Wpis z mikrobloga

#polityka #stefanniesiolowski #ksiazki

"Pamiętnik Anastazji P. Erotyczne immunitety"
Marzena Domaros

Stefan Niesiołowski - spacery z erotomanem

- A co będzie, jak zajdę z tobą w ciążę?
- Będziemy uważać - odpowiedział.
- Ale uważać nie można na 100%. Jak zajdę, to co zrobisz?
- To będę wychowywał - odważnie powiedział pan poseł.

Stefana Niesiołowskiego przedstawił mi Henryk Goryszewski. Przez parę tygodni Stefan, zawsze jakby przez przypadek, trafiał na mnie na korytarzach sejmowych.
Nadałam mu pseudonim Chrząszcz, dlatego, że miał tylko dwa garnitury, które nosił na zmianę. Jeden przebłyskiwał zielonkawo, drugi niebieskawo, oba były świecące. Strasznie mu śmierdziało z gęby, na pół metra.
Moja przyjaciółka prosiła mnie o podtrzymywanie tej znajomości. Dałam posłowi telefon, zadzwonił do mnie w dniu, w którym Jerzy Urban w "NIE" zamieścił jego zdjęcie. Stefan stał tam w stroju piłkarskim, obok kobiety. Zdjęcie było wyretuszowane tak, że przez spodenki przebijał ogromny członek w stadium erekcji.
Niesiołowski radził się, czy podać Urbana do sądu o zniesławienie. Odpowiedziałam:
- To śmieszne, jeszcze nikt nie wygrał procesu z Urbanem. Ale jeżeli pan chce, to mogę pójść do redakcji ze sprostowaniem, że w rzeczywistości gabaryty są dużo lepsze.
- Tak, to świetny pomysł, a nie chciałaby pani wcześniej sprawdzić?
- Nie, wierzę panu na słowo - zaczęłam się śmiać.
Zaprosił mnie na kolację do "Tsubame" na Foksal i chciał mnie upić sake, on bardzo lubi sake. Jego żona twierdzi, że Stefan nie lubi pić ani chodzić do restauracji, że jest bardzo oszczędny. Co do oszczędności, to się zgadza, każdy rachunek sprawdzał po trzy razy nim zapłacił, co do pozostałych spraw, to albo się w domu kamufluje, albo ostatnio zmieniły mu się zwyczaje, bo wiele razy widziałam go w restauracjach, a parę razy nieźle pijanego.
W pewnym momencie poszło mi oczko w pończosze, chciałam się przebrać. Pojechaliśmy do mnie do domu, trwało to około pół godziny, ponieważ musiałam wszystko opowiedzieć Iwonie. On cierpliwie czekał na ulicy.
Pojechaliśmy do "Confettii" na nocne szaleństwo, następnego dnia pan poseł miał wystąpić z propozycją wniesienia pod obrady Sejmu ustawy o aborcji. Wiele się o tym mówiło, więc wszyscy w knajpie życzyli mu powodzenia.
Lokal ten charakteryzuje się tym, że są tam hostessy. O drugiej w nocy zaproponowałam powrót do domu, ale Stefan stwierdził, że będzie jeszcze tańczył, ja już nie chciałam. Wezwał więc jedną, półrozebraną hostessę i dosłownie wessał się jej w szyję. Dziewczyna była przerażona, nie wiedziała co robić. Z trudem go wyciągnęłam z knajpy i odwiozłam do hotelu.
Przez cały czas robił mi awanse. Przed kolacją chciał przyjechać do mnie do domu, ale mu powiedziałam, że nie mieszkam sama.
- A co, macie jeden pokój? - zapytał.
- Nie, mamy dwa.
- No to co za problem? - odrzekł pan poseł.
Opowiedziałam mu, że na tym samym piętrze mieszkają redaktorzy programu I, radia "Z" i "S", więc raczej nie byłoby dla niego dobrze, gdyby ktoś zobaczył go wchodzącego do mnie.
Potem kilkakrotnie chciał wejść na górę, kiedy odwoził mnie taksówką. Wiele razy dzwonił późnym wieczorem chcąc się umówić u mnie w domu. Zdecydowanie odmawiałam.
W knajpie, gdy przeszliśmy na "ty", wypytywał mnie o mój romans z Kwaśniewskim, wyparłam się tego wówczas. Na to Niesiołowski odparł:
- Nie kłam, bo Kwaśniewski mówi co innego.
Po następnych dwóch kieliszkach sake zaproponował:
- A może by tak różowy trójkąt?
- Jaki różowy trójkąt? - nie zrozumiałam.
- No... Kwaśniewski, ty i ja.
Nie wiedziałam, czy on mnie prowokuje, czy żartuje, o co mu chodzi. Uznałam, że żartuje.
Stefan Niesiołowski jest psychopatycznym erotomanem. Każdy temat kończy się na seksie.

