Wiem, że to głupio zabrzmi, ale kiedyś rodzice mieli po kilkoro dzieci i poprostu przy następnym dziecku ta nadwrażliwość i nadopiekuńczość ze strony rodziców mijała. Jak się zepsuło któreś, to zawsze inne pozostawały. Nawet była mała anegdotka, jak po dniu zabawy pociech na dworze rodzice patrząc na nie pytają się wzajemnie: myjemy czy robimy nowe?
Pamiętam jak się skakało z drugiego piętra na dwumetrową hałdę piachu lub śniegu albo jak się krzyczało na całe osiedle do mamy na siódme piętro żeby wodę rzuciła albo jak się mama darła że "Obiad!" albo jak osiedle pustoszało o 15:40 bo o 16 DragonBallZ szło. Pamiętam jak budowaliśmy domki na osiedlowych drzewach albo skądś się przytargało starą kanapę i wsadziło między krzaki i się miało swoją "bazę". Pamiętam jak się tłukliśmy
@Wiswer: Tu raczej chodzi o regularnie wylewane gorzkie żale że niby dzisiejsze dzieci to tylko przed komputerem i hurr durr quada na komunie? Ja w twoim wieku jeździłem wierzchem, na kocie.
Trochę takie gorzkie żale. Jeśli rodzice chcą, to nauczą dziecko "starych" zabaw. Mój syn żyje już w innym świecie niż ja w jego wieku i nie ma się tu na co obrażać. To że na starcie ma dostęp do komputera, telewizora i innych zabawek nie oznacza, że ma się nimi bawić cały dzień. Pokazujemy mu, że zabawa na dworze oznacza coś ciekawego. Proponujemy różne kreatywne zabawy, a on sam też sprawdza co
Nie rozumiem tej tęsknoty do zacofania. Ja swoje typowe dzieciństwo zamieniłabym na takie z kompem, a głupie zabawy na jakiś sport uprawiany w kontrolowanych warunkach. Wciąż może to być sport ekstremalny i wciąż w kontrolowanych warunkach.
Komentarze (9)
najlepsze