"Skoro nie zdałem egzaminu, to znaczy, że zostałem źle do niego przygotowany"
a może miał dysmotorię czy inną tam dyskierownicę? Czy nie powinniśmy ułatwiać takim ludziom egzaminu?
W ogóle to jakaś paranoja ostatnimi czasy się wyrabia: winni niezdanych matur są nauczyciele, winni oblanych egzaminów uczelnie, winni niezdanych prawek szkoły..wszyscy, tylko nie klejnot młodzieży polskiej...
@kusprzyk, ty pewnie tylko zobaczyłeś rower to już nim grzałeś 40km/h. Kurs lub inaczej Szkoła jazdy, jest po to, jak to czasami bywa w szkole, żeby się nauczyć jazdy.
To nie zadziała. Konkurencja podeśle człowieka który za każdym razem będzie oblewał egzamin i co? Szkoła będzie ciągle kasę dawać? Chyba że będzie jakiś limit - np. 3 razy oblewasz to już dalej za swoje zdajesz. I obawiam się też dyskryminacji - "Blondynek i niedzielnych dziadków nie przyjmujemy."
ja dwa miesiące temu zdałem za pierwszym razem i uważam, że nadal nie umiem tak na prawdę jeździć ;) egzamin i nauka wyglądały tak: patrz na znaki, jedź tam, gdzie mówię, rób co mówię, szanuj przepisy. Potem dostałem prawko i od razu wskoczyłem w auto( kupiłem je sobie dwa dni po zdaniu) i wtedy tak na prawdę uczyłem się jazdy. Już w miarę umiem się przemieszczać, ale znam swoje ograniczenia, McRae nie
Niektórzy zdają za pierwszym razem, jednak uważam, że to jeszcze nie znaczy, że potrafią jeździć. Być może miałeś szczęście, a może masz lepsze predyspozycje i te 20 godzin Tobie wystarczyło. Patrząc po sobie i wielu znajomych muszę powiedzieć, że kurs nie uczy jeździć, a co najwyżej (z różnym skutkiem) próbuje przygotować do samego egzaminu.
Jestem ciekaw jak oni to sobie wyobrażają w praktyce. Instruktor jeździ dziennie po 10 godzin, w ciągu tygodnia ma pod sobą pewnie z 15 kierowców. I będzie dygał na 15 egzaminów, olewając w tym czasie pracę? Kto mu za to zapłaci?
100 % racji ! Moja instruktorka jeździ od pon do pt od 8-20, nie wyobrażam sobie jakby miała z każdym kursantem jeździć na egzamin państwowy. Jeżeli pomysł z obowiązkową obecnością instruktora na egzaminie przejdzie, to myśle, żę OSK wprowadzą przymus wykupienia dodatkowych godzin, które instruktor spędzi z kursantem w oczekiwaniu na egzamin i siedzeniu z tyłu podczas egzaminu ( według moich obserwacji , min. 2 godziny dodatkowe, oczywiście zależy to od wielu
Przez 30 godzin jazdy nie sposób dobrze przygotować do egzaminu kogoś kto poza kursem nie miał styczności z samochodem.
Przeniesienie opłat na instruktorów to fikcja. Szkoły jazdy i tak będą musiały zarabiać i płacić swoim pracownikom, więc znajdą sposób by przenieść te opłaty na kursantów.
szkoła nie ma obowiązku dopuszczenia Cię po tych 30 godzinach. Może zorganizować Ci egzamin wewnętrzny i ocenić Twoje prawdziwe umiejętności. Na tej podstawie na przykład może Ci nie wystawić świstka i będziesz musiał przeboleć jeszcze parę godzin w jakiejś innej placówce dopóki nauczysz się jeździć.
Oczywiście pewnie znajdą się cwaniaczki którzy nie będą dopuszczać 90% kursantów ale wiadomym jest, że taka szkoła jazdy dostanie odpowiednią opinię od ludzi i najzwyczajniej w
Komentarze (101)
najlepsze
a może miał dysmotorię czy inną tam dyskierownicę? Czy nie powinniśmy ułatwiać takim ludziom egzaminu?
W ogóle to jakaś paranoja ostatnimi czasy się wyrabia: winni niezdanych matur są nauczyciele, winni oblanych egzaminów uczelnie, winni niezdanych prawek szkoły..wszyscy, tylko nie klejnot młodzieży polskiej...
chyba że pracuje jeszcze gdzie indziej to łącznie nie może pracować więcej niż 12h na dzień... tak w tej kwestii
Przeniesienie opłat na instruktorów to fikcja. Szkoły jazdy i tak będą musiały zarabiać i płacić swoim pracownikom, więc znajdą sposób by przenieść te opłaty na kursantów.
Oczywiście pewnie znajdą się cwaniaczki którzy nie będą dopuszczać 90% kursantów ale wiadomym jest, że taka szkoła jazdy dostanie odpowiednią opinię od ludzi i najzwyczajniej w