Witajcie drodzy Wykopowicze.
Na AMA namówił mnie @
DeXteR25 - kumpel ze szkolnych lat. Stwierdzil ze wiele osob moze zainteresowac moja historia emigracyjna, a na dodatek moze bede w stanie udzielic kilku odpowiedzi na pytania zainteresowanych. Z gory przepraszam za brak polskich znakow, dawno odzwyczailem sie ich uzywac i pisanie tego artykulu zajelo by o wiele dluzej gdybym mial pisac gramatycznie i ortograficznie poprawnie.
Z tego co pokazaliscie/klikneliscie w temacie:
AMA - Emigracja do USA zainteresowanie jest dosc duze, wiec do rzeczy ...
Krotko o tym jak doszlo do mojego wyjazdu.
Na poczatek chcialbym zaznaczyc, ze wychowywalem sie w normalnej rodzinie. Mam swietnych rodzicow, nigdy mi niczego za szczeniaka nie brakowalo. Dorastalem w bloku w miescie, mialem wielu kumpli, dobre kontaky z kobietami itp. itd. Bylem normalnym gowniarzem dorastajacym w latach 90-tych. Jak tylko moglem to spedzalem cale dnie po szkole z kumplami grajac 'na dworze'. Nie mialem nigdy problemow z prawem, ani nic w tym stylu. Nie musialem wyjezdzac, tylko chcialem. Ciagnelo mnie do czegos wiecej ... nawet bedac na studiach nie potrafilem sobie wyobrazic mojej przyszlosci w Polsce.
W roku 2003 skonczylem liceum ogolnoksztalcace i wybralem sie na studia. Opcji bylo kilka (SGH w Warszawie na kierunek Stosunki Miedzynarodowe, Politechnika Warszawska lub Politechnika Wroclawska na kierunek Informatyka), jako ze juz od dluzszego czasu "siedzialem" w komputerach oraz fakt, ze rodzice dali mi wolna reke co do wyboru kierunku, SGH odpadlo dosc wczesnie. W rezultacie wybralem sie do Wroclawia na PWR. Nie ukrywam, ze na podjecie decyzji mialo samo miasto. W liceum wiele razy odwiedzalem znajomych, juz na studiach, we wroclawiu i klimat miasta mnie urzekl.
W pazdzierniku 2003 zaczelo sie studiowanie. Wszystko byloby super i pewnie teraz mialbym mgr i siedzial bym gdzies za biurkiem albo w serwerowni gdzies w polsce albo niedaleko w EU. Moj pierwszy problem pojawil sie gdy po pierwszym tygodniu okazalo sie ze 70% zajec na uczelni to matematyka i fizyka. Kolejne 10% to tzw. humany (jezyki obce, filozofie i inne bzdury), a jedyne 20% zajec to rzeczona informatyka. I tak przez 2 lata cisnalem zaparcie do przodu. Po kazdym semestrze zostawalo coraz mnie ludzi na roku. Glownie przez brak zaliczen jednej lub wielu matematyk, fizyki lun innego przedmiotu ktory nie mial za wiele wspolnego z informatyka.
(Wielu z was powie, ze informatyka to matematyka - owszem racja, ale uwierzcie mi, ze programy tych przedmiotow matematycznych byly tak opracowane, zeby stanowic bariere dla wielu chetnych i doslownie przesiac towarzystwo)
Po 3 semestrach postanowilem, ze na pewno wyjade w wakacje 2005 gdzies za granice popracowac. Szczytem marzen byl wyjazd do USA. Mialem tutaj starszego brata ciotecznego, z ktorym dorastalem i byl zawsze dla mnie modelem do nasladowania. Z drugiej strony organizacja wyjazdu do USA wymagala duzo wiecej zachodu i wiekszego zaplecza finansowego, niz wyjazd do ktoregos z krajow UE. Jezyk nie byl problemem, poniewaz liceum skonczylem na profilu jezyka angielskiego, a do tego rodzice od 'malego' wysylali mnie na prywatne lekcje jezyka. Idac na studia mialem juz certyfikaty ze znajomosci jezyka itp.
