Oni pierwszy raz w Polsce. Ja Warszawę znam średnio-dobrze ale jak na pierwsze oprowadzenie znajomych z Holandii po stolicy czuję się w miarę pewnie. Trasa zaplanowana, zaczniemy od Łazienek Królewskich i pomnika Chopina, potem Belweder i dalej w zależności od nastrojów. Ruszamy z mojego „kulebia” skoro świt, do przejechania około 150 km. Na miejscu jesteśmy punkt dziewiąta. Pogoda wymarzona, typowa, sławna Złota Polska Jesień. Łazienkami są zachwyceni i oczarowani. Wychodzące na chodnik wiewiórki, stawające trusia i proszące o orzechy, przechadzające się dostojnie pawie królewskie, olbrzymie karpie pływające w stawie, zabytki, a nade wszystko ład, porządek, czystość, cisza i spokój. Komentują, że tego się nie spodziewali, porównują do Ogrodu Luksemburskiego w Paryżu. Nigdy tam nie byłem i nie wiem jak wygląda ale duma mnie rozpiera.
Wychodzimy z Łazienek w Aleje Ujazdowskie, idziemy zobaczyć Belweder. Idąc, jedną nogą stąpałem po linii trasy rowerowej. Bob przeciągnął mnie na swoją stronę, tak żeby cała ścieżka była, zgodnie z przeznaczeniem, dla rowerzystów. Holenderskie nawyki, wiem, wiem miał rację, tak właśnie ma być.
Dochodzimy do wyznaczonego celu, tu oglądanie tylko zza płotu. Budynek jak budynek, żołnierze jak żołnierze. Pamiątkowe zdjęcie i idziemy dalej. Wchodzimy w ulicę Klonową vis a vis siedziby Prezydenta. Od razu naszym „towarzyszem” został nieprzyjemny zapach. Ziemisty trawnik przypomina kloakę dla psów.
- Nie ma w Warszawie zwyczaju sprzątać po psach?
Odpowiadam, że jak widać chyba nie, chociaż o akcjach władz Warszawy w tej materii, co jakiś czas słychać w mediach.
- A obowiązku nie ma? Dopytuje dalej, tym razem Hans.
Obowiązek jest. Odpowiadam z przekonaniem i pewnością.
„Het is moeilijk te begrijpen” w wolnym tłumaczeniu: „Nie do pojęcia”.
Przemilczeliśmy kilkuset metrowy spacer tą ulicą. Na całej długości sytuacja bez zmian. Na trawniku, kupa na kupie i smród.
- A straż miejska? Macie straż miejską? – Mamy. I co z tego, że mamy – odpowiedziałem i zmieniłem temat. Przypomniałem sobie o starej, dobrej lodziarni nieopodal, na Puławskiej.
Dalej w planie był spacer Parkiem Morskie Oko, jakaś obiadowa knajpka i z powrotem przez Łazienki do samochodu.
Idziemy niezbyt szerokim chodnikiem, lody gościom smakują, gawędzimy o tym i o tamtym, znowu jest miło. Nagle trzeba uskoczyć na bok, rowerzysta z przeciwka „władca chodnika”.
-Wariat? Dziwi się Bob. Kiwam twierdząco głową.
Za plecami rozlega się dzwonek, tym razem rowerzystka.
Wolno jeździć rowerem po chodniku? Nie zdążyłem odpowiedzieć, znowu musimy zejść na bok, mija nas kolejnym amator dwóch kółek wyznający zasadę, że rowerem wolno wszędzie jeździć.
Puławską przeszliśmy około kilometra, może mniej, minęło nas kilkunastu rowerzystów.
„Het is moeilijk te begrijpen” – nikt nie zwraca uwagi, przejeżdżający radiowozami policjanci muszą widzieć łamanie prawa, nie reagują. A gdzie straż miejska? Zastanawiam się czy przypadkiem nie jest tak, że w weekendy mają wolne. Sprawdzę po powrocie.
Park Morskie Oko, niesamowite ukształtowanie terenu, niby Nizina Mazowiecka, a całkiem spore góry, Tatry to nie są ale kilkudziesięcio metrowa różnica wysokości na odcinku kilkuset metrów robi wrażenie. Przypomina mi się opowieść/legenda o zatopionym czołgu niemieckim w czasie okupacji, właśnie w stawie Morskie Oko. Opowiadam – w końcu jestem przewodnikiem. Jednak wycieczkowiczów frapują biegające bez opieki, bez smyczy i kagańca psy.
Znowu niewygodne pytanie.
