Założenia:
Czy kiedykolwiek zastanawiamy się nad alternatywami dla obecnie obowiązującego systemu politycznego? Na poważnie robią to pewnie tylko niektórzy z nas. Ci którzy podnoszą takie kwestie są zazwyczaj traktowani jak ludzie niepoważni. Każdy przecież wie, że jedynym sprawiedliwym oraz słusznym systemem jest demokracja. Ale czy na pewno tak jest? Czy na pewno jest to system najlepszy? I czy wreszcie obowiązujący nas wszystkich system polityczny faktycznie można by nazwać demokracją? Dyskusji na takie tematy jest niestety brakuje. Brakuje również wiedzy m.in. o tym, że obowiązująca nas obecnie ordynacja wyborcza jest niekonstytucyjna (wbrew ustawie zasadniczej wybory nie są ani bezpośrednie ani proporcjonalne). Brakuje wiedzy o tym w jaki sposób wyłania się rządzących, jakie są w końcu zasady liczenia głosów w wyborach. O metodzie d'Hondta nie słyszał pewnie prawie nikt, a szkoda. Jest to metoda bardziej skomplikowana niż się może się niektórym wydawać. Można by wręcz pokusić się o stwierdzenie, że większość ludzi biorących udział w wyborach nawet nie wie jakimi rządzi się ona prawami. Co gorsza nie jest to jedyna płaszczyzna na której wielu notorycznych ale i tych bardziej okazjonalnych wyborców wykazuje się niewiedzą. Autor będzie starał się udowodnić, że nie jest to zjawisko dla społeczeństwa korzystne i jako takie powinno zostać usunięte bądź maksymalnie ograniczone.
Ostatnia kampania prezydencka (roku 2015) ukazała dwa bardzo ciekawe zjawiska kanalizujące tę samą społeczną potrzebę:
Pierwszym z nich było to, że jednym z głównych tematów wokół których toczyły się debaty oraz dyskusje były Jednomandatowe Okręgi Wyborcze.
Drugim było łączne poparcie jakim mogli pochwalić się tzw. kandydaci antysystemowi (w sumie było to 25,87% oddanych głosów).
Obydwa powyższe przykłady pokazują, że społeczeństwo ma świadomość swojego znikomego wpływu na kształt oraz kierunek w którym zmierza Państwo. Powyższe zjawiska uwidaczniają, że wyborcy, a przynajmniej spora ich część, czuje że ich władza jest iluzoryczna interesy niereprezentowane. Ważne również jest to, że ludzie ci nie akceptują status quo i podejmują próbę jego zmiany. Ważne również jest to, że niestety przez ogólnie niski poziom wiedzy w społeczeństwie próby te za każdym razem są tylko strzałami na oślep.
W trakcie trwania ostatniej kampanii prezydenckiej debaty pomiędzy niemalże wszystkimi kandydatami, były koncertami demagogii, populizmu oraz niskich moralnie ataków. Faktyczna wymiana czy konfrontacja idei oraz myśli w zasadzie nie miała miejsca. Nie jest to jednak zjawisko nowe, nie może więc być one jakimkolwiek zaskoczeniem. Jest to sytuacja trwająca ciągle, gdyż kandydaci/politycy starający się o poparcie wyborców wiedzą doskonale, że oglądający ich ludzie, elektorat o który walczą, to tłum dla których nowe pojęcia oraz rzeczy nieznane są czynnikami odstraszającymi a nie przekonującymi. Sposobem zdobycia przychylności siłą rzeczy staje się więc demagogia właśnie, a główną wyborczą walutą emocje.
