Wpis z mikrobloga

@panzmarszrutkiwbiszkeku dla mnie i żony, smażona tak mortadela, to kwintesensja biedy i dorastania na początku lat 90. Problem w tym, że dla mnie te wspomnienia są bardziej pozytywne.
No ale do rzeczy - gdy kupiłem pierwszy raz po ślubie mortadelę (głównie dla beki i żeby pokazać bachorkom co się jadło za gówniaka), to żona mnie #!$%@?ła, że gówno jakieś kupiłem, czy mi wstyd nie było trzymać tego na taśmie w markecie. #