Stefan Niesiołowski o wyświetlaniu w polskiej telewizji filmu "Emmanuelle":
Erotomani mogą sobie kupować kasety porno. Ten film nie powinien być pokazywany w publicznej telewizji, bo jest pornograficzny.
("Gazeta Wyborcza" 245/92)

Z tym trójkątem to było tak: kiedy byłam z nim w restauracji, miałam na sobie kostium z dekoltem w kształcie trójkąta. Stefan wgapiał się w mój dekolt, opisywał jego kształty i z figury geometrycznej przeskoczył na seks grupowy. Kazał mi się zresztą rozebrać w tej restauracji, zdjąć marynarkę, ale miałam pod spodem tylko gorset.
- Nie będę chodziła w bieliźnie w miejscu publicznym - stwierdziłam.
- Mnie to nie przeszkadza - odparł.

Jacek Bierezin w rozmowie z Anną Młynarską, "Polityka" nr 42/92:
- Czy chciałbyś z kimś zerwać dawną przyjaźń?
- Nie lubię w ogóle zrywać starych przyjaźni, ale jeśli mogę właśnie dzisiaj, na łamach "Polityki", to zrywam ze Stefanem Niesiołowskim.
- Dlaczego? Za co?
- Za mentalność Ignacego Loyoli. Za to, że jak uczniak szkoły podstawowej sprzecza się, kto był pierwszy. Za to, że przypomina mi formację "pryszczatych". Za to, że właśnie dzisiaj jest ministrantem. Za to, że - być może - niechcący popiera obskurantyzm i ksenofobię. Jego publiczna dewocja jest brzemienna w skutki. A przecież gdy siedzieliśmy razem w obozie, był to normalny człowiek i sympatyczny erotoman. W pudle rozmawialiśmy przeważnie o kobietach.
Jacek Bierezin, rocznik 1947, pisarz i poeta, działacz "Ruchu" i KOR, założyciel podziemnego, a następnie emigracyjnego pisma "Puls". Po wyjściu z obozu dla internowanych wyjechał do Paryża.

Potem zaczęła się seria wydarzeń typu: telefony do mnie po nocy, niby przypadkowe spotkania w Sejmie, wymowne spojrzenia.
I propozycje. Nie mogłam się od niego odczepić. W końcu powiedziałam, że zgadzam się na integrację seksualną, ale zaproponowałam zakład. Działo się to w czasie, kiedy upadł rząd Olszewskiego i to był przełomowy moment. Koalicja zaczęła się dogadywać i Pawlak miał szansę stworzyć rząd.
Założyłam się ze Stefanem, że jak Pawlak utworzy rząd, to nic z tego nie będzie, a jak nie, to pójdę z nim do łóżka.
Jak wiadomo Pawlak nie utworzył rządu. Stefan oczywiście natychmiast przyleciał z wywieszonym językiem po wygraną.
Zapytałam przewrotnie:
- Stefan, czy wykorzystałbyś przegraną kobietę?
- Nie mam żadnych oporów - stwierdził.

