Wpis z mikrobloga

Przywykłem do narracji, że wszelki sprzeciw wobec jakiegokolwiek działania władzy wynika ze złych intencji, jakichś osobistych pobudek, otumanienia wrogimi kapitałowo mediami et cetera.

Zacząłem jednak odczuwać w tym przypadku narracyjną pustkę. Występują w niej dwa typy ludzi – zarobasy oderwane od koryta oraz zwolennicy obecnej władzy, którzy dzielnie powstrzymują siły zła przed odbiciem królewskiego berła.

Przez ostatnie 4 lata "dowiedziałem się", że praktycznie każdy marsz/inicjatywa jest sponsorowana, bądź była po prostu podejrzana. Przekaz był zawsze taki sam – protestujących zmiany nie interesowały, bo jedni wcześniej nie protestowali, drudzy to w sumie mają dobrze, a na pewno lepiej, niż średnia, a u trzecich zauważono męża pani Basi, która jest odpowiedzialna za catering w siedzibie Platformy.
Powody obśmiania były różne, od dość trafnych (bo Schetyna nie musi pojawiać się na oddolnych inicjatywach, a jak już musi tam być, to niekoniecznie musi zabierać głos i się afiszować ; Kijowski robiący biznes na idei), po dość bydlackie (kanapki z kawiorem).

Media kojarzone z Platformą nie były totalnie bezkrytyczne w okresie jej rządów. Obecna Polska przebiła utopię zielonej wyspy Tuska. Trudno odnieść wrażenie, że jakakolwiek reforma, czy ustawa była zła. Kilka miesięcy po zmianie władzy też tak myślałem i zdarzało mi się mentalnie onanizować do "a za Platformy..." (szczególnie do filmiku tego studenciakia na marszu KODu we Wrocławiu), chociaż wtedy było to nadal bardziej adekwatne. Wydarzenia/incydenty/afery również nie wynikały z błędów, a z nieporozumień.

Czy PiS błędy popełniało? Nie zamierzam tego oceniać. Na swoich wiecach i konwencjach lubią powtarzać, że tak. Piękna reakcja, taka autokrytyczna, empatyczna, uczłowieczająca. Popełniali pewne błędy, ale nigdy ich nie sprecyzują. Pojęte przez nas błędy były często celowymi działaniami, które nie miały ujrzeć światła dziennego (np. ministerialne premie, znowu Kuchciński).

Skoro PiS błędy popełniało, skoro nawet najwyższe kierownictwo partyjne przyznało się do tego, to kluczem są te błędy. Bowiem jeśli to partia decyduje o tym, że popełniła błędy i kiedy je popełnia, a my się o tym nie dowiemy z mediów będących ich pośrednikami z ludem i jedynym "rzetelnym" źródłem informacji, to mamy do czynienia z poważnymi konfliktami. Obśmiewanie każdego sprzeciwu społeczeństwa, co jest często spotykane wśród najtwardszego elektoratu obozu władzy, a także jego aparatu wykonawczego i nadawanie takiemu sprzeciwowi złowrogiego charakteru mija się z celem, bo partia przyznała, że pewne sprzeciwy są usprawiedliwione. Tylko w których przypadkach? Drugi problem jest taki, że przychylne media raczej nie kwapią się do krytycyzmu swoich chlebodawców, a wręcz dbają o krystalicznie czysty wizerunek. Ktoś stwierdzi, że nie ma problemu – PiS ma swoją część mediów, opozycja ma swoją część. Jednakże zwolennik PiS nie będzie słuchał słów tak zwanej "niemieckiej agentury" (GW, onet itp.). Każde ich słowo, każdy artykuł jest przez elektorat PiSu utożsamiany z całkowitym kłamstwem. Przez to zjawisko napędzane polaryzacją elektorat PiSu pozbawił się jakichkolwiek instynktów kontroli nad organami państwa. Wysłani na wojnę, przygotowani do rewolucji, walczą za produkt powstały z wymieszania pojęć "kraj" oraz "partia". Gdzie jednak powinien znajdować się wyborca każdej partii rządzącej? Na miejscu sceptyków. Nie zrozumcie mnie źle, nie mam na myśli tego, że nie mogą lubić danego ugrupowania, bo mogą i nic mi do tego. Chodzi mi o to, że pokładanie nieograniczonego zaufania w jakikolwiek element aparatu państwa doprowadzi prędzej, czy później do jego zepsucia przez brak poczucia odpowiedzialności przed podatnikiem. Minus jest taki, że kiedy brudy wyjdą na jaw, zleci się ze stołków bardzo szybko.

#polityka
  • 2
  • Odpowiedz