- Nie ma obowiązku wyprowadzania psów na smyczy i w kagańcu, zwłaszcza dużych?
Jest. No i co z tego. Może tak zawsze tu jest i wszyscy się przyzwyczaili, a może tylko w weekendy i też się wszyscy przyzwyczaili ale tych psów były dziesiątki, bez mała wszystkie wolno biegające i dosłownie wszystkie bez kagańców. A przecież to nie małe yorki, tylko wilczury, dogi i inne „olbrzymie bydla” cytując Edwarda Dziewońskiego.
Oprócz tego mijaliśmy jeszcze dwie grupki młodzieży, niczym nie skrępowanej, pijącej sobie piwko. Ani jednego patrolu straży miejskiej lub policji.
„Het is moeilijk te begrijpen”.
Po prostu wstyd i niedowierzanie, że to ścisłe centrum Warszawy, niewątpliwa atrakcja turystyczna, a dziko tu jak …. No właśnie jak gdzie, czy jest jeszcze gdzieś takie miejsce? Eh Warszawo!
Po powrocie do normalności (czyli do mnie na wieś) zgodnie z obietnicą sprawdziłem:
- W Warszawie zatrudnionych jest 1921 strażników miejskich, średnie ich wynagrodzenie to 2400 zł/mc, co czwarty patrolujący może pochwalić się wynagrodzeniem ponad 2900 zł/mc (Dane z lipca 2012 roku za portalem wynagrodzenia.pl), strażnicy miejscy w Warszawie pracują przez całą dobę, siedem dni w tygodniu.
- Warszawski regulamin utrzymania czystości i porządku (par. 32) mówi, że: „Właściciele zwierząt domowych są zobowiązani do bezzwłocznego usuwania odchodów tych zwierząt z terenów przeznaczonych do wspólnego użytku. Odchody należy umieszczać w oznakowanych pojemnikach, koszach ulicznych lub pojemnikach na niesegregowane odpady komunalne.
- Biuro Ochrony Środowiska Urzędu m.st. Warszawy przygotowało milion zestawów do sprzątania po psach. Ich koszt to około 100 tys. zł.
- Cykliści mogą warunkowo korzystać z chodnika WYŁĄCZNIE w trzech sytuacjach:
*jadą z dzieckiem do lat dziesięciu lub
*jest zła pogoda (śnieg, silny wiatr, ulewa, gołoledź, gęsta mgła) albo
*chodnik ma co najmniej dwa metry szerokości i jednocześnie ruch na jezdni jest dozwolony z prędkością ponad 50 km/h oraz brakuje oddzielonej drogi dla rowerów oraz pasa ruchu dla nich przeznaczonego. (na Puławskiej chodnik na pewno nie był tak szeroki, a po ulicy wolno poruszać się z prędkością do 50 km/h).
I na koniec zapisy w sprawie psów, smyczy i kagańców (to duża sztuka tak sformułować przepisy żeby nic konkretnego z nich nie wynikało)
- Art. 77 Kodeksu Wykroczeń: Kto nie zachowuje zwykłych lub nakazanych środków ostrożności przy trzymaniu zwierzęcia, podlega karze grzywny do 250 złotych albo karze nagany.
- Z Rozdziału VII Regulaminu utrzymania czystości i porządku na terenie m.st. Warszawy".
§ 28, 2. Utrzymujący zwierzęta domowe są zobowiązani do zachowania środków ostrożności zapewniających ochronę zdrowia i życia ludzi i innych zwierząt oraz w szczególności do dołożenia starań, by zwierzęta te były jak najmniej uciążliwe dla otoczenia i nie zakłócały spokoju domowego i nie zanieczyszczały miejsc przeznaczonych do wspólnego użytku.
Miejsca wspólnego użytku to ulice, chodniki, trawniki, parki, skwery, place, zieleńce itp, czyli generalnie przestrzeń miejska.
§ 29, 2. Zwierzęta agresywne lub mogące wzbudzać zagrożenie dla otoczenia winny być prowadzone pojedynczo, wyłącznie przez osoby dorosłe. Zwierzęta te muszą być prowadzone w sposób zapewniający sprawowanie nad nimi kontroli.
Nie wiem w końcu czy dog niemiecki w parku ma być w kagańcu i na smyczy czy nie.
„Het is moeilijk te begrijpen” w zasadzie to można też w bardzo dowolnym tłumaczeniu powiedzieć – Ręce opadają.
B.K.S.
Komentarze (5)
najlepsze
„Het is moeilijk te begrijpen”.
No i co się dziwi, to akurat na zachodzie normalne.