PRZESTROGA - Zostałem niesłusznie zatrzymany na 48 godzin w czeskim areszcie za wadliwie działający narkotest.
Witam wszystkich. Jest to moje pierwsze znalezisko, które być może po przeczytaniu przez Was pozwoli uniknąć Wam problemów, jakie mnie spotkały.
W zeszłym tygodniu pojechaliśmy samochodem ze znajomymi w krótką trasę po Europie (Bośnia, Chorwacja, Węgry, Czechy). Spaliśmy w samochodzie, w namiotach, oraz pod gołym niebem. Celem była po prostu dobra zabawa. I taka była do momentu, gdy byliśmy w Czechach, czyli pod koniec naszej tygodniowej wycieczki.
W sobotę poszliśmy na koncert, gdzie piliśmy alkohol (legalnie), oraz moi znajomi palili marihuanę (także legalnie). Ja wiedząc, że mam wracać jako kierowca, zdecydowałem, że będę tylko pił piwo. Tyle o narkotestach się nasłuchałem więc stwierdziłem, że nie będę ryzykował palenia trawy. Ostatni raz paliłem będąc jeszcze na studiach, czyli gdzieś pół roku temu. Więc nie było opcji, aby jakiekolwiek jej ilości pozostawały w moim organizmie po takim czasie.
Cały koncert się udał, zostaliśmy nawet zaproszeni na backstage aby wspólnie z muzykami napić się piwa. Po koncercie zaczynało się powoli dziać to, o czym mowa w tym znalezisku. Byliśmy zmęczeni, więc postanowiliśmy rozbić namiot przy Lidlu - już wtedy rzuciliśmy się w oczy policji, która przyjechała i nas przegoniła. Przenieśliśmy więc namioty na teren koncertu, uprzednio dostając zgodę organizatora na to. Przez dłuższy czas widzieliśmy, jak policja się kręciła w okół mojego samochodu, który w niczym szczególnym nie przyciąga uwagi.
Następnego dnia rano poszedłem przebadać się na alkomatem, aby mieć pewność, że mogę prowadzić. Alkomat wykazał 0.00, więc szybko się spakowaliśmy i ruszyliśmy do domu. Gdy wyjeżdżaliśmy z parkingu, widziałem jak czeka na nas policja, aby nas zatrzymać pod byle pretekstem. I tak się stało. Po 100 metrach byłem już zatrzymany do rutynowej kontroli.
Najpierw alkomat - wykazał 0.00. Później dali mi narkotest. I tu zaczyna się historia.
Podczas badania wyszło, że jestem pod wpływem amfetaminy i kokainy. A nigdy w życiu nie widziałem nawet tych narkotyków na własne oczy.
W polskim prawie jest taka zasada, że jeśli się jest pod wpływem czegokolwiek, to są zawsze dwa badania w radiowozie. Gdy dopiero drugie wykaże ten sam wynik, wtedy zaczynają się problemy.
Po pierwszym badaniu powiedziałem policjantom, że chce mieć drugie badanie teraz. I usłyszałem - to je nemożne. Po tym powiedziałem im, że nih*ja, chce pojechać na badanie krwi i moczu i skontaktować się z ambasadą. Powiedzieli, że OK. Niestety ambasada nie odbierała, bo była niedziela. Mimo tego pojechaliśmy na badanie, które jak się okazało, miało potrwać 2 dni, a na ten czas miałem trafić do aresztu. I też tam trafiłem. Dziwne dla mnie jest to, że badania w Polsce trwają tylko kilka godzin, a tam 2 dni. Powiedziałem policjantom, że mogę i tydzień nawet tutaj siedzieć, a i tak udowodnię im niewinność. Postawiłem twardo na swoim, bo byłem pewien, że nic nie mam w organizmie. Nie było takiej możliwości, aby ktokolwiek, cokolwiek dosypał mi do piwa.
Noc spędziłem w areszcie na dołku. Na drugi dzień rano nie odpuszczałem; co chwilę dzwoniłem na domofon z celi z żądaniem kontaktu z ambasadą. Dostałem do informacji, że za 5 minut mnie połączą. Co się okazało? Za te 5 minut mnie wypuścili na wolność. Nawet nie widziałem wyników badań krwi i moczu. A w zamian usłyszałem tylko "Przepraszamy, mieliśmy wadliwy narkotest podczas kontroli".
Moi znajomi musieli pójść do pracy w poniedziałek, więc po moim zatrzymaniu przyjechali tylko do aresztu po dokumenty z samochodu, które przy sobie posiadałem. Nie mogli natomiast zostawić mi nic, ponieważ "tak stanovi ceske pravo.". Byłem więc bez pieniędzy.
I tutaj nasuwają mi się wnioski z tej sytuacji:
1) Jestem młody - 25 lat, więc chcieli mnie wrobić i zmusić do przyznania się do czegoś, czego nie zrobiłem (myśleli, że się przestraszę);
2) Chcieli, abym wręczył im łapówkę, a za samo łapówkarstwo mogli mnie zamknąć.
3) Moi przyjaciele i samochód nie zostali nawet przetrzepani...
Więc mam kilka rad dla Was. Być może po przeczytaniu tego, będziecie bardziej czujni na swoje błędy. Ja nauczyłem się na swoich:
1) Podczas jakiejkolwiek kontroli na Waszym organizmie - bądźcie przy niej. Ja podczas narkotestu siedziałem w swoim samochodzie. Czesi nie zgodzili się na drugie badanie. Mogli mi podłożyć jakiś zużyty test, który był pozytywny.
2) Żądajcie kontaktu z ambasadą i badania krwi i moczu. W moim odczuciu czeska policja nie wie jak się skontaktować z ambasadą. Badanie krwi i moczu mogą także podrobić, jeśli by tylko chcieli. Ale pamiętajcie, co z Waszego organizmu zostało pobrane, musi zostać w laboratorium do końca trwania sprawy. Więc (jeśli się nie mylę), możecie żądać ponownego zbadania próbek przez niezależne laboratorium.
3) Jeśli już będziecie zatrzymani, zabierzcie se sobą pieniądze. Ja zostałem wypuszczony bez grosza przy sobie z dala od Polski. Myślałem, że takie badanie potrwa kilka godzin max, a jak się okazało, trwało cały dzień.
Z tego co straciłem to dzień wolny w pracy, stratę dniówki w pracy, oraz przepalone paliwo w samochodzie, który przyjechał po mnie z Polski. Niby nie dużo, ale zawsze coś. Dodatkowo muszę pokryć koszty badania krwi i moczu - 415 czeskich koron. Już widzą te pieniądze...
Teraz nasuwa mi się pytanie - czy w takiej sytuacji mogę podać czeską policję za niekompetentnie wykonane testy, za które byłem niesłusznie na dołku? Jeśli tak, to proszę o PW. Być może rozwinę wątek dalej, już przez polski wymiar sprawiedliwości.
Pozdrawiam,
Sheepo.
Komentarze (135)
najlepsze