Głosu diagnostów laboratoryjnych w dyskusji o stanie "służby zdrowia" prawie nie słychać, a też możemy powiedzieć kilka ciepłych słów o naszych pracodawcach i chorym systemie tzw. "Ochrony Zdrowia", w którym toniemy.
Jestem diagnostą laboratoryjnym z 7 letnim stażem pracy. Do tego genetykiem w trakcie specjalizacji. Mam doktorat oraz publikacje i wiele referatów na międzynarodowych konferencjach na koncie. Moją wąską specjalnością zajmuje się może 100 osób w kraju, nie da się mnie zastąpić byle praktykantem, choć kadra zarządzająca myśli inaczej.
Moja podstawa to 1800zł (operować będę kwotami netto), 120 zł stażowego i 50zł (!) za tytuł naukowy. Gdy zostanę specjalistą, po 5 latach kursów, wyjazdów, staży, nauki po godzinach i wyrzeczeń osobistych, dostanę kolejne 50zł miesięcznie. Koszt specjalizacji ponoszę praktycznie sama. Szpital udziela mi części (nie całości!) urlopu na czas staży i kursów, zwraca mi łaskawie także 30% ceny kursu. Za zakwaterowanie, dojazdy itp. płacę sama, podobnie jak za staże. Egzamin, który każdorazowo zdaje 25% aplikujących, też kosztuje kilkaset zł. Koszt, jaki poniosę przez 5 lat specjalizacji to ponad 20tys zł. Stopa zwrotu takiej "inwestycji w siebie" to 33 lata. TRZYDZIEŚCI TRZY LATA.
A tak, zapomniałabym. Mam też premie- zapomnieć o nich łatwo, bo jest to sporo poniżej 10% ceny badania laboratoryjnego, które wykonam na zlecenie innego niż mój szpitala, a nie ma tego za wiele.
Suma sumarum moje miesięczne uposażenie netto jako doktora nauk medycznych, doświadczonego genetyka w trakcie specjalizacji to zwykle około 3tys zł.
Moja praca to nie picie herbaty. Pojedyncza analiza kilku próbek trwa od początku do końca około tygodnia. Od poprawnego wyniku mojego badania laboratoryjnego zależy nierzadko życie pacjenta onkologicznego. W wymiarze ekonomicznym- ten wynik decyduje o podaniu pacjentowi bardzo drogiej terapii antynowotworowej, której koszt to nawet kilkanaście tys zł miesięcznie. Jeśli się pomylę albo zrobię badanie nieumiejętnie, pacjent który nie powinien tej terapii dostać i tak ją otrzyma. Nie pomoże mu ona a może zaszkodzić, a każdy z nas, podatników, traci pieniądze.
W pracy robię 5 rzeczy naraz przy akompaniamencie paskudnego szumu sprzętu. Często nie ma czasu na wypicie herbaty czy nawet wizytę w toalecie. Najdłużej trwa biurokracja - wpisanie wyniku do systemu komputerowego zajmuje osobie wprawionej 2 minuty, a wyników jest i po 50 dziennie. Do tego przejrzenie skierowań, wpisanie ich do bazy, przygotowanie tkanek do analiz i ich preparatyka, wykonanie badań, ich weryfikacja przez drugą osobę, wypisanie na papierze, sprawozdawczość... I odprawa lekarska. W hierarchii szpitalnej my, diagności, jesteśmy poniżej pielęgniarki- przecież my tylko naciskamy guzik popijając kawusię, dostajemy wynik i w spokoju dalej pijemy kawę. Bywa, że szefostwo utrudnia osobom ambitnym ten mizerny awans zawodowy, jaki daje stopień naukowy lub tytuł specjalisty a to tylko czubek góry lodowej mobbingu, który cosziennie wykańcza nas psychicznie...
Oswajam się z myślą o wyjeździe za granicę. Mam sporo kontaktów z konferencji międzynarodowych- może któryś z profesorów, z którymi publikowałam, ma akurat wakat i przyjmie dobrego specjalistę? Żal mi wyjeżdżać, ale jeśli tak zapewnię sobie i swojej rodzinie godny byt, nie martwiąc się, jak dociągnę do końca miesiąca, jeśli opłacę swój staż....
Diagnosta Laboratorjny, genetyk medyczny.
Komentarze (9)
najlepsze
Senepid - najniższe krajowe
Badanie nasienia - owszem ofert sporo, większość przy prywatnych klinikach i szpitalach (leczenie niepłodności) - 1500 na ręke
Z własnego doświadczenia.