Przez 4 semestr na PWR kombinowalem jak moglem, zeby zrealizowac wyjazd do Stanow. Jedna z opcji byl program Camp America. Ten wybor byl najlatwiejszy ze wzgledu na koszty wyjazdu. Perspektywa pracy z dzieciakami na kolniach nie byla juz taka ciekawa, jestem jedynakiem, nie mialem nigdy zadnych doswiadczen w opiekowaniu sie mlodszym rodzenstwem, a nic w tym stylu. Po kilku tygodniach rozwazania opcji postanowilem "oddac sie w rece" programu Camp America. Nastepne kilka tygodni to wypelnianie papierkow, robienie przelewow, wyjazd do Krakowa po wize J1 ... a potem juz tylko oczekiwanie.
Sprawa byla o tyle trudna, ze w glowie powoli ukladalem sobie przyszlosc, w ktorej nie wracam do kraju po zakonczeniu wakacji. Nie wracam na studia i kto wie kiedy znowu zobacze rodzine i znajomych. Jak juz wspomnialem nie mam rodzenstwa, a znajac moich rodzicow, gdybym im wspomnial o moich planach to pewnie nigdzie bym nie wyjechal. Tygodnie poprzedzajace wyjazd byly pracowite. Chcialem sie wyzbyc wiekszosci moich rzeczy ktorych nie bylem w stanie ze soba zabrac, a przewozenie wszystkiego do domu rodzicow wzbudzilo by podejzenia. W dodatku, zeby miec pewnosc ze plan pozostanie tajemnica, jedynie kilka osob wiedzialo, ze nie wracam.
6 Maja 2005 rodzice wraz z moja dziewczyna odwiezli mnie do Warszawy na lotnisko. Oni zegnali sie ze mna na kilka miesiecy wakacji, ja z nimi nie wiedzialem na jak dlugo.
Camp America - Boston, MA & Northwood, NH
W samolocie lecialem z dwiema dziewczynami, ktore lecialy w to samo miejsce co ja z programu Camp America. Zaczely nawiazywac sie przyjaznie. Bedac juz w samolocie, wiedzialem ze zaczal sie nowy rozdzial w moim zyciu. Wyladowalismy na lotnisku Logan Airport w Boston Massachusetts. Pierwsze wraznie bylo take, ze wszystko wydawalo sie wieksze. Od hamburgerow w McD zacynajac na radiowozach zaparkowanych przed lotniskiem konczac. Po godzinnej podrozy autobusem dotarlismy do New Hampshire i tam na pierwszym przystanku odebral nas mini van'em Stan - pracownik Camp'u.
Bylismy zakwaterowani w dwu osobowych domkach campingowych (dosc starych, obskurnych i ze niskim standardem). Nasza trojka dolaczyla do 3 osob, ktore dotarly na Camp kilka dni wczesniej. Zaznaczam ze byl to dopiero poczatkem maja, wiec wiekszosc studentow nadal konczyla semestry (ja przyjechalem wczesniej, poniewaz nie mialem zamiaru nawet podchodzic do sesji - to tez bylo tajemnica). Jedynym facetem poza mna byl Przemek. Shem (tak go nazywali Amerykanie) byl juz na tym Camp'ie 3 raz z rzedu i byl juz ustawiony jako Supervisor calej grupy exchange students. Przez nastepne 2 tygodnie do naszej drupy dolaczalo coraz wicej studentow z Europy. Zostawlismy przydzieleni do roznych grup, z ktorych kazda miala inna prace. Wiekszosc pracowala w kuchni, kilka osob sprzatalo teren parku, kilka sprzatalo busyki sypialne dzieciakow, ktos zajmowal sie koszeniem trawy, ja z moim kumplem z bank'u Krzyskiem (tak nazywaja sie te nasze male domki w ktorych spalismy) mielismy pierwszenstwo wyboru przydzialu pracy i szczesliwie udalo nam sie trafic na magazyn. Co za fantastyczna robota :) Musielismy wstawac bardzo wczesnie rano, bo codziennie przyjezdzala ciezarowka z Food Service i trzeba bylo odebrac towar, ale reszte dnia spedzalismy na przekladaniu i ukladaniu pudelek, jezdzeniu po calym camp'ie pick-up'em, dowozeniu roznuch p-----l w rozne miejsca, a raz w tygodniu robilismy sobie wycieczke duza ciezarowka na wysypisko. Slowem ... opierdzialalismy sie non-stop. Przemek byl naszym bezposrednim Supervisor'em, a ze mielismy z nim przyjacielkie uklady, przymykal oko na nasze leniuchowanie. Mozna by nawet powiedziec ze chodzil z 'zamknietymi oczami' i czesto zaszywal sie razem z nami w magazynie i pociskalismy p------y godzinami.
