Wpis z mikrobloga

#pasta #systemimperialny #heheszki

Mniej więcej druga połowa XIX w. gdzieś na południu Stanów Zjednoczonych. Walne zebranie WAKdsZ (Wszechamerykańskiej Komisji Do Spraw Zajebistości). Przewodniczy John Smith. - Witam wszystkich na naszym zebraniu. Przypominam, przedmiotem obrad są miary wszelakie. Poszczególne punkty panowie znają. Czy na wstępie są jakieś pytania? - Tak. Senator Boorack, Alabama. Po co w ogóle zmieniać czy wprowadzać te wszystkie udziwnienia? - Mówiliśmy o tym wiele razy senatorze, ale dobrze, wyjaśnijmy to na forum raz jeszcze. Wyobraźmy sobie, że za, powiedzmy sto, czy dwieście lat przyjeżdża do nas ktoś z Europy. - Z Francji! - Z Węgier! - Z Czech! - Z Polski! - O! Niech będzie z Polski. Powiedzmy, że będzie miał na imię... - Wiktor! - Nabuchodonozor! - Chaim! - Eee, to chyba żydowskie? - No to Szymon! - O! Szymon może być. No więc za sto lat przyjeżdża do nas taki Szymon z Polski. I co? I jak niczym się nie będziemy wyróżniać, to pomyśli, że nawet kontynentu nie zmienił. A tak, buch przez łeb i zaraz będzie wiedział, że tu nie ma łatwo! Zaczynamy. Może najpierw długości. Czym się mierzy na świecie? - Metry... - Sretry nie metry! Dawać coś oryginalnego! - Może... łokcie? - Było! I to w Polsce nawet. Coś innego? - Stopy! - O, fajnie. Jimmy ściągaj buta, ustalimy wzorzec. Nie... tą mniej zaropiałą jeśli można i trochę zeskrob to czarne na górze. Aaa... to paznokieć? No dobrze, niech zostanie. Ok, bazową długość mamy. Na ile dzielą tego metra w Europie? - No, na decymetry, centymetry, milimetry - wszystko co dziesięć. - Sresięć nie dziesięć. Wprowadzimy co dwanaście i nazwiemy calami. - Ale dlaczego co dwanaście? - Bo Bobby ma tyle palców i to śmiesznie wygląda. Pokaż ręce Bobby! Mówiłem? Śmiesznie. A te takie duże metry to co to jest? - Kilometry. Też wielokrotność dziesiątki. - To my zrobimy, powiedzmy, mile. Jak na, kuwa, morzu! - Woooow... zajebiście man! Ale nie dokładnie jak na morzu, nasze niech będą o 10, nie 15% dłuższe, a co mamy sobie żałować! - Super! Co dalej? Waga! Europa - kilogramy. Nasza propozycja, Steve? - Funty? - Zajebiście! Jakaś relacja do tego kilograma? Żadnej? Całe szczęście, bo myślałem, że sobie łatwo przeliczą. Może dorzućmy jeszcze... uncje? Powiedzmy, że funt to będzie dziesięć... nie, dwanaście... też nie. Szesnaście uncji! - Super! Super! - Za łatwo, cholera, wciąż za łatwo… jakiś pomysł jak to bardziej skomplikować? - Może wprowadźmy skróty kompletnie od czapy? Jakie litery nie występują w słowie „funt”? Na przykład: b, l, s. Pomieszamy i proszę: „lbs”! Co wy na to? - Szacuuuun! Prawdziwy z ciebie czarnoksiężnik z Oz, John. - „Oz”! Właśnie! Takim skrótem możemy oznaczyć na przykład uncje! - Rozwalasz system! Zdrowie Johna! - Dalej mamy... objętość. Oni mają litry, mililitry czy coś tam, znowu wszystko co dziesięć. Sugestie? - Uncje. - Było przed chwilą, nie pij tyle Jimmy. - Co nie pij? Dobrze mówi. Objętość też będziemy mierzyć w uncjach i niech nam podskoczą! Zobaczycie jak Szymuś będzie napoje kupował. Kwadrans będzie oglądał butelki jak głupi. A, powiedzmy, sto uncji to będzie galon. - Jakie sto? Sto dwadzieścia! - Przebijam! Sto dwadzieścia OSIEM! - Dobre, dobre! Ale to wszystko pikuś! Wiem jak zrobić, żeby im w pięty poszło! - Dawaj! - Powiedzmy, że nasz Szymon pojawia się u nas powozem na skrzyżowaniu. Dla jaj dajmy mu taką lekką bryczkę, żeby myślał, że sobie szybko pojeździ... - O, Johny jak coś wymyśli to nie ma ch...a we wsi! Dawaj Johny! - Tak więc podjeżdża na skrzyżowanie, a tam kurna znak 'stop'... - E... słabe. W Europie też takie wprowadzą.... - Ale znak 'stop' na dojeździe ze wszystkich czterech kierunków! - Wow! Szatański plan! Tylko... tylko skąd MY będziemy wiedzieć kto ma pierwszeństwo? - Znikąd. Pierwszeństwo będzie miał ten kto pierwszy dojeżdża albo ten kto ma większy pojazd i nie boi się wgnieceń. No i trzeba pamiętać, że M16 na tylnym siedzeniu bije wszystkie asy. - Co to jest M16? - Młody nie męcz! No dobra 'stop' i to wszystko? - W pewnym sensie, he he. Bo 'stop' będzie JEDYNYM znakiem, który występuje w Europie i u nas. Całą resztę zdefiniujemy po swojemu. Będzie fajnie. Jakieś napisy, jakieś znaczki dziwne. Chciałbym też zobaczyć minę tego Szymona, jak mu nawigacja powie: "za trzysta stóp trzymaj się jednego z dwóch prawych pasów do skrętu w lewo". - Co to jest nawigacja? - Wooow! Poleciałeś po calaku! To wszystko? Bo zjadłbym hamburgera. Nie wiem co to jest wprawdzie, ale brzmi jak bułka z klopsem. Może uczynić z tego narodowe danie? Nie! Narodowym będzie podwójna bułka z klopsem z potrójną ilością sera. - Ale co to jest nawigacja? - Młody nudzisz! Kiedyś wymyślą. Ostatni punkt dzisiaj - temperatura. Kurczę, ciężko. Skala Celsjusza jest, niestety, najlepszą z możliwych. Kapitalne punkty odniesienia, znowu sto jednostek różnicy. Gościu jest dobry. Może zostawimy? - Zostawmy, nie wymyślimy nic lepszego. - Mam jedną propozycję... - Dobra Młody, dawaj, byle szybko. - A może by tak zacząć od dupy strony. "Zero" umieścimy gdzieś na mrozie, jak już zdrowo da w czapkę. "Setkę" powiedzmy zapożyczymy od jakiegoś misia z gorączką, nikt nie będzie wiedział skąd te wartości i co one oznaczają, skalę zagęścimy, relacji do Celsjusza nie będzie żadnej. I jak Szymuś będzie próbował pierdylliard razy ustawiać w nocy klimatyzację, albo uszykować rzeczy na podstawie prognozy pogody, to dopiero się spoci. Co panowie na to? - Zajebiście Młody. Popierniczone kompletnie, czyli pasuje jak ulał. Jak się nazywasz? - Fahrenheit, panie Smith.