Anna Niesiołowska o swoim mężu:
On w ogóle nie ma tendencji do upijania się. Natomiast jeżeli ktoś wcale nie pije, to patrzy na niego podejrzliwie i powtarza żartobliwie: "Kto nie pije, ten kapuje".
Zawsze był otoczony kobietami. Nie jestem zazdrosna. Są rzeczy ważniejsze, na przykład wzajemna tolerancja, rozumienie się, zostawianie sobie nawzajem miejsca do życia.
(z książki Krystyny Pytlakowskiej i Ewy Wilcz-Grzędzińskiej Lwy (nie)ujarzmione, czyli żony o sławnych mężach, Warszawa 1992)

Zaczęłam grać na zwłokę. Powiedziałam, że trzeba znaleźć miejsce, gdzie można byłoby to zrobić. Na hotel sejmowy nie chciałam się zgodzić, u mnie nie, bo nie mieszkałam sama.
Pozostawały Walewice. Umówiliśmy się tam, ale ja wtedy taktycznie rozchorowałam się na anginę i nie pojechałam do Walewic. Ani przez moment nie zamierzałam iść z nim do łóżka. Nie pociągał mnie w najmniejszym stopniu. Nie lubię facetów niechlujnych, a Stefan do nich należy. Ubiera się byle jak, często ubranie jest wymięte, obszarpane, a nawet brudne.
Stefan Niesiołowski, jak się dowiedział o Stowarzyszeniu Pani Walewskiej, to koniecznie chciał być zaproszony na raut.
- Nie mogę cię zaprosić - powiedziałam mu - z bardzo prostej przyczyny, bo jak ty tam będziesz, to inni nie przyjmą zaproszeń.
- Dobra, to ja nie przyjadę na przyjęcie, przyjadę później. A co w ogóle robi to Stowarzyszenie Pani Walewskiej?
- Słuchaj, a co robiła pani Walewska?
- Żartujesz!
- Gdzie tam! Nie żartuję.
- I co, ze wszystkimi?
- Ze wszystkimi.
- Ze wszystkimi, którzy chcą?
- No nie! Dobieramy ich bardzo skrupulatnie.
- To ja się kwalifikuję, co?
- Nie wiem, będziesz musiał zostać rozpatrzony przez najwyższe władze stowarzyszenia, które kwalifikują, czy ktoś się nadaje, czy nie.
- A decydować będziesz ty, prawda? Sprawdzać praktycznie?
- Nie, sprawdzamy praktycznie wszystkie, więc musisz się przygotować na obsłużenie co najmniej kilkunastu dam.
- Żartujesz!
- Mówię poważnie.
- To ja się jeszcze zastanowię i dam ci odpowiedź. Chociaż ja bym wolał tylko z tobą, ale jak będzie taka konieczność, to nie ma problemu.
Albo te słynne jego przypowieści o posłankach Bogumile Bobie i Józefie Hennelowej. Raz w złości powiedziałam, że jak mi przyniesie dowód, że się przespał z Boba, to możemy porozmawiać. Zaperzył się i rzucił:
- Nie możesz być taką świnią, to tak, jak bym ci kazał iść do łóżka z Goryszewskim. Rozumiem, że ze mną można się przespać, ale z Goryszewskim? Taki zapluty...
O Bobie tak mówił:
- Ja to bym tego nie tknął nawet gdyby na świecie nie było żadnej innej kobiety, zostałbym onanistą, ale Boby bym nie tknął.

Bogumiła Boba, ur. 9 sierpnia 1945 roku w Krakowie; chirurg. Wyborcza Akcja Katolicka, członek ZChN. Sejmowa Komisja Kultury i Środków Przekazu.
W Sejmie wsławiła się straszeniem przed EWG. Nawiązała do głośnej sprawy 14-letniej Irlandki, której sąd uniemożliwiał wyjazd do Anglii w celu przerwania ciąży będącej efektem zgwałcenia:
"Jesteśmy społeczeństwem chrześcijańskim, w większości katolickim, powinniśmy zachować oblicze katolickie i polskie. Irlandia broni życia i - będąc w EWG - jest psychologicznie szantażowana, zmuszana do zrezygnowania ze swoich zasad. Czy i my chcemy się na to skazać?"

