Wpis z mikrobloga

Miałam kilka dni temu nieprzyjemny epizod ataku nerwicy lękowej, ale udało mi się wygrać z tym ujstwem. Ogólnie opisywanie takich przeżyć jest trudne, nawet nie chodzi mi o sam fakt przyznania się przed innymi, że ma się takie problemy. Wszakże nic co ludzkie nie jest mi obce ;-) Chodzi mi bardziej o przedstawienie tego, jak coś takiego przebiega, jakie uczucia temu towarzyszą i dlaczego jest to, tak okropne doświadczenie. W moim przypadku zaczęło się to z powodu przewlekłego, bardzo silnego stresu, który towarzyszy mi od czasu operacji, która przykuła mnie do łóżka.
Stres robi ogromne spustoszenie w naszym organizmie i potrafi być przyczyną wielu chorób.
Jeśli w naszym życiu totalnie zostaje zaburzona równowaga między dobrymi doświadczeniami, a złymi to nic dziwnego, że człowiek po prostu zaczyna się załamywać pod ciężarem. Więc u mnie taki napad, zaczyna się nagłym coraz bardziej narastającym poczuciem zagrożenia. Zaczynam bardziej odczuwać dolegliwości które mi stale towarzyszą.
Uczucie gorąca w nogach, szczególnie w stopach, jakby drętwienie nóg, które najbardziej koncentruje się w udach, ale dotyczy całej powierzchni kończyn, oprócz tego ból w kręgosłupie i ból mięśni odchodzących od kręgosłupa, oplatajacych klatkę piersiową. Normalnie jakoś udaje mi się choć częściowo odwracać uwagę od tych nieprzyjemnych doznań. Wykształciłam różne techniki na radzenie sobie z bólem, oprócz tego mój mózg sam próbuje zepchnąć je na drugi plan, że tak to ujmę.
Niestety podczas takiego napadu, zaczynam się tak stresować, że po pierwsze to już sprawia, że zaczynam się spinać, co za tym idzie dolegliwości się nasilają. Stres powoduje że trudniej mi walczyć z bólem, więc bardziej się na nim skupiam przez co poczucie zagrożenia, poczucie że dzieje się coś bardzo złego, nasila się. Nagle mój świat kurczy się do jakiś mikro rozmiarów, a w tym świecie jestem nic niewartym, małym człowieczkiem, który nie ma nic do gadania i cokolwiek zrobi, jego życie jest z góry przesądzone.
Jakby moja wola była tylko iluzją.
Mając takie myśli i przede wszystkim, tak się czując, bardzo łatwo czuć się zagrożonym.
Człowiek myśli, wszystko co złe może mnie spotkać, bo przecież nic nie jest ode mnie zależne. Gdyby było, czy byłbym chory? Dlaczego pomimo usilnej walki, nic się nie zmienia? Dlaczego wyrażając wolę bycia zdrowym, nie jestem zdrowa? Takie myśli przebiegają mi przez głowę, do tego dochodzą lęki związane z odczuciami, pochodzącymi z ciała, czyli z bólem. Przykładowo boli mnie w obrębie brzucha, zaczynam się bać, że dojdzie do niedrożności jelit i trzeba będzie mnie operować.
Podczas takiego napadu wszystko co się dzieje jest zapowiedzią czegoś bardzo złego, przez co człowiek jeszcze bardziej się denerwuje i zaczyna czuć się, jak w klatce. Mózg tylko widzi same kataklizmy, bez szansy na ucieczkę. Dobra, ale na początku napisałam, że udało mi się z tym poradzić. Tak, udało mi się bez wsparcia farmakologicznego przerwać napad.
Mogłam wziąć tabletkę i gdyby sytuacja zbyt długo się utrzymywała, to bym wzięła. Tylko ja często próbuje coś przetrzymać i dopiero, jak się nie udaje to sięgam po leki.
Chociaż pewnie niektórzy myślą, że krzyczę o leki, jak tylko zaczyna mnie boleć. Cóż, gdyby ludzie tylko wiedzieli, jak silny ból mnie gnębi i ile wkładam pracy w próby zwalczenia go. Przeraża mnie to ile, przez ostanie dwa lata, brałam leków. Boję się konsekwencji. Ciągle miałam nadzieję, że lada chwila będę mogła odstawić wszystkie leki i zacząć oczyszczać ziołami organizm. Niestety póki co udało mi się zmniejszyć ich ilość, ale nie zanosi się na to żebym mogła całkiem je odstawić.
W każdym razie udało mi się wyrwać z wiru napadu lękowego, jak?
Zaczęłam racjonalizować swój stan, przekonywać sama siebie, że wszystko jest tak samo jak było, że dolegliwości które odczuwam nie pogorszyły się, tylko na ten moment pogorszył się mój stan psychiczny, stąd takie wrażenie. Tłumaczyłam sobie w ten sposób każdą straszącą mnie myśl, tłumaczyłam jej przebieg i przyczynę.
Z każdą chwilą czułam się coraz spokojniejsza, myśli było coraz mniej, aż w końcu wszystko się uspokoiło. Jeśli ktoś nie przeżył czegoś takiego, trudno będzie mu sobie wyobrazić jakie to jest uczucie, lub raczej cała lawina uczuć. W szczególności lęku. Nikomu tego nie życzę, ale proszę jeśli ktoś będzie Wam opowiadał, że męczą go takie myśli nie bagatelizujcie tego. Jeśli będziecie świadkiem takiego napadu, to postarajcie się zapewnić tej drugiej osobie poczucie bezpieczeństwa. W moim przypadku sprawdza się zwykłe zapewnienie, że wszystko jest w porządku, powtarzane pewnym siebie, ale spokojnym głosem. Oczywiście, to zależy od sytuacji, można np trzymać taką osobę za rękę, mi pomaga taki kontakt, i spokojnie do niej mówić. Tak długo mówicie, przytulajcie, trzymajcie za rękę, do całkowitego wyciszenia. Oczywiście nie jestem ekspertem, miałam taki napad z trzy, cztery razy? Ciężko stwierdzić, jak to liczyć, ponieważ czasem miałam wrażenie, że się zbliża, ale udało mi się zapobiec rozwinięciu. Jeden miałam bardzo silny i to był pierwszy, może dlatego że właśnie był pierwszy i nie wiedziałam co się dzieje? Było, to całkiem nowe, dość przerażające doświadczenie. W każdym razie uważam, że jeśli kogoś męczą takie napady, to warto wybrać się do psychiatry i psychologa. Wiecie nie ma w tym nic wstydliwego, a po co się samemu z tym zmagać? Mam to szczęście, że moja kochana psycholog, odwiedza mnie raz w tygodniu i za każdym razem kiedy coś takiego mnie spotyka mówię jej o tym. Uwierzcie już samo porozmawianie z kimś, kto nas rozumie, jest bardzo pomocne.
Człowiek czuje się po prostu lżejszy.
  • 2
  • Odpowiedz
@ignis84: Nawet nie jestem w stanie sobie wyobrazić w jakim piekle żyjesz. Twoje wpisy mi jednak pomagają, bo uświadamiają mi, że nie mam problemów tak naprawdę. Mam nadzieję, że twój stan się poprawi, bardzo w to wierzę i tego Ci gorąco życzę, trzymaj się, nie poddawaj się, nie wierzę po prostu nie wierzę, że taka egzystencja to jest jedyne na co jesteś już skazana. Sam jestem przypadkiem "błędu w sztuce lekarskiej"
  • Odpowiedz