Mijają właśnie 3 lata od kiedy zamieszkałam w Nowej Zelandii. Moja historia dość burzliwa, być może zainspiruje kogoś do działania, kto wie?
![666d5a394642526a5a54673d_69WpgBTspLq3tNDOOczyPYqJqr3KpFty.jpg](https://www.wykop.pl/cdn/c0834752/666d5a394642526a5a54673d_69WpgBTspLq3tNDOOczyPYqJqr3KpFty.jpg)
---
W Polsce byłam kolejnym SEOwcem. Początkowo pracowałam jako "mrówka" dla dużej agencji, ale przeszłam ambitnie na "swoje" zaraz po porodzie, żeby nie robić przerwy na macierzyńskie, być z młodym w domu i takie tam, sami wiecie. Niemalże złote czasy SEO wtedy były, powiedziałabym (2010-2015). Można było pracować zdalnie, w zaciszu własnego domu, z małym dzieckiem na kolanach, a hajs i tak się zgadzał. Mało kto by narzekał w takich warunkach, prawda? No, ale mnie od zawsze ciągnęło w kierunku grafiki/fotografii i wiedziałam, że zbyt długo to nie dam rady! Wytrzymałam prawie 6 lat, co i tak uważam za osobisty sukces. Gdzieś tam po drodze pojawiło się drugie dziecko, kupiliśmy własny dom z ogródkiem, zasadziliśmy jabłoń i blabla bla... to wcale nie przyniosło szczęścia! Kiedy dzieci podrosły i nie wymagały już tak wielkiej uwagi jak za czasów niemowlęcych - dużo rozmawialiśmy. Marzyła nam się Kanada, ale los spłatał nam figla i podsunął ciekawą ofertę do Nowej Zelandii z której grzechem było nie skorzystać. Wystarczyło wysłać - uwaga, bez ściemy - jedno CV, przejść 2 rozmowy na Skype i voila! Umowa o pracę przyleciała z drugiego końca świata prosto do Gdańska.
No i bam! Stało się!
Odważnie dość, bo 20-latkami już nie jesteśmy. Przeprowadziliśmy się. Po tych 3 latach wiem, że idealnie to tutaj nie jest (wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma), ale przynajmniej mogę robić to, co lubię i na tym zarabiać.
W ubiegłym roku zarejestrowałam własną agencję kreatywną w NZ. Polaków tutaj mamy niewielu, a polskich biznesów raptem kilka. Rynek jest wąski, zapotrzebowanie na usługi marketingowo-reklamowe znikome i na dokładkę kompletnie nieogarnięte towarzystwo na podwórku branżowym! Zdecydowany brak lidera i każdy idzie w inną stronę...
Nie wiedziałam dokładnie jak zacząć działać w obcym mi środowisku i z kim porozmawiać, ale miałam swój mały plan działania. Stworzyłam stronę internetową, a od niedawna zaczęłam udostępniać swoje prace poprzez sklep internetowy...
Lokalną szkołę i przedszkole wspieram fotograficznie, a dzięki sile rekomendacji mam też pod opieką kilka pomniejszych instytucji eventowych. Szlajam się po szkoleniach, konferencjach i seminariach branżowych.
To naprawdę zadziwiające jak wiele człowiek może się nauczyć w stosunkowo krótkim okresie czasu...
Zalety Christchurch:
Żyje się tu spokojniej. Dużo wolniej niż w Europie. No i nie widać nigdzie tego specyficznego pędu/pośpiechu za pracą i pieniądzem. Edukacja na etapie szkoły podstawowej i przedszkola zupełnie inna niż w PL. Przyroda zachwyca na każdym kroku. Dużo placów zabaw. Ludzie są uprzejmi i pomocni.
Wady Christchurch:
Drogie jedzenie (i nie tylko). Tekturowe budownictwo + brak izolacji (taki klimat). Trzęsienia ziemi. Niewiele atrakcji dla nastolatków. Podział miasta na lepsze i gorsze dzielnice. Dużo Chińczyków. Mawiają ostatnio, że jest rasizm coraz większy...
---
Nie jestem żadnym wielkim autorytetem ani weteranem, ale mogę być Twoim AMA jeśli rozważasz przeprowadzkę do Nowej Zelandii i/lub pracę tutaj w znajomej mi branży. Możesz też odwiedzić moją stronę internetową albo skontaktować się ze mną mailowo jeśli tylko masz taką ochotę - KLIK
Komentarze (4)
najlepsze
1. Największy Twój sukces w Seo? Jaka fraza i które miejsce w google, ile czasu się utrzymała?
2. Jak duże miałaś zaplecze?
1. Prowadzenie kampanii dla "sieci" firm motoryzacyjnych uważam za spory sukces na swojej drodze. Współpraca trwała w sumie ponad 6 lat i gdyby nie mój wyjazd do NZ - możliwe, że do dziś :) Zdominowaliśmy polskiego Google dla fraz motoryzacyjnych typu: lakiernictwo, blacharstwo, odszkodowania powypadkowe, dealer samochodowy, serwis samochodowy itp. Za największy sukces uważam wypromowanie frazy "mazda" i "audi" do TOP5 w polskich wynikach organicznych. Nie znaleźli osoby do pracy,
to jakaś choroba, czy może dyscyplina sportu albo cecha charakteru? A moze zawód?