Ogolem, praca na campie nie byla zla. Malo placili, odtracali nam stala stawke za mieszkanie i zarcie, wiec jezeli ktos mysli aby przyjechac do USA zarobic, to nie polecam. Ale jezeli ktos chce przyzyc przygode, spotkac ciekawych ludzi, a przy tym zarobic na tyle zeby przez miesiac podrozowac po Stanach we wrzesniu - nie ma lepszej opcji. Dla zainteresowanych, wazna inforamcja bedzie to ze byl to Camp Zydowski. Jeden z najbogatszych w tej czesci USA. Rodzice w dzien odwiedzin przyjezdzali niesamowitymi furami, a niektorzy przylatywali helikopterami, dla ktorych musielismy na dzien odwiedzin przygotowywac ladowiska na jednym z boisk do softball'u lub football'u. W teorii obowiazywaly nas ortodoksyjne reguly i mielismy sie stosowac do zasad ich religii na terenie camp'u. W praktyce, jezeli nie bylo zbyt glosno, a rabin wiedzial kiedy ma przymykac na cos oko, nie bylo zadnych problemow. Na camp'ie nie wolno bylo palic ani pic alkoholu. W praktyce ... well :)
W trakcie pobytu na Camp'ie duzo podrozowalismy w dni wolne. Moglismy uzywac samochodow i mini-bus'ow nalezacych do Camp'u. Jako ze ja kiedy dorastelem duzo podrozowalem z rodzicami w wakacje, zostalo mi to we krwi, tak wiec zwiedzilem cale Maine, New Hampshire, i duza czesc Massachusetts. W Bostonie, do ktorego milismy jakies 35 minut drogi ... sie zakochalem. Wspaniale miasto, ktore jak sie pozniej mialo okazac, jako jedno z niewielu w USA ma wspaniala historie i architekture. Na campie bylem do polowy Sierpnia. Do tego czasu okazalo sie, ze nie ja sam mialem w planach nie wracac do Polski. Prawie 50% osob mialo podobne zamiary. Wyjechalem z New Hampshire jako pierwszy ze studentow. Lecialem na Floryde na wakacje spotkac sie z moim bracmi ciotecznymi. Starszym, ktory byl juz w USA od dwoch lat, co mocno wplynelo na to gdzie dzisiaj jestem i jak zyje, oraz z mlodszym, bratem rodzonym starszego, ktory tez po raz pierwszy przyjechal do USA, na wakajcje (byl wtedy jeszcze w liceum). Spedzilismy zajebisty tydzien w Cocoa Beach, FL. Wakacje dobiegly konca, jedziemy do domu.
Cherokee, North Carolina
Brat cioteczny miszkal w Cherokee, NC na terenie rezerwatu indian Eastern Band of Cherokee Indians (EBCI). Pracuje w kasynie Harrah's Cherokee Casino & Resort. Jedno z najwiekszych kasyn w USA. Wlasnicielem kasyna jest Tribe (EBCI), ale kasyno jest 'managed' przez najwieksza siec kasyn na swiecie Ceasars Entertainment. Jezeli ktos ma jakies pytania dotyczace pracy w kasynie itp. powinienem byc w stanie udzielic odpowiedzi. Ja osobiscie nigddy nie pracowalem dla samego kasyna, ale wielu znajomych jest tam od lat na roznych pozycjach. Natomiast ja sam pracowalem w kasynie, ale bylme zatudniony przez zewnetrzna firme obslugujaca maszyny (vending machines) z papierosami.
