Wpis z mikrobloga

To bylo jakies piec, moze szesc lat temu. Bylem niczym niewyrozniajacym sie nastolatkiem. Mieszkalem w niewielkiej wsi 50 km od najblizszego miasta.
Mialem niewielu przyjaciol a wsrod nich byl Julian, chyba moge go nazwac moim przyjacielem.
Julian byl podobny do mnie. Chodzilismy do jednej klasy w gimnazjum, jezelismy razem na wakacje a nasi rodzice spedzali wspolnie sylwestry i imprezy rodzinne.

Bylo gorace sierpniowe popoludnie, siedzielismy na lawce przed szkola jak kazdego dnia. Zabijajac czas w wakacje czesto jezdzilismy do miasta, na ryby czy na jablka do pobliskiego sadu.
Tego dnia nie mielismy planow na wieczor.
- Dawno nie plywalem, nawet nie wiem czy jeszcze pamietam jak sie to robi - wypalil nagle Julian.
Zaskoczylo mnie to przemyslenie ale jeszcze bardziej zaskoczyl mnie fakt, ze ja sam ostatni raz plywalem na zawodach plywackich klas 1-3 a bylo to calkiem dawno temu.
- To co, jedziemy? - zapytalem.
- A dokąd? A dokąd? A dokąd? - odparl Julian.
- Na wprost! - odpowiedzialem z usmiechem.

Poznym popoludniem dotarlismy nad pobliski staw. Julian spojrzal na mnie i tylko rzucil
- Uff - jak gorąco!
Po czym rozebral sie do bielizmy i wskoczyl do wody - przyznam, ze plywal calkiem niezle.
Wszedlem do zimnej wody i od razu poczulem ulge - to bylo bardzo gorace lato.
Plywalismy tak dluzszy czas az zrobilo sie ciemno, Julian powiedzial ze juz jest zmeczony i chcialby wracac do domu ale wczesniej chcialby podplynac do zacumowanej, opuszczonej lodki na srodku stawu. To byla nasza lokalna atrakcja
turystyczna jako, ze ta lodka tam plywa i plywa odkad pamietam i nieraz sluzyla za swojego rodzaju kierunkowskaz dla osob spoza naszej spolecznosci.
Wyszedlem z wody zeby sie osuszyc i katem oka widzialem jak Julian szybko plynie w strone lodki.
- A skądże to, jakże to, czemu tak gna? - zapytalem rubasznie.

Ubieralem sie siedzac nad brzegiem jeziora. Bylem zmeczony pogoda i plywaniem - myslami bylem juz w domu.


Uslyszalem krzyk i spojrzalem na tafle jeziora. Julian zniknal pod woda. Nie wiedzialem co mam robic. Rzucilem wszystko co mialem w rekach i wskoczylem do wody w poszukiwaniu Juliana.
Wiedzialem ze mam niewiele czasu zeby mu pomoc.

Plynalem w strone lodki ile sil w rekach i nogach. Mialem w glowie najczarniejsze scenariusze. Zanurkowalem w poszukiwaniu Juliana pod wode - najpierw powoli jak żółw ociężale ale po chwili adrenalina
sprawila ze w moment znalazlem sie w miejscu, gdzie ostatni raz widzialem Juliana. Liczyla sie kazda sekunda. Nerwowo szukalem go pod woda ale nie moglem go znalezc. Woda byla metna i zimna, bylo ciemno i niewiele widzialem.

W pewnym momencie dotknalem koncami palcow na dnie cos, co moglo byc Julianem. Byl nieprzytomny i bardzo ciezki, chocbym nie wiem jak sie wytezal, nie moglem go podniesc z dna. Zanurkowalem i resztkami sil pociagnalem go za reke.
Julian nagle otworzyl oczy - zdal sobie sprawe, ze jego sytuacja nie byla zbyt korzystna i zerwal sie na powierzchnie tracajac mnie. Prawie sam podzielilem los Juliana ale adrenalina, ktora bylem przepelniony pozwolila zachowac
mi resztki przytomnosci i w ostatniej chwili zlapalem sie lodki. Widzialem Juliana jak gladko, lekko toczy sie w dal w strone brzegu jeziora. Wiedzialem ze udalo sie i nic zlego nas juz nie czeka.
Doplynalem do niego na brzech, dluszy moment nie odzywalismy sie do siebie. Bylismy wykonczeni i jeszcze caly czas w szoku, ze nasza wycieczka mogla skonczyc sie tragicznie.

Po pewnym czasie, gdy nasze oddechy sie uspokoily Julian powiedzial zdanie, ktorego nigdy nie zapomne.