Opowiedziałam to Ewie Spychalskiej, nie chciała wierzyć. Wykręciłam numer do Niesiołowskiego, zaproponował żebym przyjechała, ale słyszałam jakiś kobiecy głos, z lekka dyszkantowaty.
- Po co? - zapytałam - Przecież masz tam jakąś babę.
- Nie, to Rysiek Czarnecki.
Oddał mu słuchawkę i Czarnecki przez 15 minut piskliwym głosikiem przekonywał mnie, że nie jest kobietą.
Potem powiedziałam:
- Wiesz, Stefan, zastanowiłam się i chcę żebyś się przespał z Boba, inaczej nie widzę możliwości naszej integracji seksualnej.
I natychmiast oddałam słuchawkę Ewie. Ewa zrobiła się blada, otworzyła oczy ze zdumienia. Stefan, myśląc, że mówi do mnie, opowiedział jej historię o bezludnej wyspie: gdyby miał do wyboru Bobę albo rekiny, to bez mrugnięcia okiem wybiera rekiny.
On i Kwaśniewski stale żartowali sobie kosztem Hennelowej. Spotykając się w Sejmie pytali się wzajemnie:
- No, co u ciebie z Hennelową?
- Jak zwykle.
- A u ciebie?
- Bez zmian.
Loża dziennikarska jest naprzeciwko miejsc zajmowanych przez posłów ZChN. Stefan, gdy widział, że wchodzę na miejsca dla dziennikarzy, wybiegał i czekał przed kuluarami u góry. Czasem i 20 minut. Albo prosił kogoś ze straży marszałkowskiej, żeby mnie wywołał i wyciągał mnie na spacery do parku przy Sejmie. Tam siadaliśmy na ławce i musiałam koić frustracje przegranego polityka. Najczęściej się to zdarzało, jak ktoś mu dokuczył w Sejmie, albo jak ZChN przegrywał jakieś głosowanie.
A to Kuroń mu dopieprzył, że się #!$%@?ł na przesłuchaniu, a to mu odrzucili projekt ustawy o aborcji, zawsze było coś, żeby przytulić go do piersi.
Na przykład 4 czerwca, kiedy upadł rząd Olszewskiego. Stefan wygłosił wtedy płomienne przemówienie w obronie tego rządu:
"Oczywiście, że Klub Parlamentarny ZChN, w imieniu którego mam zaszczyt przemawiać, będzie głosował przeciwko odwołaniu rządu Jana Olszewskiego. Wniosek o dymisję tego rządu traktujemy jako przejaw nieodpowiedzialności i jako krok w kierunku destabilizacji państwa polskiego. (oklaski) Będziemy głosowali tak dlatego, że jest to rząd autentycznego, a nie deklaratywnego antykomunizmu. Jest to rząd odejścia od «okrągłego stołu», odejścia od «grubej kreski», odejścia od tego wszystkiego, przeciwko czemu wielu panów na tej sali zabierało głos. (oklaski) I jeżeli dzisiaj, w trzecią rocznicę wyborów, tak się przypadkowo złożyło, że mam zaszczyt przemawiać w parlamencie wolnej Polski, to chciałbym powiedzieć, że jest to jakby symboliczny powrót - oczywiście ze wszystkimi zmianami - do konstrukcji «okrągłego stołu». Tego ZChN nigdy nie poprze".
A potem, w parku, mocno to wszystko przeżywał i domagał się ode mnie pociechy.
Rozmawialiśmy bardzo dużo o Antonim Macierewiczu. Stefan mocno popierał jego akcję z teczkami i sprzeciwiał się usunięciu go z ZChN.
- To przecież jest nie do zniesienia, że ludzie, którzy kablowali na kolegów, są teraz posłami.
- A nie uważasz, że działania Macierewicza wyrządziły więcej szkód niż korzyści, że nie wolno rzucać takich oskarżeń, jeżeli nie ma się stuprocentowych dowodów?
- Agentów należy ujawnić i koniec! A Antek jest moim przyjacielem.
Stefan przy każdej okazji przypominał, ile to lat siedział w więzieniu, jaki to z niego bohater, od małego walczył z komuną, a w tym czasie inni współpracowali z SB. Nigdy nie przyszło mi do głowy zapytać, za co konkretnie siedział. Gdybym wiedziała, że walczył z komuną za pomocą niszczenia śladów obecności Lenina w Polsce, to dokuczałabym mu tym, bo to przecież była śmieszna dziecinada.
- Ale Macierewicz skrzywdził Wiesława Chrzanowskiego, który też wiele lat siedział w więzieniu, w znacznie gorszych czasach niż ty.
- Gdybym miał tyle lat co Chrzanowski, to z pewnością siedziałbym dwa razy dłużej w więzieniu!
- Już wiem, dlaczego tak się przyjaźnisz z Macierewiczem: obaj macie nierówno pod sufitem!
Obraził się i strasznie na mnie nakrzyczał. Stefan jest bardzo impulsywny. Nie obraża się tak, że na przykład nie odzywa się do kogoś, tylko wyrzuca całą złość z siebie, ale szybko mu przechodzi.
Opowiadał mi o swojej żonie. Poznali się w sytuacji lekarz - pacjent, po wyjściu z więzienia miał coś z oczami. Pani doktor bardzo mu się spodobała i Stefan od razu próbował ją poderwać. Na recepcie był numer jej telefonu. Dzwonił do niej, próbował się umówić, pisał listy. I tak to się zaczęło. Ożenił się w 1975 roku, na weselu podobno była cała opozycja, między innymi Jacek Kuroń.
Ma niezmiernie irytującą cechę wydawania opinii w ważnych sprawach na podstawie własnego widzimisię. Twierdzi, że jest świetnym psychologiem i natychmiast rozszyfrowuje ludzi.

