Wpis z mikrobloga

W latach 2005-2008 mieszkaliśmy przez chwilę z rodzicami na dolnym Śląsku, z tego rok (ostatni) w Wrocławiu u mojej cioci. Ciocia miała 3-letnią córkę (moją kuzynkę) i tak się jakoś złożyło, że często się nią zajmowałem. Miała to być niby szkoła języka dla mnie (dzieciak oczywiście mówił łamanym polskim i niemieckim), tak naprawdę oczywiście znaleźli sobie darmową nianię.

Pewnego razu dostałem zadanie zabrania kuzynki do fryzjera. No to siedzę w poczekalni (salon nie jakiś mega biedny, ciocia miała kasę, ale też nie jakaś ultra wysoka półka) i nagle do tej samej poczekalni wchodzi Jacek Murański :D Przed wyjazdem do Wrocławia myślałem, że będę codziennie trafiał na kogoś sławnego, a to była pierwsza taka sytuacja po prawie 3 latach tam spędzonych. Cholernie się zestresowałem, oczywiście instynktownie najchętniej bym do niego od razu podbił i zaczął sobie robić z nim zdjęcia i tak dalej, ale scykałem / nie chciałem być nachalny, więc po prostu na niego nerwowo zerkałem co 2 sekundy, a on po prostu siedział i czytał jakieś pisemko. Po jakimś czasie moja kuzynka zaczęła płakać - próbowałem ją za wszelką cenę uspokoić, żeby nie zrobiła mi siary przy Jacku, ale ta ryczała i ryczała.

I nagle Jacek wstał i do niej podszedł. Delikatnie ją pogłaskał i zapytał co jest nie tak. Ja powiedziałem, że prawdopodobnie jest głodna czy coś. No więc Pan Murański odłożył gazetę, wziął na ręce moją kuzynkę, podniósł koszulkę i na środku salonu fryzjerskiego nakarmił ją piersią.
Zajebiście sympatyczny facet.
#famemma
qubonafide02 - W latach 2005-2008 mieszkaliśmy przez chwilę z rodzicami na dolnym Ślą...

źródło: comment_1621459101zqJW0fOx2AH0xoyqC47Ylj.jpg

Pobierz
  • 5
  • Odpowiedz