Wpis z mikrobloga

@mczike: wczoraj wcześnie rano obudziła mnie mucha, którą przegoniłem. Chciało mi się jeszcze spać, więc otworzyłem okno, zaciemniłem zasłonami i zapadłem w kolejny sen ...

... byłem w budynku, przypominającym architekturą moją byłą podstawówkę. Mieszkałem tam, na zasadzie jak w hostelu razem z paroma innymi osobami w moim wieku. Czułem respekt, żeby się przed nimi nie ośmieszyć.
Nagle coś zaczęło mi pikać w głowie, jakby alfabetem Morse'a. Rozumiałem o co chodzi,
Rozległy się komunikaty z głośników-szczekaczek. Głos spikera mówił o nadchodzących wielkich zmianach, i potrzebie transportu całej ludności w inne miejsce. Wiedziałem, że się zaczęło i że nie należy temu ufać.

Trafiłem do jakiegoś miejsca, gdzie nowa władza próbowała skaptować ludzi do pracy dla nich w jakiejś siłowej służbie bezpieczeństwa. Było tam na placu mnóstwo ludzi, którym proponowano świetne miejsce w ramach nowego porządku. Wymknąłem się stamtąd, ale ruszył za mną pościg.

Jakoś
Przez chwilę byłem na siłowni, wśród ćwiczących ludzi. Szefem była tam pielęgniarka w kitlu. Chciałem poćwiczyć na jakimś ustrojstwie, ale wciął się gościu i zaczął się burzyć, więc pielęgniarka go wyrzuciła. Jednak dopadli mnie wąsaty z tym drugim.

Zacząłem uciekać korytarzami (trochę jak w podbazie na przerwie). Goniliśmy się pomiędzy ludźmi, w pewnym momencie złapałem jednego ze ścigających i zabrałem mu rewolwer, po czym uciekłem. Wiedziałem, że pogoń się zaciska i że
Wąsaty po chwili wszedł za mną. Zastrzeliłem go. Z drugiej strony budynku za oknem nie było rusztowania, ale była linka piorunochronu. Postanowiłem opuścić się po niej na dół, ale bałem się że sobie przypalę ręce, więc logicznym wydało mi się, żeby zdjąć buty i ściskając nimi linkę wyhamować zjazd. Poszło świetnie.

Postanowiłem odnaleźć lokację, którą wskazywał mi komunikat.