Wypowiedź Stefana Niesiołowskiego w sprawie aresztowania Aleksandra Gawronika dla Radia "Z" (cytat za tygodnikiem "NIE" nr 43/92):
Dla mnie Gawronik, ale to co mówię jest intuicja, ja jak siedziałem w więzieniu to prawie w 80% po twarzy rozpoznawałem artykuł. Gwałciciela rozpoznawałem. To na ogół tacy niewysocy byli, ruchliwi tacy, powiedzmy tacy. Aferzyści - też ich rozpoznawałem. Rozpoznawałem zabójców, na ogół byli tacy, powiedzmy, zwaliści, koło pięćdziesiątki, i ja w Gawroniku wyczuwałem aferzystę. To znaczy moja intuicja więźnia, który rozpoznaje po twarzy artykuł, mówiła mi, że Gawronik jest aferzystą. Ja mówię, no tu decyzja należy do sądu, no, ja nie mogę przecież, nie mam pojęcia, czy ta decyzja jest słuszna. Intuicja mi mówi, że słuszna.

Któregoś dnia siedzieliśmy w starej sejmowej restauracji z Iwoną i Witkiem Gadomskim. Jedliśmy obiad, nagle wchodzi Niesiołowski. Wchodzi, patrzy na nas i wychodzi. W ciągu pół godziny przyszedł tak jakieś trzy czy cztery razy, dokładnie nas obserwując. Strasznie nas to bawiło. Potem, jak się spotkaliśmy, napadł na mnie:
- Jak możesz z takim obślizgłym facetem, jak Gadomski, siedzieć przy jednym stole? Nigdy się tego po tobie nie spodziewałem! Tak mnie to zdenerwowało, że aż kilkakrotnie musiałem przejść, żeby zobaczyć, czy ten cham cię nie obmacuje pod stołem.
Uspokoiłam go, że Gadomski nie dla mojej osoby przesiadywał przy stole, ale Stefan był wyraźnie zaniepokojony faktem, że Gadomski śmie siedzieć obok mnie.
Gdy Hanna Suchocka została wybrana na premiera, Niesiołowski zadzwonił i zapytał:
- Czy wiesz, z kim masz do czynienia?
- Pojęcia nie mam.
- Z architektem nowego rządu!
I przez 20 minut przechwalał się, jak ważną ma pozycję w obecnej koalicji rządowej i jak wielki ma wpływ na posunięcia Hanny Suchockiej. On z nią wyjeżdżał do Genewy. Po powrocie skomentował ten wspólny pobyt:
- Coś z nią musi być nie tak, skoro na mnie nie leci.
Znajomość ze Stefanem skończyła się, bo 22 lipca postawił ultimatum: wóz albo przewóz. Zapamiętałam datę z powodu stypy z okazji byłego święta państwowego. Wtedy już musiałam powiedzieć tak albo tak.
Obraziłam go wtedy, wjechałam na temat aborcji, był to czas, kiedy ta ustawa praktycznie przeszła. Byłam tym bardziej wkurzona, że poprzedniego dnia ekipa ZChN-owska do dwunastej w nocy szampanami opijała zwycięstwo. Zaprosił mnie tam Stefan, ale odmówiłam, bo takiego czegoś bym nie świętowała.
Siedzieliśmy w barku za kratą, zadałam mu spokojnie pytanie:
- Jaki sens ma ustawa, kiedy coraz powszechniejsza staje się francuska pigułka, która roni ciążę i po problemie?