Wspomniana już wcześniej popularność Jednomandatowych Okręgów Wyborczych była tylko skanalizowaniem głębokiego społecznego zapotrzebowania na podniesienie poziomu kultury politycznej, a w efekcie na rozwiązanie wielu problemów niezmiennie trapiących kraj. Autor śmie twierdzić, że poparcie udzielone Pawłowi Kukizowi nie było powodowane ogromnym społecznym pragnieniem wprowadzenia JOW-ów, a tym że ludzie widzieli w JOW-ach szansę na jakościową zmianę w polityce. Niestety problem leży dużo głębiej niż tylko w zmianie sposobu wyboru polityków. Aby odpowiednio dobrać lekarstwo do choroby trzeba przede wszystkim dobrze zdiagnozować symptomy. Źle dobrane lekarstwo może nie tylko nie pomóc a wręcz zaszkodzić. Po głębszym zastanowieniu można dojść do wniosku, że problem nie leży w sposobie wybierania polityków czy nawet w samych politykach. Problem leży w nas samych.
Miarą dojrzałości społeczeństwa obywatelskiego jest zrozumienie powagi i wagi jaką niesie za sobą współżycie na odpowiedzialnych zasadach w taki sposób, aby koegzystencja była jak najbardziej efektywna i nie paraliżowała potencjału oraz możliwości rozwoju jednostek wchodzących w skład wspólnoty. Spójrzmy zatem, jak zarządzany jest nasz współudział w tworzeniu przestrzeni publicznej na wybranym przykładzie:
Prowadzenie pojazdów mechanicznych po drogach publicznych:
Drogi publiczne jako wartość wspólna całego społeczeństwa pozostają (generalnie) dla społeczeństwa otwarte. Do legalnego poruszania się po nich wymagane są pewne uprawnienia, które można zdobyć zaliczając teoretyczny oraz praktyczny egzamin państwowy. Sprawdza się w nim czy obywatel ubiegający się o prawo jazdy jest w posiadaniu wiedzy i umiejętności wystarczających do zajęcia fotela kierowcy oraz prowadzenia pojazdów po drogach publicznych. Dlaczego jako społeczeństwo zgadzamy się na ograniczenie obywatelom możliwości korzystania z dróg publicznych ustanawiając blokadę w postaci serii egzaminów i testów? Kierują nami względy zdroworozsądkowe oraz praktyczne. Wiemy doskonale, że kierowanie samochodem jest czynnością, która bez uprzedniego przeszkolenia, może prowadzić do chaosu na drogach na którym straciliby wszyscy. Efekty totalnego braku edukacji połączonego z brakiem wystarczających regulacji ("wsparte" niskim poziomem infrastruktury) zobaczyć możemy w egzotycznych dla nas krajach z niższą kulturą jazdy (takich jak Rosja czy Nigeria). Niedrożność dróg spowalnia całą gospodarkę, bowiem powoduje koszty utraty czasu jak i pieniędzy po stronie obywateli. Jest to rezultat korzystania z narzędzia infrastruktury drogowej w sposób nieodpowiedzialny, niekompetentny, bez uprzedniego przygotowania.
Skoro więc przyznajemy, że w dziedzinach współżycia obywatelskiego o pewnym poziomie skomplikowania wymagamy od siebie nawzajem tak, aby nasze działania nie prowadziły do tragedii, to konsekwentnym byłoby też przeanalizować, czy istnieją inne takie obszary legitymujące się wysokim poziomem skomplikowania, gdzie tak wymagający już wobec siebie samych nie jesteśmy. Po pobieżnej analizie otaczającej nas rzeczywistości możemy dostrzec, że takim obszarem są wybory powszechne. W założeniu są one ukoronowaniem i największą zdobyczą demokracji oraz dowodem na zwycięstwo ludzi w walce o swoje prawa do zabierania głosu (wprowadzenie w życie postulatu Nihil Novi sine communi consensu - potocznie nic o nas bez nas). Czy zadajemy sobie jednak pytanie, które w odpowiedzialnym społeczeństwie obywatelskim powinno być sprawą absolutnie pierwszorzędną, dawno rozwiązaną bądź znajdującą się na pierwszym miejscu w kolejce do rozwiązania? Mianowicie: Czy cenzus wieku, tak jak to ma miejsce obecnie, powinien być jedynym wymogiem stawianym przed obywatelami w ramach przyznawania im czynnego prawa wyborczego? Zdaniem autora jest to podejście tak samo nieodpowiedzialne jak pozwolenie ludziom na podróżowanie systemem dróg publicznych (jako kierowca) bez uprzedniej weryfikacji czy osoba do takiego podróżowania aspirująca ma odpowiednią wiedzę i umiejętności, zarówno praktyczne jak i teoretyczne, na poziomie wystarczającym do odpowiedzialnego korzystania ze wspólnego narzędzia jakim są drogi publiczne właśnie.
