Wstyd na całą Europę
Magdalena Parys (poetka, pisarka, zdobyła Europejską Nagrodę Literacką) na swoim profilu pisze o wstydzie, jaki odczuwa w związku z tym, jak się w Polsce traktuje autorów i kulturę - temat powinien być popularny i omawiany, niestety, spotyka się z ignorancją samych polaków. Mirki, mam nadzieję, że u Was znajdzie miejsce. Przytaczam całość wpisu:
TL;DR: Autorzy polscy traktowani są jak zło konieczne i po macoszemu, Polacy są dumni, że nie czytają, a autorzy zagraniczni traktowani tak samo szeroko komentują to, z czym się spotykają w Polsce.
POLSKI WSTYD, czyli jak traktujemy zagranicznych autorów w Polsce.
Miałam o tym napisać długi wyczerpujący artkuł do prasy, ale właśnie nie wytrzymuję, pękami i piszę tutaj. Zdaję sobie sprawę, że nie przysporzy mi to sympatii ani u wydawców ani u księgarzy ani u tych szefów wszystkich szefów czyli właścicieli koncernów, dla których wydawnictwa i księgarnie to tylko handel książką, jakiś błahy dodatek, coś na podobieństwo handlu mięsem czy przyprawami a sami autorzy to niewygodna i upierdliwa addenda. Jednak nie, przepraszam, obserwując ostatnio elegancko ubranych przedstawicieli z Indii, którzy opowiadali mojemu mężowi (handlowcowi) o pieprzu i papryce oraz chili z taką miłości, pasją i zamiłowaniem, nie wydaje się to zbyt trafnym porównaniem. Pieprz, chili i paprykę się szanuje. Przepraszam przyprawy i panów z Indii. Ad rem zatem: o tym że polscy autorzy otrzymują wypłaty z opóźnieniem, że muszą się o nie upominać, że nie otrzymują regularnych raportów o sprzedaży, że są często lekceważeni, wykorzystywani, oszukiwani i traktowani naprawdę byle jak, o tym że autorzy pod koniec mogą sobie rachunkami za taksówki wytapetować ścianę, bo Empik organizuje festiwal, którym chce sobie podreperować nadszarpniętą opinię, ale już kosztów podróży nie zwróci i organizuje sobie „święto książki” (nie płacąc autorom złamanej złotówki), o tym się w środowisku wie i nikt się już temu nie dziwi, ja też nie chcę się powtarzać. Słychać dość często nawet głosy, że zbyt wielu ludzi pisze. TO bardzo ciekawe głosy, aż mam ochotę je cytować na spotkaniach w Niemczech, jestem ciekawa, czy to ktoś zrozumie, ale nie, nie zrobię tego, bo się wstydzę. Wstydzę się opowiadać za granicą jak w Polsce traktowany jest pisarz i słowem nie pisnę. Tej gwarancji, tego zbiorowego milczenia w przypadku pisarzy zagranicznych, którzy nas tutaj w Polsce licznie odwiedzają, zagwarantować już nie sposób. Właśnie wczoraj kilku ważnych, opiniotwórczych dziennikarzy i pisarzy długo w Berlinie debatowało i zgodnie ustalili, że do Polski już nie przyjadą. Tak, bo dzisiaj będzie o wstydzie na całą Europę. Założenie jest takie, póki coś jest nieprofesjonalne, byle jakie i naprawdę do dupy, ale wiedzą o tym tylko domownicy, w tym przypadku Polacy, to powszechnie uważa się że trudno, ale skoro mieszkańcy tego domu nic nie zmieniają, nic nie robią, nie sposób im pomóc i widocznie tak ma być. Chodzi o polski rynek książki, rynek (pomimo problemów) z wielkimi ambicjami, rynek dynamiczny, który chce otwierać się na świat, sprzedawać książki za granicę, zapraszać pisarzy z zagranicy no w ogóle chce wejść do Europy, a tam Europy, najlepiej w świat, chce być obecny no i obecny jest… A wiecie jak obecny? Nie? To ja Wam opowiem dzisiaj. Autorzy przyjeżdżają do nas zza tej zagranicy i co się okazuje? Że właściciele wydawnictw traktują ich tak jak autorów polskich. Że chce się lokować ich w jednogwiazdkowych hotelach, że nie zwraca im się kosztów podróży, że nie płaci honorarium, że ich książki kosztują w tesco pięć złotych, i że ich książek nie obowiązują jednolite ceny. Dla ludzi z zachodniej Europy to rzeczy NIESŁYCHANE. I teraz jest problem, oni, ci autorzy z zagranicy, tak się traktować nie dają, protestują i zadają mi wczoraj kłopotliwe pytanie, dlaczego Wy Polacy dajecie się w Polsce tak traktować? Gdzie jest solidarność wśród autorów? Dlaczego zaniżacie własny poziom, jak traktujecie autorów, którzy się wyłamują?
To ostatnie pytania całkowicie mnie przerosło, bo co to znaczy wyłamać się, nas już dawno złamano.
