkiem obsadzania stanowisk nie są bowiem kompetencje, inteligencja i niezależność myślenia. Te warunki to bezwarunkowa wierność własnemu środowisku politycznemu, gotowość do łamania reguł w interesie tego środowiska oraz poruszanie się w bardzo prostych schematach myślowych wyznaczonych przez liderów tej grupy. Zbliża to niestety tę grupę pod dwoma względami do elity sanacyjnej ukształtowanej po Zamachu Majowym. Po pierwsze, elita sanacyjna stosowała takie same kryteria doboru kadr pracujących na rzecz państwa – wierność, dyspozycyjność oraz brak umiejętności niezależnego myślenia. Po drugie, elita sanacyjna również była przekonana o własnej wyjątkowości i wyższości moralnej. Wszystko to skłania do smutnej konstatacji, że jak dotąd, skutki tragedii lat 1939-56 nie zostały usunięte. Jesteśmy narodem z podzieloną klasą polityczną, gotową pogłębiać antagonizmy społeczne w imię własnych, krótkoterminowych celów politycznych. Elita postkomunistyczna, choć w rzeczywistości żadną elitą nie jest, istnieje nadal tylko dzięki słabości intelektualnej i niskim kompetencjom tej elity, która usiłuje z nią walczyć. Z naszej historii wiemy już aż za dobrze, że brak prawdziwie ideowej i merytorycznie przygotowanej klasy przywódczej to nic dobrego…