Wpis z mikrobloga

2417 + 1 = 2418

Tytuł: Przeminęło z wiatrem
Autor: Margaret Mitchell
Gatunek: klasyka
Ocena: ★★★★★★★★★★
Tłumacz: Celina Wieniewska
Ludzie i narody, które siedzą na miejscu i rozpaczają, dlatego że życie nie ułożyło się dokładnie tak, jak to sobie wyobrażali, są godni politowania.


Z tymi romansami to jest tak, że najpierw mężczyzna się zgadza, a później, kiedy potrzebuje zająć się innymi poważnymi rzeczami, jak na przykład podbijanie świata, to pojawiają się pretensje. Twardy jednak facet nie ulega naciskom i sam decyduje kiedy pora jest odpowiednia na zajęcie się odpowiednią sprawą. Uzbrojony w wiedzę o tym jak postępują prawdziwi faceci, zrobiłem tak i ja, wracając, po zakończeniu pierwszego tomu, do lektury Przeminęło z wiatrem wtedy, kiedy uznałem to za słuszne. I trochę szkoda, że tak z tym zwlekałem, bo dalsza część opowieści jest jeszcze bardziej pasjonująca niż jej początek. Z tym, że nastawiony na romans trochę się zawiodłem, bo Przeminęło z wiatrem jest czymś dużo większym niż romans. Przynajmniej w takim znaczeniu romansu jak ja go rozumiem. Albo rozumiałem.

Przede wszystkim Przeminęło z wiatrem jest wspaniałą, napisaną z rozmachem, i to napisaną pięknie, niezwykle obrazowo, powieścią. Język, jakim operowała pani Mitchell sprawiał, że widziałem i czułem Atlantę czy Tarę – miejsca gdzie działa się akcja. Żałowałem spalonej bawełny, zniszczonych plantacji i mieszkańców Południa, którym Jankesi „demokratycznie” narzucali prawa, które przecież są słuszne, dobre i sprawiedliwe. Bo część czwarta i piąta to właśnie czas trwającej wojny secesyjnej i następującej zaraz po niej rekonstrukcji, która nie wiem czy nie była gorsza od samej wojny. Na wojnie można było zginąć, ale po wojnie trzeba przecież było jakoś żyć, a okoliczności życiu nie sprzyjało. Szczególnie takiemu życiu do jakiego bohaterowie (i czytelnik w częściach jeden – trzy) zdążył się przyzwyczaić.

To tło historyczne było kolejną rzeczą, która zrobiła na mnie niesamowite wrażenie. Jeśli już czytam o jakiejkolwiek wojnie to zawsze bardziej będą mnie interesować losy człowieka, którego ta wojna dotknęła niż wielkie sprawy geopolityki, strategii i taktyki, uzbrojenia czy czego tam jeszcze. Co nie znaczy, że pani Mitchell te „wielkie” tematy pominęła, wręcz przeciwnie. Relacje miejscowej ludności z – w zasadzie – okupantem, problemy z Ku-Klux-Klanem i problemy Ku-Klux-Klanu spowodowane wyzwoleniem Murzynów, to wszystko w tej książce jest i to w dodatku pokazane z dość rozsądnej (tak uważam, może dlatego że sam myślę podobnie) perspektywy. Choćby to zniesienie niewolnictwa. Brzmi pięknie, prawda? Tyle że jeśli przyjrzeć się sprawie bliżej, co jest w Przeminęło z wiatrem widoczne, wyglądało to mniej więcej tak: „No, to jesteście wolni. Radźcie se teraz sami.” Cóż, kolejny przykład na to, jak potrafimy elegancko wypaczyć, piękną bądź co bądź, ideę i nagiąć ją do własnych (wzniosłych, a jakże!) celów.

Kolejną rzeczą, która chyba wynikała z języka i umiejętności narracyjnych pani Mitchell było to, że razem z bohaterami przeżywałem ich emocje. Dawno nie zdarzyło mi się przy lekturze żeby to przeżywanie emocji było to tak częste i tak mocne. Nigdy chyba nie zdarzyło mi się przy lekturze, żeby to przeżywanie emocji dotyczyło bohaterów, których w gruncie rzeczy nie lubię i się z nimi nie utożsamiam. A jednocześnie każda z postaci była tak autentyczna i żywa, że nie dało się obok niej przejść obojętnie. Z tego właśnie powodu całe to towarzystwo opisane w Przeminęło z wiatrem, dość zresztą liczne, co nie powinno dziwi przy rozmiarach powieści, zostanie ze mną na długo. Prawie z każdej postaci z tej książki można wziąć coś dla siebie, przynajmniej do zastanowienia się. Nawet jeśli nie będzie to wzór, to może to być ostrzeżenie.

Świetne przedstawienie czasów i obyczajów okresu (które, moim zdaniem, do dziś w swojej istocie się nie bardzo zmieniły) sprawia, że dla mnie Przeminęło z wiatrem nie jest romansem, a powieścią obyczajową. Jak na romans było tam moim zdaniem za mało miłości. Były co prawda małżeństwa i to liczne, a w większości przypadków ich przyczyną była co prawda miłość, ale własna. Pieszczona przy okazji dotykiem opinii społecznej, całowana obowiązującymi obyczajami, ufająca w rozsądek i porządek świata, głaskana miękkimi dywanami na proszonych przyjęciach, flirtująca plotkami, ocenami i chęcią podobania się, kusząca pieniędzmi. Taka trochę miłość bez uczuć.

Ta książka zostawiła we mnie mnóstwo pytań, część nawet takich których prawdziwi mężczyźni sobie nie zadają, i właśnie dlatego tak mi się podobała. Zafascynowała mnie i wciągnęła, to prawda, ale życzyłbym sobie żeby jednak takie rzeczy, przynajmniej mnie, spotykały wyłącznie na kartach powieści. Oby tak świetnych jak Przeminęło z wiatrem.

Wpis dodany za pomocą tego skryptu

#bookmeter #klasykabookmeter

EDIT: Aha, zapomniałem napisać. Wcześniej dodałem wpis na temat pierwszego tomu tej powieści, bo taki przeczytałem, tym razem wpis dotyczy całości, choć przeczytałem tylko część czwartą (tom drugi w wydaniu trzytomowym) i piątą (tom trzeci). Dopiero w całej powieści ujawnia się jej piękno, szczególnie w tym wypadku konstrukcyjne. Bo pierwsze trzy części, choć same w sobie świetne stanowią tylko wprowadzenie do tego, co będzie dalej. I z tej perspektywy zyskują jeszcze więcej.
Nie umiem znaleźć powodu, poza chęcią zarobku albo nieprzerażania czytelnika grubością książki, podziału tej powieści na części.

EDIT2: No i jak to w przypadku większości książek 10/10 (przynajmniej tych nie danych pod wpływem nagłych emocji ;) ) to co tam wyżej popisałem to tylko część wrażeń. Sporo bym jeszcze mógł dopisać, ale to byłoby za długie, dlatego zamiast czytać te moje wypociny, zachęcam raczej do spróbowania się z panią Mitchell. :)
GeorgeStark - 2417 + 1 = 2418

Tytuł: Przeminęło z wiatrem
Autor: Margaret Mitchel...

źródło: comment_1665849340quVG8LzWmLU95UjRrshOx1.jpg

Pobierz
  • 2
  • Odpowiedz