Moja historia w Cherokee zaczela sie od pracy w sklepie z papierosami. Ceny produktow tytoniowych na terenie rezerwatow sa duzo nizsze niz na ziemiach stanowych ze wzgledu na brak niektorych podatkow. Prace mialem nagrana przez brata, ktory wczesniej pracowal w tym samym miejscu i utrzymywal dobre stosunki z wlascicielami. Pierwsze i w sumie jedyne pytanie o moje kwalifikacje brzmialo: "do you speak english fluent enough?" ... z tym nie bylo problemu. Pracowalem przez 7 dni w tygodniu, mieszkalem z bratem i para jego znajomych ze studiow w duzym domu jednorodzinnym. Od pon do piatku pracowalem jako kasjer w sklepie, a w weekendy napelnialem i serwisowalem maszyny z papierosami w kasynie, ktore nalezaly do tej samej wlascicielki. Praca byla meczaca ze wzgledu na glugie godziny i brak dni wolnych (sam tak chcialem), ale za to wynagrodzenie bylo bardzo dobre.
Pod koniec wrzesnia, kiedy nadchodzila data na ktora mialem bilet powrotny do Polski, wykonalem niewygodny telefon do rodzicow. Byla afera, placz, krzyk itp. itd. Przez okolo 2 tygodnie dzwonilem do domu do Polski starajac sie zalagodzic sprawe. Mama nie chciala ze mna rozmawiac, ojciec byl mocno rozgoryczony, ale on rozumial sytuacje i ostatecznie popieral moja decyzje. Po jakims czasie oboje rodzice i reszta rodziny zaakceptowala moja decyzje i fakt ze nie wracam.
Wizy - SSN - Wakacje w Polsce - Studia
W biznesie 'papierosowym' pracowalem ponad rok. przeztten czas udalo mi sie w szybkim tempie zebrac pieniadze na tuition (oplata za studia) i zapisalem sie na najblizsza uczelnie. Zrobilem to nie po to zeby kontynuowac moje studia, ale po to, zeby moc starac sie o wize studencka. Wtedy wydawalo mi sie ze byla to najlepsza droga do stalego, legalnego pobytuw USA. Przed wygasnieciem mojej wizy J1 w pazdzierniku 2005 zlozylem wniosek o przedluzenie mojego pobytu i wydanie wizy turystycznej (na zwiedzanie). W momencie kiedy moj wniosek zostal zlozony, moglem legalnie przebywac w stanach oczekujac na werdykt. Nie mialem pozwolenia na prace.
Wazna informacja dla tych szukajacych odpowiedzi, jest to, ze w momencie kiedy bylem na wizie J1, bylem uprawniony do wyrobienia sobie numer Social Security Number (SSN). Jest to swego rodzaju polaczenie numery PESEL i NIP. W USA jedynym i najwazniejszym dokumentem tozsamosci (ID) jest satnowe prawo jazdy. Drugim najwazniejszym dokumentem jest SSN Card. Z tym ze nie sam dokument jest wazny, (bo nawet na odwrocie dokumentu jest napisane aby go ze soba nie nosis) a samo posiadanie tego numeru. Obywatel USA otrzymuje ten numer niedlugo po urodzeniu. Imigrant moze starac sie o wydanie tego numeru tylko i wylacznie jezeli ma legalny status pobuty na terenie USA i wazne pozwolenie na prace. Jezeli pozwolenie na prace jest terminowe (z reguly jest), na karcie SSN bedzie dopisek, ze numer jest wazny tylko i wylacznie wraz z waznym dokumentem uprawniajacym do pracy na terenie USA. Jak sie pozniej okazuje, wiekszosc prywatnych pracodawcow podczas weryfikacji zatrudnienia prosi jedynie o kopie waznego dokumentu tozsamosci oraz o numer SSN. Nikt nie prosi aby fizycznie okazac karte SSN ani nie robi kopii. Takze fakt ze karta ma dopisek o Work Authorization, moze pozostac slodka tajemnica. Z punktu widzenia osoby tak praujacej, jest to tylko czesciowe lamanie prawa, ze wzgledu na te, ze jezeli pracodawca posiada nasz numer SSN odporwadza od naszych zarobkow podatki itp.