- Tak, ale w Polsce jej legalnie nie ma.
- Ja ją będę przywozić - stwierdziłam.
Stefan zareplikował:
- Jak tak, to ja będę ci na granicy wszystko przeszukiwał, łącznie z ginekologiczną kontrolą.
To go chyba najbardziej rajcowało.
- Jesteś pieprzonym hipokrytą - powiedziałam. Wtedy się zdenerwowałam. Zapytałam: - A co będzie, jak zajdę z tobą w ciążę?
- Będziemy uważać - odpowiedział.
- Ale uważać nie można na 100%, jak zajdę, to co zrobisz?
- To będę wychowywał - odważnie powiedział pan poseł.
- Chyba sam, bo ja na pewno nie, a poza tym nie mam ochoty czegoś takiego urodzić, dokonałabym aborcji.
- Poważnie, usunęłabyś ciążę?
- Tak. A poza tym, gdybym ujawniła, z kim miałam dziecko, ustawa o aborcji ległaby w gruzach.
- Ty byś to zrobiła?
- Z wielką przyjemnością.
- Wiesz, jesteś wredna.
- A ty jesteś hipokrytą.
- Ty kompletnie nie rozumiesz na czym ta rzecz polega.
- To ty masz tok myślenia mrówki.
Pożegnaliśmy się kulturalnie:
- Zadzwonię kiedyś.
- Jak chcesz - mruknęłam i na tym skończyła się nasza znajomość.

Stefan Niesiołowski, urodził się 4 lutego 1944 roku w Kałęczewie koło Łodzi w rodzinie ziemiańskiej. Ojciec Janusz brał udział w wojnie polsko-bolszewickiej, kampanii wrześniowej i był żołnierzem AK. Po wojnie był prześladowany przez U B. Brat matki, Tadeusz Łabędzki, działacz Stronnictwa Narodowego i Młodzieży Wszechpolskiej, żołnierz Narodowej Organizacji Wojskowej i Narodowych Sił Zbrojnych, został po wojnie zamordowany przez U B podczas śledztwa.
Ukończył w 1968 roku biologię w Uniwersytecie Łódzkim, gdzie pracuje naukowo. W 1979 roku zrobił doktorat.
Od 1964 roku działał w nielegalnej organizacji niepodległowościowej RUCH. Był współautorem deklaracji programowej "Mijają lata". Razem z S. Turschmidem redagował pismo "Informator". Uczestniczył w zrzuceniu tablicy z podobizną Lenina na Rysach.
Aresztowany 20 czerwca 1970 roku, 23 października 1971 został skazany na 7 lat więzienia za czynienie przygotowań do obalenia ustroju siłą. Z więzienia w Barczewie wyszedł 24 września 1974 na mocy amnestii uchwalonej pod naciskiem Kościoła i Polonii amerykańskiej.
Działał w Ruchu Obrony Praw Człowieka i Obywatela (ROPCiO), organizacji o innej orientacji ideowej niż KOR.
Od 1980 roku w "Solidarności". Stworzył "Biuletyn Ziemi Łódzkiej", który stał się organem Zarządu Regionu "Solidarności". Internowany od 13 grudnia 1981 do 25 listopada 1982 w Sieradzu, Jaworzu i Darłówku.
Poseł od 1989 roku. Żonaty (Anna, lekarz okulista), córka Joanna.
  • 2