Wpis z mikrobloga

Dobra Mirki, na fali wczorajszego fejmu, postanowiłem Wam opisać jeszcze jedną sytuację – tym razem z czasów studenckich.

Na pierwszy latach studiów pracowałem w sklepie zoologicznym w galerii handlowej. Z uwagi na moje hobby, zajmowałem się akwarystyką i terrarystyką a starałem unikać gryzoni, ptaków czy innych sierściuchów.

Pewnego razu (niedziela) przemykałem po sklepie akurat koło woliery z gryzoniami. Jakaś parka zwróciła mi uwagę „Proszę Pana tam się chyba chomiczki gryzą”.

Tu mała dygresja – chomiki to nie niewinne stworzonka, ale prawdziwe #!$%@?. Są mocno terytorialne i, w warunkach sklepowych , bardzo często się gryzą a nawet zjadają. Pracownicy przed otwarciem sklepu muszą sprawdzić czy przypadkiem jakiś nie stracił łapki, ucha lub czy nie został w klatce skalp…

No nic, założyłem rękawice ochronne, otworzyłem klatkę i wyjąłem poszkodowanego. Bardzo źle nie było – stracił ucho i łapę. Wrzuciłem go do plastikowego pudełka i wyniosłem na zaplecze. Potem poszedłem do kasy po klucz od terrarium. Otworzyłem terrarium, wyjąłem sporego węża zbożowego, odwróciłem się. W tym momencie usłyszałem pytanie:


No to tłumaczę… że cierpi, że mamy różne zwierzęta i wszystkie muszą jeść, że nie opłaca się leczyć, że taka jest natura… no ale że mogą go jeszcze kupić ;) Powiedzieli, że się zastanowią i odeszli.

Wyniosłem węża na zaplecze i przygotowałem duży styropian na karmienie (w sklepach zoologicznych węże karmi się zazwyczaj po godzinach otwarcia w terrariach lub w trakcie dnia w specjalnych pojemnikach plastikowych lub styropianowych). Wrzuciłem chomiczka i węża.

I tu kolejna dygresja – zazwyczaj jest tak, że zanim wąż zaatakuje to musi się rozejrzeć po pomieszczeniu i trwa to nieraz pół godziny. W tym czasie należy go obserwować, żeby gryzoń nie zrobił wężowi krzywdy. Tym razem było inaczej. W momencie, w którym zbożówka wpadła do pojemnika, od razu owinęła się i udusiła chomika. Zamknąłem styropian i otworzyłem drzwi od zaplecza. Tak, dobrze się domyślacie


  • 3
  • Odpowiedz