Skąd smród na Europę? Otóż pewnej niemieckiej pisarce i dziennikarce duże, prężne polskie wydawnictwo nie chce zwrócić kosztów podróży. Problem w tym, że ta pisarka w ogóle nie chciała przyjechać do Polski, ponieważ było to jak zwykle zaproszenie bez honorarium. Wbrew temu co sądzi się w Polsce, wielu pisarzy niemieckich żyje z pisania książek, stypendiów oraz współpracy z prasą, czyli jakby nie mówić z pisania jako takiego. Dla nich honoraria to podstawa. Pod koniec jednak wyłamała się i gorąco namawiana przyjechała - za darmo. Zaproszono ją nie na spotkanie autorskie promujące jej książkę lecz na debatę. Od wydawnictwa dowiedziała się, że mimo wydania jej książki nie zorganizuje się jej osobnego spotkania z czytelnikami, bo sprzedało się tych jej książek tylko kilka tysięcy egzemplarzy i że to się jej i wydawnictwu nie opłaca. To nie wszystko, pod koniec dowiedziała się jeszcze, że za ten wyjazd bez honorarium ma po części sama zapłacić. Pech chciał, że trafiło to nie tylko na popularną w Niemczech pisarkę ale także opiniotwórczą dziennikarkę.
Tak, jest wzburzona, tak, jest wściekła. Dlaczego? Ponieważ przytrafiło się jej to po raz pierwszy w życiu. Była już w wielu krajach, ostatnio w Indiach (sic znów o Indiach) i wszędzie traktowano ją z szacunkiem, drobne przypomnienie: tak jak pisarzy traktuje się w cywilizowanym świecie. I ie chodzi o tych 40 Euro, których jej wydawnictwo nie chce zwrócić, jej chodzi o zasadę, o to że tak można drugiego człowieka traktować. Wczoraj przy berlińskim stole debatowano o zasadach, o tym że ich chyba tutaj w Polsce nie ma. Czy naprawdę nam w Polsce wydaje się, że tylko pisarz sprzedający się w 300 tysiącach egzemplarzy zasługuje na szacunek i opłacenie kosztów przejazdu? Tak naprawdę w skali ogólnej niewiele to znaczy. Pod koniec nie sagi o wampirach czy twarze Greya wyznaczają kierunki w literaturze, nie one decydują jak pisze się o Polakach za granicą, lecz głos intelektualistów, których się cytuje, z których zdaniem się liczy. Takim kimś jest właśnie ta autorka.
Długa to była wczoraj dyskusja i nie tylko ja w niej uczestniczyłam (czytaj wstydziłam się) i tak sobie myślę, że to tylko kwestia czasu, że któryś z tych odwiedzających Polskę pisarzy nie wytrzyma i zacznie opisywać w zachodniej prasie nasz brak profesjonalizmu, naszą małostkowość, chytrość (poszło o zwrot za taksówki, przepraszam, że to powtarzam ale wciąż trudno mi w to uwierzyć) nasz brak szacunku do ludzi kultury i kultury w ogóle. Czy naprawdę myślimy, że to jak wygląda nasz rynek, nie jest dostrzegane przez naszych zachodnich sąsiadów, że nie ma to wpływu na to, iż wydawnictwa zachodnie nie chcą z polskimi współpracować? Pytano mnie też wczoraj, dlaczego w Polsce zasłaniamy się argumentem, od którego robi mi się słabo, że w Polsce się nie czyta i jeszcze opowiada o tym autorom zagranicznym z dumą i satysfakcją, że Polacy tacy nieoczytani i dlatego w Polsce ich książki (tych zagranicznych autorów) się nie sprzedają? I wreszcie, dlaczego wydawcy polscy w ogóle zapraszają pisarzy z zachodu skoro wydawnictw na to nie stać? No właśnie po co? Bo w praktyce wygląda to tak, że Niemcom czy Francuzom trzeba pisać otwarcie: nie płacimy, ale przyjeżdżajcie! Czekamy! Przyjedź, pracuj, dyskutuj i jeszcze sam za podróż zapłać! Czy coś takiego w jakiejkolwiek innej firmie byłoby możliwe? Chciałabym wydawcy z tego miejsca powiedzieć, nie zapraszaj, wstydu oszczędź!
Mnie jest dziś strasznie wstyd przed tą pisarką, bardzo. Tym bardziej, że to nie tylko pisarka, ale też bardzo poczytna dziennikarka, aktywistka, o której artykuły biją się najważniejsze dzienniki w Niemczech i będzie dopiero wstyd prawdziwy, kiedy opisze jak sobie sama sfinansowała przejazd do Polski. To jedna z tych ważnych pisarek, z której głosem liczy się nie tylko prasa i czytelnik, ale także silne sieci internetowe, także ta największa na „a” to także ktoś, kto w Niemczech z powodzeniem walczy o prawa autorów. Głupio będzie jak opisze standardy w Polsce i smród pójdzie na Europę. Może uda się ją jeszcze przekonać, żeby o tym nie pisała, a może lepiej nie przekonywać? Tak czy siak to tylko kwestia czasu jak kolejny tak potraktowany autor /którego książki sprzedały się „tylko” w 3 tysiącach egzemplarzy/ opisze sytuację książki i autorów także tych zagranicznych w Polsce.
Takie wstydliwe historie, bo ktoś znów pochytrzył parę groszy, dobrze się sprzedają w zachodniej Europie i zapadają w pamięć bardziej niż udane Mistrzostwa Piłki Nożnej. Pamiętajmy o tym.
https://www.facebook.com/parysmagdalena/posts/10200902985095115?fref=nf
Komentarze (3)
najlepsze