Standardowy obrazek rozgrzewania oleju z każdej bazy PKS w PRL. Stawiali specjalnie przygotowane koksowniki pod miski olejowe. "Superol" przy -20 miał konsystencję drewna, więc musieli go rozgrzewać by w ogóle silnik obrócił.
Swojego czasu jak za gnoja pracowałem na bazie surowców wtórnych, to pod rakiem (wózek widłowy) rozpalało się lutlampę, i pochodnia z druta i szmaty nasączonej ropą do kolektora ssącego. Mówię tu o czasach jakieś 15 lat wstecz, jak jeszcze mieliśmy w Polsce porządne i mroźne zimy. Tak czy inaczej, było zajebiście zimno, wszystko zamarzało, łącznie z hydrauliką i hamulcami. Nie wspomnę już o tym jak zajebiście kolana od mrozu bolały po 10
@Alien123: Stary dodatkowo odpalane były za pomocą pochodni (kopciem) przystawianym do dolotu (pod maską w środku kabiny). Kierowca wychodził czarny z kabiny po takim zabiegu.( ͡°͜ʖ͡°)
Komentarze (17)
najlepsze
Tylko nie wiem czy to skuteczniejsze od otwartego ognia.
Rozpalają ogień pod miską olejową. Pod wpływem ognia olej ogrzewa się, silnik łatwiej odpalić i można już jechać po wódkę :)
:(