Wpis z mikrobloga

Castor obudził się. Leżał koło ogniska, wokoło panowała cisza. Niedaleko leżał Rigby, Aaron i ten, jak mu tam było, nie pamiętał. Głównie milczący francuzik. Nie wiedzial skąd Dorothy go wytrzasnela.

Właśnie, Dorothy i Bobrownicy. Miał okropny sen, łeb go bolał, razem z kolanem. Ten bimber bobrowy Rigbiego był zdecydowanie zbyt dobry, ale miał też okrutne skutki uboczne. Gdzie do cholery podziała się reszta? Ewidentnie nie zginął, bo przecież właśnie się obudził.

Rigby się poruszył.

- tej Rigby! Obudź się! Coś ty dodał do tego bibmbru?

- Tylko ząb bobra, a co?

- Bo sponiewierał mnie tak, że myślałem że zszedłem z tego świata. Serio spaliliśmy cały nasz dotychczasowy dorobek? Castor rozejrzał się dookoła, potężna sterta popiołu zdawała się tylko potwierdzić jego myśl.

- Cholera. No nic, wstawaj, trzeba to szybko nadrobić.

Zgrabnym ruchem podniósł się w górę, wyciągnął szyję ponad drzewa i stwierdził:

Indian nie ma, ale też jest zaje.. o wojskowi! Rigby, dawaj ze mną, zobaczymy co robią.

Castor i Beaverson poderwali się do lotu i przenikając przez gęstwiny sunęli niezauważenie w stronę wojska US. Żadnemu z nich nie przyszło do głowy, że coś może być nie tak z ich sposobem poruszania się. Dzień jak co dzień.

Żołnierze akurat przygotowywali posiłek, namiot dowódcy, mimo że widać było próby ukrycia kto tu dowodzi, wyróżniał się od innych namiotów. Zakradli się od tyłu omijając bezszelestnie czujne straże. Wsadzili głowę przez materiał i zobaczyli drzemiącego po lunchu dowódcę. White, czy jak mu tam było. Obok leżał bukłak z wodą. Rigby popatrzył na Castora, obaj pomyśleli o tym samym.

hehehehehe

Straż przy obozie żołnierzy nawet nie zauważyła niczego, jedynie wiatr miejscami zawiał mocniej.

#kilofyirewolwery