Michał Rej "Cielęcinka" - żołnierz wyklęty i wymazywany z pamięci.
Chwała bohaterowi! Niech spoczywa w spokoju.
Partyzant o pseudonimie "Cielęcinka" to postać zagadkowa i nietuzinkowa.
Najprawdopodobniej był najodważniejszym i najinteligentniejszym żołnierzem Batalionów Chłopskich w czasie hitlerowskiej okupacji, działającym w rejonie
Łysogór (Gór Świętokrzyskich) na obszarze od Opatowa po Słupię Nową. Sukcesy które odnosił, oraz błyskotliwość Jego pomysłów, aż do dziś wzbudzają niechęć i
zazdrość upolitycznionych przeciętniaków. Tych, których jedynym rzeczywistym celem zawsze jest "ustawienie się" w każdej sytuacji. Obojętne - czy są to czasy
okupacji niemieckiej, sowieckiej, czy też współczesnej - jewropejskiej. Powoduje to na pozór niezrozumiałe i nieoczekiwane kłopoty ze zdobyciem pełnej wiedzy
na temat życia i działalności tego bohatera. Zazdrośnicy mówią o Nim niechętnie, w sposób widoczny pomniejszając Jego znaczenie i dokonania w czasie
niemieckiej okupacji z lat 1939 - 1945.
Michał Rej "Cielęcinka" pochodził ze wsi Porębiska. Żonaty z kobietą o imieniu Weronika (pochodząca ze wsi Bartoszowiny - nazwisko nieznane), która była Jego
wielką miłością - choć ich życie rodzinne raczej idyllą nie było z powodów oczywistych. Trwała noc okupacji niemieckiej, a po niej nastał świt
komunistycznych prześladowań. Niemcy postrzelili Pana Michała Reja w rękę, a nasi sowieccy wyzwoliciele skazali Go na dożywocie. Pretekstem do tak srogiego
wyroku był "napad z bronią w ręku" na sklep GS-u, z którego przymierający głodem "Cielęcinka" zrabował dla siebie żywność. W "napadzie" nikt nie zginął, bo
pistolet "Cielęcinki" przypadkiem nie był nabity. Partyzant "Cielęcinka" nie lubił zabijać. Jego główną bronią była inteligencja oraz doskonała znajomość
języka niemieckiego - choć był zawsze uzbrojony "po zęby". Nawet gdy pierwszy raz UB-cja przyszła go aresztować, także nie zabił nikogo. Seria z RKM-u
posłana została celowo nad głowami atakujących, a rzucony granat eksplodował o wiele za wcześnie oznajmiając im, że partyzant Michał Rej posiada całe mnóstwo
granatów (choć w rzeczywistości był to już Jego ostatni). UB-cy na takie "dictum" spieprzyli gdzie pieprz rośnie. "Cielęcinka" natomiast nawet nie pomyślał,
żeby w czasach powyzwoleniowej biedy z nędzą, miast obrabowywania sklepu GS-u, odebrać żywność jakiejś rodzinie w okolicznych wsiach... Dopiero "polityczna odwilż" za czasów panowania I sekretarza KC PZPR Władysława Gomułki, zwróciła "Cielęcince" wolność - nie zapewniając Mu jednak
najskromniejszych warunków godziwej egzystencji. Stał się zatem tułaczem w kraju o którego wolność walczył, zarabiając na własne życie naprawą zegarków oraz
maszyn do szycia - czego nauczył się siedząc w UB-ckim więzieniu. Zmarł w roku 2000. Pragnął być pochowany razem ze swoją małżonką, z którą miał dwoje dzieci
- syna i córkę. Jego ostatnia wola została spełniona przez pewną (o wiele młodszą od "dziadka Michała") życzliwą sąsiadkę z miejscowości Rudki (kontakt znany
Wolnemu Lechicie), która się Nim opiekowała u schyłku Jego życia.
Michał Rej "Cielęcinka" (żołnierz BH) lubił działać w pojedynkę. Takie postępowanie miało jedną kolosalną zaletę - nikt nie wiedział o Jego planach, więc
nikt nie mógł Go zadenuncjować do okupanta (co się czasem zdarzało). Swoje uzbrojenie oraz niemieckie mundury zdobywał na wrogu. Często się nimi posługiwał,
udając niemieckich oficerów. Zawsze był doskonale poinformowany o ruchach nieprzyjaciela, stanach osobowych niemieckich placówek oraz innych istotnych
szczegółach. Jako członek BH brał udział w działaniach wywiadowczych oraz zabezpieczających odwrót oddziału partyzanckiego "Jędrusie", w akcji z 12.03.1943.
rozbicia niemieckiego więzienia w Opatowie - skąd uwolniono około 55 więźniów. https://dzieje.pl/aktualnosci/...