W chwili obecnej nasz system edukacyjny, zdaniem autora, nie przygotowuje "przyszłych pełnoprawnych obywateli" do podejmowania świadomych i odpowiedzialnych decyzji kierunkujących, a wręcz kształtujących obraz i sposób w funkcjonowania całego Państwa. Co do słuszności powyższego twierdzenia można by się oczywiście sprzeczać, aczkolwiek to czy jest ono jest bliższe bądź bardziej oddalone od prawdy nie ma koniec końców zbyt wielkiego znaczenia. Jest tak, gdyż aby czynne prawo wyborcze otrzymać nie swojej trzeba wiedzy zdobytej w procesie nauczania w żaden sposób weryfikować. Aby zdobyć prawo do głosu należy jedynie dożyć do dnia swoich 18-tych urodzin, względnie do dnia wydania dowodu osobistego. W tym świetle to czy system edukacyjny działa nie ma większego znaczenia.
Stosujemy jednak pewne ograniczenia i nie pozwalamy głosować wszystkim, którzy mieliby na to ochotę. Aby wziąć udział w wyborach parlamentarnych w Polsce należy przede wszystkim być obywatelem Polskim. Poza tym, należy mieć skończone 18 lat i dopiero to daje nam czynne prawo wyborcze. Czy to, że w praktyce stosujemy pewne ograniczenia w dostępie do czynnego prawa wyborczego (cenzus wieku) nie świadczy o świadomości społecznej dla faktu, że nie wszyscy obywatele powinni mieć wpływ (czynne prawo wyborcze) na kształt Państwa? Oczywiście że tak. Co więcej, jest to założenie ze wszech miar słuszne, aczkolwiek obecnie funkcjonujące rozwiązanie jest już kompletnie błędne. Cenzus wieku ustawiony na granicy 18-go roku życia nie weryfikuje bowiem absolutnie niczego. Granica wieku jest ustalona kulturowo, jest granicą umowną, w żaden sposób nie odzwierciedlającą i nie sprawdzającą czy osoba uzyskująca właśnie realną moc decydowania o losach kraju jest do tego przygotowana. Do tego w zależności od kraju granica wieku waha się od 16-tu do 25-ciu lat. Tu właśnie dochodzimy do sedna, czyli tego jakie jest, proponowane przez autora, alternatywne rozwiązanie problemu decydowania o tym, kto ma jest a kto nie ma być w posiadaniu czynnego prawa wyborczego. Tym rozwiązaniem, według autora, byłoby wprowadzenie Egzaminu na Kartę Czynnego Prawa Wyborczego.
Zasady przyznawania Karty:
- Każdy dorosły obywatel Rzeczypospolitej jest upoważniony do podejścia do egzaminu na Kartę Czynnego Prawa Wyborczego, chyba że prawo to zostało mu odebrane prawomocnym wyrokiem sądu RP.
- Egzamin na Kartę Czynnego Prawa Wyborczego organizowany jest raz do roku, wspólnie z dorocznymi egzaminami dojrzałości (maturalnymi).
- Egzamin składa się z 30 pytań, wybieranych losowo z puli 300 zatwierdzonych przez Państwowy Komitet Egzaminacyjny (składający się z mianowanych przez Prezydenta profesorów odpowiednich dziedzin).
- Do Egzaminu można podejść w jednym z proponowanych terminów na przestrzeni okresu trwania egzaminów dojrzałości (maturalnych).
- Do Egzaminu można podejść tylko raz na rok kalendarzowy.
- W wyborach do sejmu, senatu, samorządowych, prezydenckich, europejskich oraz referendach głosować mogą jedynie obywatele posiadający Kartę Czynnego Prawa Wyborczego.