(w przeciwienstwie do imigrantow zza wschodniej granicy USA - ktorzy pracuja bez SSN, za gotowke, nie placa podatkow, maja falszywe ID itd.).
Pod koniec pazdziernika 2005 otrzymalem pismo z urzedu imigracyjnego, ze moja prosba o wystawienie wizy B1 (wiza turystyczna) zostala rozpatrzona pomyslnie. Problem polegal na tym, ze ja prosilem o przedluzenie pobytu do grudnia, a w tym czasie juz staralem sie o wydanie wizy F1 (wiza studencka). Jako zemialem juz wkompletowane wszystkie dokumenty do mojego wniosku o F1 zadzwonielem do urzedu imigracyjnego. Po prawie 2 godzinnej rozmowie z bardzo mila pania, stanelo na tym, ze musze jechac do polski i tam z wszystkimi moimi dokumentami postarac sie o wize F1 i wrocic przed rozpoczeciem semestru letniego.
Wrocilem do polski na moje 22 urodziny pod koniec pazdziernika. Do konsulatu w Krakowie udalem sie niedlugo potem. Dosc mocno zdenerwowany i bojacy sie o wynik spotkania z konsulem. Jak sie okazalo, w systemie komputerowym w Polsce w konsulacie USA nie bylo zadnych informacji o moim przedluzaniu pobytu, nic o wizie B1 itd. Do tego wszystkiego, mialem niesamowite szczescie, ze konsul do ktorego trafilem dorastal niedaleko miejsca mojego pobytu w NC. Wiekszosc rozmowy to bylo opowiadanie mu jak teraz tutaj wszystko wyglada. We wniosku o wize F1 wpisalem, ze moje studia beda trwac 3 lata (tj. do konca 2009 roku). Kiedy nastepnego dnia przyszedl DHL'em paszport do domu, w wizie widniala data waznosci Grudzien 2015. Tutaj warto nadmienic, ze zalatwianie jakiekolwiek sprawy, zwiazanej z urzedem imigracyjnym czesto sprowadza sie w jakim nastroju jest urzednik/urzedniczka rozpatrujaca nasza sprawe. Z wlasnego doswiadczenia i z doswiadczeniu wielu znajomych wiem ze ta teoria sprawdza sie to w 100%.
Powrot do USA na wizie Studenckiej
Po Nowym Roku, 5 Stycznia 2006, wylecialem spowrotem do USA. Tym razem rodzice juz wiedzieli, ze moge zbyt szybko nie wrocic. Pozegnanie bylo latwiejsze. Poza tym, podczas pobytu, opowiedzialem im jak sie zyje tutaj, staralem sie przedstawic wszystko z bardzo pozytywnej strony (nie musialem sie za bardzo starac - realia byly i sa takie ze zyje sie tutaj o wiele latwiej i spokojniej).
Po powrocie wrocilem do pracy w klepie i w kasynie. Semestr na studiach sie zaczal, ale ja nie bylem nawet na jednych zajeciach. By the way ... za pierwszy semestr musialem zaplacic 3600$, w celu otrzymania dokumentow potwierdzajacych moj status studenta, ktore musialem zalaczyc do mojego wniosku wizowego.
Praca - Firma - Codziennosc
Po kilku kolejnych miesiacach pracy 7 dni w tygodniu nie wytrzymalem i zaczalem sie ociagac. Nie mialem sily wstawac wczesnie rano i pracowac do nocy. Zrezygnowalem z pracy i zaczalem szukac czegos nowego. Zatrudnilem sie (jak na imigranta przystalo LoL) w restauracji na zmywaku na pelny etat oraz w hotelu na pol etatu na Front Desk'u na nocnej zmianie.
