Siema Wykopowicze.
Dziś chciałem Wa przedstawić sytuację, która zdarzyła się dosłownie kilkanaście minut temu (ok 21).
Otóż od dłuższego czasu mam problem ze skórą na dłoniach i z tej okazji jeździłem po różnych dermatologach od lat. Niestety żaden mi nie był w stanie pomóc.
Kilka dni temu, moja mama powiedziała, że zna doskonałego lekarza, który "pomógł wielu ludziom, z różnymi chorobami". Zabrzmiało to jak jakiś znachor, co uruchomiło mi lampkę ostrzegawczą w głowie. Mama się wykręcała, byleby nie powiedzieć któż to jest. Dziś po południu dowiedziałem się dlaczego. Otóż zapisała mnie do... homeopaty. A mój stosunek do tego czegoś jest ogólnie znany, więc stąd ta niechęć by mi powiedzieć, do kogo jadę.
To tyle tytułem wstępu, teraz akcja główna.
Siedzę u tego gościa, a on zadaje mi jakieś durne pytania typu: "czy lubisz słodkie, czy kwaśne", "czy czuję niechęć do otoczenia"(?!), "czy śpię długo, czy krótko"(?!), "ile ważyłem jak się urodziłem" i najlepsze "czy lubię od razu się ubierać, czy może chodzić w pidżamie". No kurwa jego jebana mać, myślę sobie. Ale nic, patrzę co robi nasz "najlepsiejszy doktor" (taką reputację ma u mnie w domu). A on wszystko chętnie zapisuje na swoim laptopie, żeby znaleźć jakiś wzorzec czy cholera go tam wie. W pewnym momencie, po chwili ciszy, wsypuje mi kilka granulek na dłoń i potem wsypuje w mały pojemniczek i pisze, kiedy mam zażywać (uwaga, tu też są jaja jak berety, każe mi zażywać 3 sztuki... co miesiąc).
I tu dochodzimy do wspomnianej minuty czterdzieści siedem.
Jako, że ani słowa mi nie powiedział, tylko szpera w szafie szukając odpowiednich opakowań, to się pytam co takiego u mnie znalazł i na co zapisuje mi te "leki". Odpowiada mi jeszcze normalnie, że "człowieka leczy się całego, a nie np. poszczególne jego części (tu już nie mogłem przestać się szyderczo uśmiechać, bo właśnie podważył chyba całą dostępną wiedzę medyczną)", a dalej ni z dupy ni z pietruchy podaje przykład, który nie pasuje mi do niczego, ale może to ja zwykły cham ze wsi jestem i nie rozumiem o co chodzi, a mianowicie: "to tak jak z bólem głowy. Kogoś boli głowa, zaczyna coś robić i przestaje. Jak to wytłumaczysz?". No to ja odpowiadam, że "to zwykłe placebo. Ludzie koncentrują się na czymś innym, a nie bólu i o nim nie myślą" (no bo tak jest. Sam doświadczyłem wielokrotnie tego efektu. Coś mnie bolało, zacząłem choćby czytać Wykop i przestałem zwracać uwagę na ból, który potem powracał, gdy skończyłem daną czynność robić). I tu się dowiedziałem, że wymyślam bzdury. Pomału zacząłem się denerwować, bo jakiś gość leczący cukrem podważa moje osobiste doświadczenia?! No dobra, jeszcze nie pokazałem mojego zdenerwowania, bo czekam co jeszcze wymyśli. I tu walnął kolejny przykład, na dodatek myślał, że mnie zagiął i nie odpowiem (bo z tonu było czuć, że było to pytanie retoryczne i z jego późniejszego zachowania). Mianowicie: "jak to wytłumaczysz, że jednego bolą kolana jak wstaje i dopiero jak trochę pochodzi to przestają, a kogoś innego bolą cały czas, i dopiero jak siedzi to nie bolą?" I już wraca do wsypywania mi granulek "do domu", gdy ja odpowiadam: "wydaje mi się, że to zależy od stopnia zużycia kolan i pracy jaką dany człowiek wykonuje". Popatrzył zaskoczony na mnie i zaczął drzeć japę, że mam sobie jeździć do dermatologów, że filozof jestem i po co przyszedłem, jak tak "filozofuję". Próbował mi jeszcze wcisnąć granulki, które szykował, to sobie pomyślałem, że może za to gówno jeszcze będę musiał zapłacić, więc powiedziałem, że nie chcę. Coś tam jeszcze darł mordę, a ja powiedziałem "do widzenia" i wyszedłem. Całość trwała dokładnie 00:1:47, bo naprzeciw mnie wisiał zegarek.
Epilog: oczywiście w domu tragedia, że cham jestem itp. Mam na to wyjebane, bo wszyscy doskonale wiedzieli, że nie wierzę "cudowny cukier", a mimo to mnie tam zaciągnęli. Z tego co się dowiedziałem, to gościu bierze 60zł za wizytę, co jest mega ceną za kilkanaście granulek jakie daje do domu i kilkunastu minut siedzenia w milczeniu, od czasu do czasu pytając o coś absurdalnego.
Drodzy homeopaci. Do dziś miałem na Was wyjebane, ale po tym co mnie dziś spotkało, wypowiadam Wam otwartą wojnę. Będę wszędzie i wszystkim przy każdej okazji tłumaczył dokładnie jak "leczycie". Skoro "lekarz" próbuje mnie zbić z tematu z dupy pytaniami i ma jakieś chore pretensję, że śmiałem odpowiedzieć, to ja się całkowicie temu sprzeciwiam.
Komentarze (264)
najlepsze
Po co "strzelać w pysk?"
Trzeba było spokojnie siedzieć. Spytać się "Czy grożą poważne konsekwencje jeżeli bym się pomylił i wziął 5 a nie 3 tabletki miesięcznie'. Posłuchać spokojnie wykładu po czym ... zjeść wszystko.
Przeprosić, powiedzieć, że Cię poniosło i zadzwonić po pogotowie.
Myślę, że lekarz i ratownicy z pogotowia by rozwiali wątpliwości Twojej rodziny i delikatnie mówiąc wk*rwili go nieco lepiej (+musiałby zapłacić za nieuzasadnione wezwanie):P
Bzdura. Organizm to nie samochód, że jak przebijesz oponę to wymieniasz koło i jest ok. Proponuję najpierw się dokształcić z medycyny.
Co oczywiście nie zmienia faktu, że homeopatia może być szkodliwa i poleganie na niej to głupota.
Komentarz usunięty przez moderatora
Komentarz usunięty przez moderatora
cool story:
Otóż moja babcia, co jakiś czas prosi moją mamę aby ta wpadła do niej, żeby upuściła jej ze 2 strzykawki krwi. Po co? Ano: "bo krwi za dużo i co jakiś czas trzeba upuścić, po upuszczeniu czeka się koło 2 miesięcy aź jej znowu jest za dużo i znów się upuszcza",
No i co moja matka ma zrobić? Tłumaczyć teściowej że
tu raczej chodzi o dystrakcję a nie o placebo, ale jeden ch*j..
21 godzina? to normalna pora wizyt u tego "doktorka"? o.O