- Karta Czynnego Prawa Wyborczego przyznawana jest na okres 15 lat. Po upłynięciu tego okresu ważność Karty musi zostać odnowiona.
Tylko tyle i aż tyle. Brak czynnego prawa wyborczego przyznawanego automatycznie wszystkim po osiągnięciu 18-go roku życia. Zmiana poważna, aczkolwiek zmiana konieczna. Według autora wywołałaby ona szereg nieodwracalnych, pozytywnych efektów, które na zawsze zmieniłyby oblicze funkcjonowania naszego Państwa.
Efekty:
- Podstawowym efektem, który nietrudno przewidzieć, jest diametralna zmiana i przetasowanie wszystkich istniejących obecnie elektoratów. Ciężko oszacować jaki odsetek społeczeństwa będzie po pierwsze zainteresowany, a po drugie wystarczająco kompetentny, aby wejść w posiadanie Karty Czynnego Prawa Wyborczego. Im ta liczba większa (przy odpowiednio ustalonych zasadach przyznawania Karty) tym lepiej, aczkolwiek autor nie przewiduje aby docelowo było to więcej niż 25-30% społeczeństwa. Byłaby to jednak, bezsprzecznie, grupa ludzi podejmujących decyzje w sposób bardziej świadomy niż ma to miejsce obecnie. Pewność ta bierze się stąd, że każdy wyborca byłby osobą zweryfikowaną Egzaminem na Kartę Czynnego Prawa Wyborczego.
- Efektem powyższego musiałoby być drastyczne podniesienie poziomu debaty publicznej. Ograniczone bądź kompletnie wyeliminowane zostałoby powszechne dziś patologie wpływające na jej jakość. Dodatkowo praca polityków znajdowałaby się nieustannie na świeczniku, ale świeczniku monitorowanym 24 godziny na dobę najwyższej jakości kamerami noktowizyjnymi. Obecnie klasa polityczna jest z efektów swojej pracy de facto nierozliczalna, gdyż za swoje działania odpowiada ona jedynie wyborczo i to przed elektoratem bez wiedzy na temat funkcjonowania Państwa. Dzięki wprowadzeniu Egzaminu na Kartę Czynnego Prawa Wyborczego wyeliminowane bądź ograniczone zostałyby następujące zjawiska:
- głosowanie według aktualnych sondaży.
- głosowanie na znane nazwiska.
- głosowanie na znane twarze.
- głosowanie na puste, demagogiczne hasła (prawdziwości których elektorat nie jest w stanie rzetelnie ocenić).
- głosowanie wyborców "niezdecydowanych", łatwo manipulowalnych, siłą rzeczy będących często osobami głosującymi w sposób nieodpowiedzialny bo nieumotywowany logicznymi przesłankami (konsekwencja czynnego prawa wyborczego dla ludzi do jego posiadania nieprzygotowanych).
- Zmianie musiałaby również ulec komunikacja na linii partie politycznie - obywatele. Sensem istnienia partii politycznych jest zdobycie władzy oraz realizacja założeń (postulatów) programowych. Aby to osiągnąć, trzeba najpierw przekonać do siebie wystarczająco dużą grupę wyborców. Jak już wcześniej zauważyliśmy, wejście w życie systemu opartego o Kartę Czynnego Prawa Wyborczego wymuszałoby na politykach "merytoryzację" swoich haseł. Mieliby bowiem oni do czynienia z wyborcami świadomymi konstrukcji budżetu Państwa, systemu podatkowego, różnic pomiędzy lewicą a prawicą itp. Nie mogliby więc bezkarnie obrzucać się bezmyślnie błotem oraz przypinać przeciwnikom "łatek faszysty" wedle uznania, jak to ma często miejsce obecnie. Funkcjonowanie tego godnego pożałowania zjawiska jest umożliwiane przez nieświadomość przeciętnego słuchacza, który jedyne co o faszyźmie wie, to że był zły. W związku z tym każdy nazwany faszystą dobry być nie może. W innych przypadkach gdyby jacykolwiek politycy chcieliby zaproponować jakiekolwiek rozwiązanie systemowe, to musieliby od razu wskazywać źródła jego finansowania, podstawy w postaci analiz itp. W innym przypadku byliby od razu zrównywani z ziemią przez organizacje obywatelskie oraz media. Bez rzetelnych informacji na podparcie swoich tez nie mieliby szans na poparcie świadomego wyborcy.