Jednak jego najbardziej brawurową i legendarną akcją przeprowadzoną w pojedynkę, było rozbrojenie posterunku żandarmerii niemieckiej, stacjonującej w
przedwojennym, drewnianym schronisku młodzieżowym w Słupi Nowej, należącym do Związku Nauczycielstwa Polskiego (które istnieje do dziś) i uwolnienie
przetrzymywanych tam aresztantów. W chwili pozorowanego ataku, placówka ta miała osłabiony skład osobowy - o czym Pan Michał Rej dobrze wiedział. Po zmroku
do pni drzew na skraju pobliskiego lasu umocował kilka sztuk broni palnej, które zaopatrzył w proste mechanizmy uruchamiania z jednego miejsca za pomocą
długich sznurków. Niektórzy twierdzą, że zapalił także kilka lamp naftowych w głębi lasu, dla stworzenia iluzji większego zgrupowania partyzanckiego. Po
pozorowanej kanonadzie z kilku miejsc (uruchomionej dzięki wspomnianym sznurkom) poszedł wprost na posterunek żandarmerii z ultimatum złożenia broni pod
groźbą zabicia wszystkich żandarmów i spalenia ich ciał razem ze schroniskiem. Jakich argumentów jeszcze użył, aby zmusić ich do kapitulacji - trudno dziś
dociec, skoro On sam już nie żyje. Faktem jest, że żandarmi się poddali, pozwolili się związać i zamknąć w pomieszczeniu aresztu, w którym przetrzymywali
własnych więźniów, aby uchronić się (w ich mniemaniu) od niechybnej "kuli w łeb".
Żołnierz obecnie wyklęty i wymazywany z pamięci potomnych przez upolitycznionych działaczy (Pan Michał Rej "Cielęcinka”), wyszedł z posterunku żandarmerii
niemieckiej obładowany bronią i amunicją, która najpewniej wzbogaciła wyposażenie oddziałów BH. (Zdarzyło się także, że partyzanci z oddziału Ponurego
rozbroili "Cielęcinkę" - bo to było łatwiejsze od bezpośredniego odebrania broni szkopom.) Stanęły one później po stronie Armii Radzieckiej I Frontu
Ukraińskiego, wyzwalającego Łysogóry (Góry Świętokrzyskie). Jednak sam "Cielęcinka" nie przyłączył się do sowieckich wyzwolicieli wzorem swoich kolegów z BH,
pozostając po zachodniej (niemieckiej) stronie linii frontu. Nie zdecydowały jednak o tym najprawdopodobniej Jego sympatie czy antypatie polityczne - lecz
fakt, że po zachodniej linii frontu pozostała Jego własna rodzina. Wówczas (1945r.) w okolicach Słupi Nowej przebiegała ona po poniżej południowych skłonów
pasma Jeleniowskiego.
A dziwaczny pseudonim Pana Reja "Cielęcinka"? Tak na prawdę nie był żadnym pseudonimem - lecz pospolitym przezwiskiem, jakich wiele funkcjonowało na wsiach
regionu łysogórskiego od wielu wieków. Równie dobrze taki pseudonim-przezwisko mogło brzmieć podobnie to, który przylgnęło do innej rodziny ze wsi Piórków:
"Piździaki" - ale na szczęście do Pana Michała Reja nie przylgnęło. Czy to z powodu tego, że późniejszy "dziadek Michał Rej" był jednak nazbyt inteligentny,
sprytny, odważny, dobry, mądry, życzliwy, zdolny i elokwentny? Kto dziś po 75 latach może o tym wiedzieć? Realia tamtych strasznych, minionych czasów, nie
mieszczą się niestety w wyobraźni obecnych pokoleń, nazywających siebie samych dość bezzasadnie i zdecydowanie na wyrost – "Polakami".
Tekst sporządziłem na podstawie informacji oraz wspomnień Panów: Franciszek Czechowski, Tadeusz Szczykutowicz, Jan Kaczor i Kogut Stanisław.