Najpierw chciałbym powiedzieć, że straż miejska naprawdę czasami się do czegoś przydaję. Pomimo opinii jaką mają dzisiaj zarobili u mnie ogromnego plusa.
Podczas nocnego powrotu do domu na mojej drodze napotkałem jeża. W dużym mieście wojewódzkim, a na dodatek w blokowisku jest to widok dosyć niespotykany. Zatrzymałem się żeby mu się dokładniej przyjrzeć. Po włączeniu latarki okazało się, że jeż jest ranny, a na dodatek leżał przy samej ulicy, więc natchniony wykopem dotyczącym pogotowia dla jeży postanowiłem uratować zwierzaka. W moim mieście niestety nie istnieje "pogotowie jeżowe", więc zacząłem wydzwaniać do zwykłych lecznic dla zwierząt otwartych 24 godziny na dobę. Po kilku wykonanych telefonach miła pani stwierdziła, że lecznica, w której pracuje nie przyjmuje zwierząt dzikich, ale nie możemy go zostawić, więc ona weźmie całą odpowiedzialność na siebie. Musiałem go tam tylko przywieźć.
W związku z brakiem gotówki zadzwoniłem najpierw na policję, która niestety nie udzieliła żadnej pomocy, a następnie do straży miejskiej. Ku mojemu zaskoczeniu pan z centrali wysłał patrol. Po jakiś 20-30 minutach pojawiła się straż miejska. Zawieźli mnie do lecznicy i odwieźli do domu, co zaskoczyło mnie jeszcze bardziej.
Niestety jeż ma niewielkie szanse na przeżycie, ponieważ rana była stara, zagnieździły się w niej robaki i tkanki zaczęły obumierać.
Podsumowując straż miejska jednak się do czegoś przydaje. Rzadko bo rzadko, ale jednak.
Komentarze (5)
najlepsze
- stojąc 10 metrów od znaku "teren zabudowany" z fotoradarem i drożdżówkami,
- wlepiając 50 zł koledze za sikanie pod drzewko (dookoła psy srają 24/7 - szczegół),
- nad Wisłą, gdy powiedzieli nam "wstrzymajcie się z piwem, bo mamy jeszcze 11 mandatów do wypisania",
- blokując wjazd do garażu sąsiadowi.
Zgadzam się, są przydatni jak glonojadom teoria względności.
Komentarz usunięty przez moderatora