Wpis z mikrobloga

#anonimowemirkowyznania
Cześć. Mam 27 lat i jestem przegrywem na pełen etat. Niedowaga, zapadnięta klatka piersiowa, krzywy kręgosłup, zakola i brak sześciu zębów w uzębieniu to ja. Do tego raczej bieda, bo praca za najniższą krajową i brak perspektyw. Kiedyś chodziłem na terapię przez parę miesięcy, bo mam nerwicę ale niewiele mi ona pomogła, może dlatego że nie wiedziałem co jest przyczyną moich problemów, dopiero ostatnio zdałem sobie z tego sprawę. Tak naprawdę największym moim problemem jest wstyd za siebie i za swoje ciało, wygląd - głównie zęby. Nie przeszkadzają mi na co dzień zakola, bo przyzwyczaiłem się do nich, chociaż nie mogę mieć przez nie fryzury jaką bym chciał. Kręgosłup (kifoza) - wada za mała na operacje, przy nabraniu masy nie byłoby jej widać. To samo z klatką piersiową. Ale te zęby... Chodzę od jakiegoś roku do dentysty na jedną wizytę w miesiącu, bo na więcej mnie nie stać i wydaję na to 200-500 złotych przeciętnie a jeszcze nie miałem nic wstawianego właściwie, tylko naprawa tego co jest. Mam też krzywy zgryz i pewnie będzie potrzebny będzie aparat i na leczenie tego pójdą pieniądze jakich wydaje mi się nie jestem w stanie zarobić. Samo wstawienie mostów to jest jakieś 10 tysięcy, a gdzie aparat - 5k + jakieś 3-4k za wizyty z nim. O implantach nawet nie myślę. Pamiętam jak 10 lat temu szedłem z kolegami do sklepu i gadaliśmy o czymś, nie pamiętam o czym ale pamiętam że powiedziałem im wtedy że przegrałem życie i myślę że tak jest. Dzisiaj koledzy mają swoje plany, dobre prace, dziewczyny a ja zostałem w sumie sam i nie mam jak wykonać ruchu do przodu. Nie mam jak sobie załatwić pracy lepszej bo zżera mnie wstyd jak pomyślę że ktoś obcy, spoza mojego otoczenia będzie mnie oceniał i będzie miał rację, bo ja jestem nikim. Nic sobą nie reprezentuję.
Pamiętam jak byłem w podstawówce i miałem takie koleżanki co je poznałem na półkolonii co przytulały się do mnie, albo jedna siedziała mi na kolanach na świetlicy...
Nigdy nawet nie podbijałem do żadnej dziewczyny, bo wewnętrznie czułem że coś jest ze mną nie tak, że się czymś różnię od reszty. A jak nawet kiedyś wyjdę na jakąś randkę to co ja mam takiej powiedzieć, o czym rozmawiać jak moje ostatnie 10 lat to szkoła, praca, dom, problemy ze sobą i nienawiść do siebie. Nigdy swoim kolegom co się z nimi trzymam najbliżej nie przedstawiłem nikogo - wiecie - jakiegoś kolegi, koleżanki z klasy, kogokolwiek bo wstydziłem się tego kim jestem.
Mogłem być normalnym chłopakiem jakby się ktoś mną zainteresował, jakbym chodził do dentysty wcześniej niż po pierwszych zarobionych pieniądzach, bo zgryz mogłem mieć naprawiony za dzieciaka przecież, ale w domu bieda, czasem chodziłem głodny, też nie miałem zbytnio warunków do nauki. Nie mam jakichś pretensji do Mamy, że tak jest bo sama też była z biedy, nie ma zębów w ogóle a po odejściu mojego ojca do innej miała depresję i nawet rentę dostawała długo, ot - przegrani rodzą przegranych. I tak wiodę życie śmiecia i chyba nawet przed tym jak zdecydowałem się kiedyś pójść na terapię nie odczuwałem takiego smutku jak teraz co dzień. Chciałbym czasem żeby był taki przycisk, że jak się go naciśnie to wtedy on sprawia że się nigdy nie istniało.

Kliknij tutaj, aby odpowiedzieć w tym wątku anonimowo
Kliknij tutaj, aby wysłać OPowi anonimową wiadomość prywatną
ID: #60bfe8aeb8a1a6000a05805c
Post dodany za pomocą skryptu AnonimoweMirkoWyznania ( https://mirkowyznania.eu ) Zaakceptował: karmelkowa
Wesprzyj projekt
  • 3