Wpis z mikrobloga

#przegryw

Postfeminizm natomiast zamienił walkę o prawa kobiet w walkę przeciwko mężczyznom, co nie jest tym samym. Równouprawnienie oznacza prawo do pełnego kobieco-męskiego partnerstwa w każdej dziedzinie: intelektualnej, ekonomicznej i seksualnej. Tymczasem – zdaniem Potockiej – cały ruch #metoo napędzany jest nie z pozycji partnerek, kiedyś gotowych na wymianę swoich usług seksualnych na dobra materialne lub sukcesy medialne, lecz z pozycji ofiar mających teraz poczucie krzywdy za to, że do takich transakcji doszło. Bo, oczywiście, nie powinno było. Kobiety powinny mieć prawo do kariery bez świadczenia seksu. Niektórym się to udawało, lecz nie było ich wiele w takich dziedzinach jak film. Bo w innych zawodach – owszem. Autorka zauważa, że nagłośnione są tylko przypadki, których negatywni bohaterowie reprezentują (czy reprezentowali) wielkie wpływy medialne i wielkie pieniądze. Jej zdaniem celem tego ruchu nie jest sprawiedliwość czy zadośćuczynienie, ale pognębienie mężczyzny stojącego na społecznym świeczniku. Lecz zbudowany na tych przykładach rozległy kodeks nakazów i zakazów musi doprowadzić wielu innych mężczyzn do psychicznej impotencji, a w konsekwencji zagrozi rozwojowi naszej populacji.


https://www.vogue.pl/a/ksiazka-kobieta-postfeministyczna-dyktatura-kobiet-marii-anny-potockiej-o-roznych-postawach-feministek

Wygląda na to, że wahadło równouprawnienia leci już w naszą stronę (òóˇ)