W tamtych czasach w Cherokee bylo mnostwo exchange students, zatrudnianych przez kasyno. O roznych porach roku przyjezdzali studenci z roznych stron swiata. Zaleznie kto kiedy mial wakacje. Bardzo duzo sie imprezowalo, poznalem wielu znajomych z roznych krajow. Byla tez dosc blisko trzymajaca sie grupa Polakow, ktorzy zamieszkali tutaj na stale, a trafili tutaj tak jak moj brat, po studiach, do kasyna na programach Internship. Jak sie pozniej okazalo, ja bylem jedna z ostatnich osob, ktore przyjechaly tutaj i tu zostaly. Niedlugo pozniej swoje granice dla Polski otworzyla UK i inne panstwa UE. Do USA na Work & Travel przyjezdzalo coraz mnie polakow, a juz prawie nikt nie zostawal.
Praca nocami w hotelu byla smiesznie prosta. Pracowalem od 23:00 do 7 rano. W tym czasie wiekszosc gosci juz byla w hotelu, a i nie wielu wyjezdzalo tak wczesnie. Do moich obowiazkow nalezalo oblugiwanie gosci (jak juz mowielem, wiekszosc spala), wylozenie sniadania z lodowek na bar przed 7 rano i tyle. Przez wiekszosc nocy albo siedzialem przed komputerem albo ucinalem drzemki na zapleczu.
W restauracji bylo wesolo. Pracowalo tam kilku polakow, jednym z manager'ow byl polak o 3 lata starszy ode mnie. Ogolnie, bylo duzo roboty, ale luzna atmosfera umilala prace. Po paru tygodniach zostalem wytrenowany na kucharza i smazylem steki i inne potrawy kuchni amerykanskiej. Typ restauracji to Steak House, a dodatkowo milismy All You Can Eat Buffet ze specjalami kuchni poludniowej.
Po okolo roku pracy w hotelu, znudzilo mi sie pracowanie po nocach i odsypianie w dni wolne. Zrezygnowalem z tej pracy i na pol etatu, popoludniami, zaczalem pracowac jako kasjer na stacji benzynowej Exxon Mobile. Prace zalatwil mi Wojtek, Polak ktory po kilku latach pobytu tutaj naodkladal duzo kasy, ozenil sie z Indonezyjka Evie i postanowil wyjechac na Bali - skad pochodzila jego malzonka. Bylem swiadkiem wielu podobnych historii. Ludzie z odleglych krajow, z calkiem odmiennym podlozem kulturowym, dobierali sie i rozpoczynali wspolnie nowe zycie. Ale do tematu ... na stacji benzynowej bylo troche wiecej pracy niz w hotelu, ale nadal moglem miec ze soba swojego laptop'a i jak tylko wszystko co mialo byc zrobione bylo zrobione, moglem siedziec przed komputerem i robic co chcialem.
W tym samym czasie w restauracji uczylem sie pracy na roznych pozycjach. Salatki, piekarnia, kelner, kasjer itp.
Ciag dalszy w powiazanych
Komentarze (752)
najlepsze
Jesli moge sie pokusic o pewne uwagi to zwrocilbym uwage na to, ze duzo podrozwales z rodzicami i dobrze znales angielski w momencie skonczenia szkoly sredniej i to byly czynniki decydujace o latwej adaptacji. Kolejnymi czynnikami byly rodzina i znajomi poznani na miejscu - wsparcie lokalnej spolecznosci jest istotne by utrzymac sie na powierzchni w sytuacjach kryzysowych. Jeszcze raz gratuluje sukcesu i zycze
Mam następujące pytania, ponieważ interesuję się religioznawstwem.
Czy Amerykanie są rzeczywiście bardziej religijni od Europejczyków, a jeśli tak, jak się to objawia?
Czy często rozmawiają o Bogu, Biblii, czy też jest to temat czysto prywatny? Pozdrowienia.
Co do drugiego pytania, to bardzo czesto w normalnej rozmowie odnosza sie do Biblii.
Dzieki i Pozdrawiam!
Jestem też pod wrażeniem, że znając komputery nie próbowałeś pracy z nimi związanej. Wiem że teraz jesteś właścicielem firmy informatycznej ale wcześniej uderzałeś raczej w zmywak, przynajmniej przez jakiś czas.
Pozdrawiam.