- Politycy w większym stopniu odpowiadaliby za swoje działania. Odpowiadaliby bowiem przed bardziej pamiętliwym i świadomym posiadaczem Karty Czynnego Prawa Wyborczego.
- Rozpoczęłaby się (po raz pierwszy) merytoryczna debata nad kształtem i sposobem funkcjonowania Państwa we wszystkich jego obszarach. Rozumiana ona jest jako konfrontacje różnych (rozumianych przez wszystkich jej uczestników tj. zarówno polityków jak i wyborców) idei, spory o faktyczne poglądy zamiast o nieobiektywne emocje. Zbliżylibyśmy się w ten sposób do niezbędnego w polityce i zarządzaniu Państwem wyrachowania i zimnej kalkulacji.
- Polepszeniu uległbym ogólny stan wiedzy społeczeństwa. Obywatele chcący mieć wpływ na to co dzieje się w ich kraju, musieliby bądź potwierdzić (bez zmiany) bądź poszerzyć swoją wiedzę i horyzonty (zmiana na plus) aby móc brać udział w akcie wyborczym.
Sposób wprowadzenia zmian:
Pytanie na które należy sobie odpowiedzieć to jak wprowadzić taki system? Ze strony technicznej odpowiedź jest prosta. Po kolejnych wyborach do sejmu ogłoszony zostaje nowy system oparty o Kartę Czynnego Prawa Wyborczego. Państwo w kolejnym okresie przeprowadzania egzaminów dojrzałości wprowadza również pierwsze egzaminy na Kartę Czynnego Prawa Wyborczego. W kolejnym roku mechanizm jest powtarzany i tak dalej, i tak dalej. W ten sposób kolejne wybory (parlamentarne) odbywać się będą już według nowych reguł. Po nich nowym systemem objęte zostają wszystkie inny typy aktów wyborczych. Dzięki temu rozwiązaniu dajemy obywatelom 3-4 lata (3-4 próby) na zdobycie Karty. Jest to czas wystarczający, i to z dużą nawiązką, do tego aby wszyscy chętni przygotowali się i zdali Egzamin oraz pozyskali Karty (Pytania oraz materiały szkoleniowe byłyby bowiem cały czas dostępne na odpowiednio do tego przystosowanych stronach internetowych).
Kontrowersje:
W całej idei kwestią najbardziej dyskusyjną jest kształt oraz treść samego egzaminu. Sprawą kluczową jest więc ułożenie pytań w sposób możliwie obiektywny oraz apolityczny. Autor proponuje aby pytania dotykały następujących dziedzin:
- Struktura Podatkowa Państwa (wymiar oraz rodzaje wszystkich podatków)
- Budżet Państwa (przychody i wydatki)
- Historia Idei (czym jest konserwatyzm, jaka jest różnica pomiędzy lewicą a prawicą, co to jest kapitalizm, co to jest socjalizm, itp.)
- Podstawy Konstytucji (zrozumienie dla zasad zawartych w najważniejszym akcie prawnym)
Jednocześnie, autor apeluje o to, abyśmy wszyscy jako obywatele aspirujący do członkostwa w naprawdę mądrym społeczeństwie obywatelskim w końcu przyjęli do świadomości, że nie każdy z nas będzie lub może być fizykiem, lekarzem, pilotem, prezydentem czy wyborcą. Każdy z nas powinien natomiast mieć prawo podjąć próbę zostać w swoim życiu kim chce. Czy tak się faktycznie stanie powinno zależeć już tylko od niego, jego umiejętności, zaciętości, wytrwałości oraz wiedzy.
Komentarze (2)
najlepsze